CZ. II. „Z woli Wszechmogącego i Najmiłosierniejszego Boga - TopicsExpress



          

CZ. II. „Z woli Wszechmogącego i Najmiłosierniejszego Boga zaczyna się nowa epoka w życiu naszej ojczyzny. Zwycięską armię niemiecką, która zajęła już niemal cały kraj, witamy z radością i wdzięcznością za oswobodzenie od wroga”. Szczerze o tym przekonany metropolita pisał, że właśnie ta armia, jak w pierwszej wojnie światowej, pomoże Ukraińcom odbudować samostijną Ukrainę. Chyba nie by jeszcze wówczas, urzeczony „aktem odbudowy państwowości ukraińskiej”, świadomy prawdziwych zamiarów okupanta. Łudził się, że oto spełnia się akt woli Bożej — wymodlonej przez całe pokolenia. Przeto w dalszej części pisał: „W tej ważnej, historycznej chwili, wzywam was do wdzięczności Bogu, wierności dla Jego Cerkwi, posłuszeństwa dla władzy, usilnej pracy dla dobra ojczyzny”. Arcywładyka apelował: „Wszyscy, którzy czują się Ukraińcami i chcą pracować dla dobra Ukrainy, niechaj zapomną o partyjnych różnicach, niechaj pracują w jedności i zgodzie nad odbudową tak bardzo zniszczonego przez bolszewików naszego życia ekonomicznego, oświatowego i kulturalnego. W Bogu nadzieja, że na podwalinach solidarności i usilnej pracy wszystkich Ukraińców powstanie soborowa Ukraina nie tylko jako wielkie słowo oraz idea, ale jako żywy, zdolny do istnienia, zdrowy, potężny organizm państwowy, zbudowany ofiarą życia jednych i mrówczą pracą, żelaznym wysiłkiem i trudem —drugich”. Nie zapomniał też metropolita o tym: komu Ukraińcy to wszystko zawdzięczają: „Żeby Najwyższemu podziękować za wszystko, co nam dał — pisał — i uprosić potrzebnych łask na przyszłość, każdy duszpasterz odprawi w najbliższą niedzielę… dziękczynną Mszę Świętą, a po pieśni »Ciebie Boże chwalimy« zaintonuje mnoholitije zwycięskiej armii niemieckiej…”. Działając na rzecz jedności narodowej, którą należało (o czym przekonał się arcywładyka wysłuchawszy relacji bp. Slipyja z pobytu w Proświcie) montować, poczynając od OUN, metropolita skierował 2 lipca 1941 roku list do Melnyka. Sądził, jak się wydaje, że swoim autorytetem będzie w stanie zgalwanizować OUN, której już nigdy zjednoczyć się nie udało. „Wielce Szanowny Panie Pułkowniku —pisał. —Cała społeczność ukraińska domaga się Pańskiego porozumienia z Banderą oraz zlikwidowania tak bardzo szkodliwego dla sprawy ukraińskiej rozdarcia”. Rozdarcie na dwie zwalczające się nożami i rewolwerami organizacji Ukraińców wschodniomałopolskich uzna-wał za główne niebezpieczeństwo chwili, które może doprowadzić nawet do wojny domowej. Czy jest w tym logika i sens: „aby OUN przyniosła nam — pisał dalej — po niewoli bolszewickiej wojnę domową i wszystkie nieszczęścia, które wojna ta ze sobą niesie”. Postanawia więc autokratycznie i jak surowy ojciec, który godzi poróżnione dzieci, sam zawyrokować. Przeto pisze: „Uznajemy p. Jarosława Stećkę jako Pańskiego i p. Bandery podwładnego —nie wnikając w wasze wewnętrzne spory. Proszę przyjąć to do wiadomości. Oczekujemy odpowiedzi o waszym wspólnym porozumieniu”. Metropolita nie zakończył myśli, nie użył żadnej groźby, ale oponenci mogli się domyślać, mogli się spodziewać, że Kyr Andrej cofnie któremuś swoje poparcie, a to mogło oznaczać najgorsze. Mimo tej groźby sprawa jedności OUN nie posunęła się ani o krok. Nigdy przedtem ani później nie zredagował tylu listów pasterskich w ciągu dziesięciu dni. Ta wielka płodność świadczyła o ogromnym podnieceniu i napięciu, w jakim żył arcywładyka uznający potrzebę sięgania po pióro (…) W taki sposób niejako automatycznie Szeptycki znalazł się po stronie melnykowców. Na