O mózgu i myśleniu PDF Drukuj Email umyśle, uczeniu - TopicsExpress



          

O mózgu i myśleniu PDF Drukuj Email umyśle, uczeniu się, pamięci Co to jest mózg i skąd się wziął? Katarzyna Stróżyńska Fragment wykładu poprzedzającego warsztaty Zarządzania własnym mózgiem Możesz sobie przypomnieć swój pierwszy komputer? Pamiętasz jak się zużył i co wtedy z nim zrobiłeś? Dołożyłeś pamięci? Wymieniłeś obudowę i z PC-ta zrobiłeś laptop? Nie??? Oddałeś stary i kupiłeś nowy? No to z mózgiem jest dokładnie odwrotnie - nie da się go wymienić na lepszy model i trzeba go stale naprawiać. Mózg to ok. 1500 gramów substancji składającej się z tryliona komórek. Mamy w czaszce to wszystko co odziedziczyliśmy po najstarszych przodkach: dinozaurach, pierwszych czworonożnych futerkowych ssakach, małpach, małpoludach i wszystkich hominidach pochylonych i wyprostowanych. Na żadnym etapie rozwoju nie wydłubano nam z czaszek starego i nie dano nowego mózgu. Nosimy więc w głowach cały bagaż doświadczeń, przeżyć, umiejętności i zachowań, które umożliwiły naszym przodkom przeżycie i wydanie potomstwa - i tak od mniej więcej 65 mln lat, kiedy to wyginęły dinozaury i rozpoczął się dynamiczny rozwój ssaków. Rozwój tak dynamiczny, że w ciągu 63 mln lat z małych gryzoni wyewoluowały istoty umiejące wykonać proste kamienne narzędzia! Półtora miliona lat temu okiełznaliśmy ogień, od 600 tys lat umiemy zbudować szałas a od 460 tys lat posługujemy się oszczepem. Aby posiąść te umiejętności nie był potrzebny tak doskonały mózg jak nasz. Najstarsza znaleziona czaszka mieszcząca mózg takiej samej wielkości jak ten, który mamy w głowie pochodzi zaledwie sprzed 200 tys. lat. Gdyby te 200 tys. lat umieścić na czubku ludzkiej głowy a współczesność na podeszwie butów, to okazałoby się, że mniej więcej do kolan ziemię dzieliliśmy z neandertalczykami, a do miejsca tuż nad kostką z tygrysami szablozębnymi. W tym miejscu tuż nad kostką także udomowiliśmy psa i wynaleźliśmy siekierę. Wkrótce potem wyginęły mamuty. W okolicach kostki rozwijaliśmy rolnictwo, zbudowaliśmy pierwsze miasta, wynaleźliśmy koło, krzesło, alfabet, piwo i potem już rozwijaliśmy się w lawinowym tempie. Na wysokości palców obracaliśmy już pieniądzem, rozwijała się sztuka w Grecji i Rzymie. Państwo Piastów, lot na księżyc, osobisty komputer i sonda na Marsie mieszczą się razem w podeszwie buta i to niezbyt grubej podeszwie. Tak więc w miarę bezpiecznie na naszej ziemi mogliśmy się poczuć w okolicach kostki, gdy wyginęły wielkie drapieżniki. Czy jednak 180 tys. lat uczenia się przez mózgi naszych przodków jak się nie dać zjeść tygrysowi szablozębnemu można odłożyć do lamusa? Nie da się... Nasze mózgi przez miliony lat przystosowywały się do tego by błyskawicznie rozpoznawać: wróg? przyjaciel? pożywienie? wróg? seks? pożywienie? Doskonale rozumiemy, że pomyłka karana była bezpotomną śmiercią. W toku ewolucji do perfekcji opanowaliśmy mechanizm: uciekaj, zostań, walcz. Decyzja ta aby mogła zadziałać skutecznie musiała być podjęta w ułamku sekundy. Na myślenie nie było czasu - i tak przez miliony lat po dziś dzień. Tygrysów nie ma od 20 tys lat zaledwie, od dziewięciu tysięcy możemy schronić