ten fakt wskazuje również, zaskakujacy w swej treści, adres gratulacyjny wysłany do Hitlera 23 września 1941 roku z okazji zajęcia przez Wehrmacht Kijowa. „Jego Wysokość Fuhrer Wielkiej Rzeszy Niemieckiej Adolf Hitler. Berlin. Kancelaria Rzeszy”. Tak list został zatytułowany. A oto jego treść: „Wasza Ekscelencjo! Jako zwierzchnik grekokatolickiej Cerkwi, przekazuję Waszej Ekscelencji serdeczne poważania z okazji zajęcia stolicy Ukrainy, złotowierzchniego miasta nad Dnieprem — Kijowa… Widzimy w Panu niezwyciężonego wodza niezrównanej i sławnej Armii Niemieckiej. Sprawa zniszczenia i wykorzenia bolszewizmu, jaką Pan, jako Fuhrer Wielkiej Rzeszy Niemieckiej przyjął za w tym pochodzie, zaskarbia Waszej Ekscelencji wdzięczność całego chrześcijańskiego świata. Ukraińska Cerkiew grekokatolicka wie o historycznym znaczeniu potężnego ruchu Narodu Niemieckiego pod Pańskim kierownictwem. Będę się modlił do Boga o błogosławieństwo zwycięstwa, które stanie się rękojmią trwałego pokoju dla Waszej Ekscelencji, Armii Niemieckiej i Niemieckiego Narodu. Z osobistym szacunkiem Andrzej hrabia Szeptycki — metropolita” Jest to dokument kompromitujący — choć apologeci Szeptyckiego uważają inaczej. Metropolita był antykomunistą i życzył klęski Związkowi Sowieckiemu liczył też na niemiecką życzliwość względem Ukraińców. Listem swoim chciał zwrócić uwagę Hitlera na „problem ukraiński” i przychylnie go do niego nastroić. W bardzo podobnym tonie był też zredagowany list kijowskiej URN podpisany m.in. przez Szeptyckiego i wysłany na ręce Hitlera w listopadzie 1941 r. Gdy kardynał Tisserant otrzymał kopię tego listu (dokładnie 23 marca 1942) przekonany, że jest to fałszywka zmajstrowana aby pogrążyć metropolitę. Nie wiedział jeszcze, że Szeptycki podpisze jeszcze jedno pismo URN do Hitlera z dnia 14 stycznia 1942 roku — co oznaczało także jego podpis pod wyrokiem śmierci na ten organ. List bowiem mówił o niepodległości Ukrainy, gdy tym czasem Hitler już widział tę krainę jako kolonię niemiecką. (...) Z Szeptyckim rozmawiał także gen. Kazimierz Sawicki-„Prut” — komendant Obszaru Lwowskiego AK, ale ta rozmowa go rozczarowała. Sekretarka szefa sztabu AK tego obszaru Zofia Szwabowicz-„Klaudia” notuje w opracowaniu Wspomnienia z pracy AK: „Delegatura rządu polskiego w Londynie zleciła »Dziadkowi« (gen. Sawickiemu — E.P.) doprowadzić do porozumienia i ugody z Ukraińcami. W tym celu miał on spotkanie z abp. Andrzejem Szeptyckim. Po rozmowie jednak oświadczył, że nie będzie (więcej) pertraktował z człowiekiem, trzymającym nóż w ręku”. I dalej: „Gdy z dnia na dzień zwiększała się liczba zamordowanych… wówczas Niemcy, obawiając się zamieszek na tyłach frontu, spowodowali, że abp Szeptycki wezwał na kazaniu rodaków, by nie mordowali «braci w Chrystusie«. Ukraińcy po wyjściu z cerkwi św. Jura komentowali, że „Lach to nie brat”. Relację uzupełnia ppłk dypl. Henryk Pohowski — szef kontrwywiadu Obszaru Lwowskiego AK w opracowaniu Wspomnienia z pracy konspiracyjnej w Sztabie Obszaru Południowo-Wschodniego Armii Krajowej (1941-1944). „Ponieważ dość często zdarzały się napady na kościoły katolickie — pisze — w czasie niedzielnej sumy, przy czym podpalano kościoły, mordowano wiernych z kobietami i dziećmi oraz księżmi, podejmowaliśmy szereg interwencji u metropolity Szeptyckiego, dla uzyskania listu pasterskiego w tej sprawie. Nie uzyskaliśmy jednak niczego”. (...) Jednocześnie metropolita przypomniał sobie zakonnicę-bazyliankę, która go zapewniała o zwycięstwie Hitlera — bo miał jej o tym „powiedzieć sam Bóg Ojciec”. Starzec uczepił się tej iluzji i napisał list do Hitlera. List jest pełen pocieszenia dla przegrywającego fuhrera i być może w ten oryginalny sposób również i sobie władyka dodawał otuchy. „Wasza Ekscelencjo! — pisze w nim. — Niżej podpisany ukraiński arcybiskup obrządku bizantyjskiego we Lwowie, od wielu lat zna pewną kobietę, która też już wiele lat entuzjazmuje się Fuhrerem i zawsze za Niego się modli. Ta kobieta jest prorokinią mającą często tajemne widzenia, które według zasad mistycznej teologii mogą być uważane za słowa Najwyższego. Kobieta ta prosi mnie o napisanie pisma. Czynię to z ochotą w nadziei, że tym samym spełniam swój obowiązek wobec Waszej Ekscelencji. Prorokini tej powiedziano wiele: Hitler w pokorze prosił mnie o zwycięstwo. Będzie on wysłuchany i zdobędzie największą na świecie sławę, jeżeli wypełni to, czego od niego wymagam. Powinien on w pełnej jednomyślności z głową chrześcijań-stwa, Jego Świątobliwością papieżem rzymskim, pomóc chrześcijaństwu w uzyskaniu zwycięstwa… Jeżeli Wasza Ekscelencja zechce uzyskać więcej danych, tedy jestem do usług. Waszej Ekscelencji oddany sługa Andrzej Szeptycki, arcybiskup”. Odpowiedź, jak tego należało się spodziewać, nie nadeszła. Biskup grekokatolicki Josyf Slipyj /pierwszy z lewej/, następca metropolity A.Szeptyckiego, w otoczeniu dygnitarzy i oficerów niemieckich - 1941 r zdjęcie ze zbiorów Instytutu Kresów Wschodnich w Przemyślu. Biskup grekokatolicki Josyf Slipyj i inni przedstawiciele ukraińskiego grekokatolickiego duchowieństwa witają Generalnego Gubernatora Hansa Franka - 1941 r. W kwietniu 1943 r. z okazji powołania dywizji SS-Galizien roku katedrze greckokatolickiej pod wezwaniem św. Jura we Lwowie odbyło się uroczyste nabożeństwo, z udziałem władz niemieckich, celebrowane przez tegoż biskupa J.Slipyja. zdjęcie ze zbiorów Instytutu Kresów Wschodnich w Przemyślu. Artykuł z banderowskiej gazety "Samostijna Ukraina" z opublikowanym listem metropolity A.Szeptyckiego "witającego z radością i wdzięcznością" niemiecką armię - 1941 r. zdjęcie ze zbiorów Instytutu Kresów Wschodnich w Przemyślu. * * * "Wokół postaci Andrzeja Szeptyckiego" Jan Selwa czasopismo historyczno-publicystyczne „Na Rubieży” nr 2/1994 Różne sprawy postawy i działalności Andrzeja Szeptyckiego, metropolity grekokatolickiego we Lwowie (1865-1944), pozostają ciągle wątpliwe, niejasne czy wręcz zagadkowe. Dla wielu przekonanych, że Szeptycki pochodził z wybitnej polskiej rodziny już sam wybór drogi życiowej, zapoczątkowany wstąpieniem do grekokatolickiego zakonu Bazylianów, wydaje się czymś intrygującym. Można zaryzykować twierdzenie, że chodzi o osobę bardzo kontrowersyjną. Stało się to szczególnie widoczne, kiedy przed kilku laty wszczęto jego proces beatyfikacyjny, którego rezultatem będzie zapewne wyniesienie przez papieża na ołtarze. Dla wielu Polaków już sam fakt wszczęcia procesu jest czymś oburzającym. Trzeba stwierdzić, że Szeptycki czeka na swego rzetelnego badacza. Nie będzie miał łatwego zadania wobec trudności ustalenia wielu faktów. Nie pretendując do tej roli, chcę sprostować kilka rozpowszechnionych błędów, dotyczących przodków i rodziny. Trzeba zacząć od tego, że całkowicie błędne jest przekonanie, że Szeptycki to Polak, który stał się Ukraińcem. Prawdziwe natomiast jest twierdzenie, że był Rusinem, który został znanym Ukraińcem. Ród Szeptyckich wcale nie był rodem polskim. Był tylko skoligacony z wielu polskimi rodami. Oddziaływanie polskiej kultury szlacheckiej było tak silne, że niektórzy członkowie tego rodu czuli się Polakami. Z drugiej strony pielęgnowane były także tradycje ruskiej przeszłości i wybitnej roli, jaką odegrali niektórzy przodkowie, zwłaszcza w życiu kościelnym obrządku wschodniego. W Przyłbicach, wsi położonej około 12 km na południowy wschód od Jaworowa, gdzie urodził się Roman Szeptycki (Andrzej to imię, jakie przyjął wstąpiwszy do zakonu i chyba nieprzypadkowo to właśnie imię, zważywszy na rolę, do jakiej się sposobił) – nie było kościoła, tylko cerkiew ufundowana przez biskupa przemyskiego obrządku grekokatolickiego Atanazego, Andrzeja Szeptyckiego (1735-1800), który był bratem pradziadka Romana. Nie był to zresztą jedyny biskup obrządku wschodniego z rodu Szeptyckich. Często podkreśla się, że Szeptycki był synem córki Aleksandra Fredry i bratem Stanisława, polskiego generała. Na Wschodzie małżeństwa polsko-ruskie były powszechne nie tylko wśród chłopów. Trzeba też pamiętać, że tzw. warstwy wyższe są zawsze bardziej kosmopo-lityczne, a w XIX w. zasadnicze znaczenie miały nie względy narodowościowe, a stanowe, klasowe. Przypomina się brata Stanisława, a pomija drugiego brata Kazimierza (imię zakonne Klemens), który był ihumenem (przeorem) w ruskim klasztorze Bazylianów Studytów. Stanisław zanim przeszedł do wojska polskiego był generałem c.k. Austrii. Kto zna stosunki na wschodzie nie dziwi się faktom, że jeden brat czuł się Polakiem, a drugi Ukraińcem. Piszącemu są osobiście znane takie wypadki. Rozważając sprawy świadomości narodowej, warto wspomnieć o Janie Kantym Szeptyckim, ojcu Andrzeja. Jest faktem, że w domu Szeptyckich w Przyłbicach posługiwano się wyłącznie językiem polskim, chociaż większość służby była pochodzenia ruskiego. Jan Szeptycki nie umiał mówić po rusku, ale na krótko przed swoją śmiercią w 1912 r. ze łzami w oczach mówił do swego ruskiego otoczenia: „Panowie wybaczcie, że nie mówię do was po rusku, ale zapewniam was, że ja jestem Rusin”. Jest to przekaz źródła ukraińskiego. Osobiście jestem przekonany o jego prawdziwości. Jak podaje w pamiętniku matka Andrzeja, swój zamiar zostania duchownym wyjawił on już w dziewiątym roku życia (zob. Zofia z Fredrów Szeptycka „Młodość i powołanie Romana Andrzeja Szeptyckiego zakonu św. Bazylego Wielkiego”, Wrocław 1993 r., opr. Bogdan Zakrzewski, str. 24). W czasie uczęszczania do gimnazjum w Krakowie pozostawał pod opieką i wpływem wy-bitnych jezuitów. Toteż kiedy wyjawił zamiar wstąpienia do zakonu Bazylianów, ojciec, który był temu przeciwny, uważał, że jest to rezultat „spisku jezuitów”. Trzeba pamiętać, że w tym czasie z polecenia papieża Leona XIII jezuici prowadzili reformę zakonu Bazylianów, poprzez który miała się dokonać odnowa duchowa kościoła grekokatolickiego, przygotowująca ekspansję na wschód przeciwko prawosławiu. Szeptycki był bardzo przejęty misją walki ze schizmą. Monarchia Habsburgów czuła się coraz bardziej zagrożona przez carską prawosławną Rosję. W Galicji szerzył się ruch tzw. Moskalofilów, którzy uważali Rusinów za część narodu rosyjskiego i przeciwstawiali się budzeniu świadomości ukraińskiej. Stąd też Austria popierała narodowe dążenia Ukraińców, wiążących losy narodu z monarchią Habsburgów. Po krótkiej służbie wojskowej, rozpoczętej w 1883 r. (ojciec uważał, że w wojsku Roman- zmieni zamiary), przerwanej ciężką chorobą, studiował prawo. W 1887 r. odbył wielką podróż po Rosji. Na wiosnę 1888 r. z matką i bratem Leonem został przyjęty na specjalnej audiencji przez papieża Leona XIII, który pochwalił chęć wstąpienia do Bazylianów, a Roman prosił o specjalne błogosławieństwo dla tego zakonu. W tym czasie ojciec pogodził się z planami syna, który w maju 1888 r. był już w klasztorze w Dobromilu. Szeptycki zdawał sobie sprawę z trudności swojej sytuacji. Do matki mówił, że Polacy będą go uważać za Rusina, a Rusini za Polaka. Wydaje się, że głównym szerzycielem niechęci do niego było duchowieństwo świeckie. Powstały rody popów, bo parafię zwykle obejmował syn po ojcu. Popi byli głównymi budzicielami świadomości ukraińskiej, bo szlachta ruska spolonizowała się. Kardynał Mychajło Łewyćkyj już wcześniej mówił: „My jesteśmy narodem popów i chłopów, a szlachty nie potrzebujemy”. W 1892 r. bazylianin Andrzej został wyświęcony na księdza. Już w 1896 r. był ihumenem klasztoru św. Onufrego we Lwowie, a w 1899 r. obiął diecezję stanisławowską. Rok później papież Leon XIII mianuje go grekokatolickim metropolitą lwowskim. Ta błyskotliwa kariera była niewątpliwie związana z potrzebami politycznymi monarchii Habsburgów. Przechodząc do spraw wydarzeń II wojny światowej, najlepszą odpowiedzią na pytanie, jaki był stosunek Szeptyckiego do eksterminacji ludności polskiej, prowadzonej przez nacjonalistyczne ugrupowania ukraińskie, będzie zamieszczona niżej: Korespondencja arcybiskupa rzymskokatolickiego Bolesława Twardowskiego z Szeptyckim Została ona opublikowana w „Przeglądzie Wschodnim”, tom II, zeszyt 2/6/-1992/93, str. 471-478. Eksterminacja polskiej ludności na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej, prowadzona przez szowinistyczne ugrupowania ukraińskie spod znaku OUN-UPA w okresie II wojny światowej nie mogła pozostać poza polem widzenia hierarchii Kościoła rzymskokatolickiego i Cerkwi grekokatolickiej. Dowodem tego jest częściowa korespondencja z okresu II wojny światowej, prowadzona pomiędzy arcybiskupem metropolitą lwowskim obrządku łacińskiego Bolesławem Twardowskim, a jego równorzędnym odpowiednikiem w Archidiecezji Lwowskiej obrządku grekokatolickiego – Andrzejem Szeptyckim. Według zebranych dowodów, prowadzonych przez Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów, nasilenie masowej eksterminacji polskiej ludności na Kresach Wschodnich II RP przez bandy OUN-UPA przybrało na sile w 1943 r. Organizacje te dla narodu polskiego to synonim ludobójstwa, grabieży i pożogi. W tym okresie abp Twardowski podjął interwencję u metropolity Szeptyckiego drogą korespondencyjną. Zachowana korespondencja jest świadectwem dra-matycznych zmagań abp Twardowskiego rządcy Archidiecezji Lwowskiej obrządku łacińskiego z najwyższym autorytetem religijno-moralnym Cerkwi grekokatolickiej metropolitą Szeptyckim. Charakterystyczne jest, że w listach kierowanych do metropolity Twardowskiego, abp Szeptycki nie zgadzał się z jego interpretacją faktów o mordach Polaków z rąk Ukraińców, upatrując właściwych sprawców tych wydarzeń wśród band dezerterów, Żydów, partyzantów bolszewickich, członków polskich organizacji rewolucyjnych i zwyrodniałych jednostek – sadystów. Jednocześnie wzywał abp Twardowskiego do wystosowania apelu do swoich diecezjan o zaprzestanie zbrodniczych rzekomo wystąpień przeciw ludności ukraińskiej. My żyjący jeszcze świadkowie tych dramatycznych wydarzeń z tamtych lat, dokładnie pamiętamy kim była i co wyczyniała ludobójcza organizacja OUN-UPA, której jedynym celem była całkowita eksterminacja ludności polskiej na Kresach Wschodnich II RP. Ileż cynizmu i fałszu zawierają listy abp Szeptyckiego. Dla wierzącego katolika mającego Pana Boga w sercu, nie mieści się w zdrowym rozsądku, że tak wysoka osobistość Cerkwi grekokatolickiej była zaślepiona w swoim postępowaniu. * * *
Posted on: Sat, 03 Aug 2013 12:07:40 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015