się za murami miast, od pięciu tysięcy lat siedzimy na krześle, od dwudziestu lat przy biurku z komputerem. Tymczasem nasze mózgi nie zorientowały się jeszcze, że szablozębne wyginęły a ludzie z naszego otoczenia nie są naszymi śmiertelnymi wrogami i na obecność szefa, klienta, egzaminatora każą ciału reagować ucieczką lub walką - tak jakbyśmy za chwilę mieli zginąć w paszczy tygrysa. I jak tu w takich warunkach z taką historią w głowie i pamięcią genetyczną realizować ambitne przedsięwzięcia, zmiany w firmie, kolejne specjalizacje, doktoraty, habilitacje, budowę nowego domu i podróż dookoła świata????? Obliczono, biorąc pod uwagę liczbę połączeń międzyneuronowych w mózgu, że cała światowa sieć telefoniczna zajęłaby tam miejsce wielkości ziarnka grochu. Niesamowity potencjał! Prawda? Problem jest tylko taki, że ta niezwykle skomplikowana i niewyobrażalnie pojemna maszyna ma moc elektryczną ok. 20-25 Watów to tyle co najsłabsza żarówka. Wyobrażacie sobie zarządzanie światową siecią telefoniczną dysponując 25 Watami mocy? No to wyobraźcie sobie zarządzanie własnym mózgiem! (...) Przy 2% masy, mózg zużywa energię 10 razy szybciej niż inne części ciała. To właśnie mózg zarządza energią w organizmie i tak nią gospodarzy, by przede wszystkim zaspokoić swoją żarłoczność. Sekcje zwłok osób zagłodzonych na śmierć dostarczyły informacji o znacznym zmniejszeniu ich organów wewnętrznych - wszystkich oprócz mózgu. Na mózg przypada 20% całkowitego zużycia tlenu i 25% zużycia glukozy. Co ciekawe na wykonanie zadań związanych z zapamiętywaniem zużywa się ok. 1% osiągalnej dla mózgu energii - reszta, czyli 99%, jest przeznaczana na podtrzymywanie funkcji pozaświadomych (badania prof. Robert G. Shulman, Uniwersytet Yale). Przyjrzyjmy się z bliska historycznym pozostałościom wewnątrz naszych czaszek. U podstawy mózgu na szczycie rdzenia kręgowego, prawie u nasady szyi, leży najstarsza część myślących komórek zwana mózgiem gadzim. To najbardziej pierwotna i niezależna od świadomości część mózgu. Zbudowana jest podobnie jak mózgi gadów współczesnych i podobno dinozaurów. Anatomicznie: podwzgórze z gruczołami przysadki i szyszynki, rdzeń przedłużony i móżdżek. Ta część mózgu nie podlega kontroli świadomości i realizuje pierwotne instynkty: terytorialne - oznaczanie i obrona, formowanie grup społecznych wraz z ich hierarchią, reagowanie na osobniki tego samego gatunku - walka, zaloty lub podporządkowanie oraz najpotężniejszy: trzymanie się tego co znane. Zadaniem mózgu gadziego jest utrzymywanie ciała przy życiu. To tutaj powstaje uczucie głodu (które mimo diety zmusza nas do zjedzenia ciastka), pragnienia, senności oraz ... motywacji do działania. Mózg gadzi kontroluje stan pobudzenia umysłu, czuwania i przytomności - to ON organizuje nam codzienne czynności. Mózg gadzi przejmuje kontrolę nad całym organizmem w chwilach zagrożenia, które zawsze traktuje jak potencjalne zagrożenie życia. To ON przy współpracy z hipokampem i ciałami migdałowatymi uruchamia reakcję stresową i mechanizm uciekaj albo walcz tj.: wydzielanie odpowiednich hormonów, mobilizacja ośrodków ruchowych, pobudzanie układu sercowo-naczyniowego oraz wyłączenie kory mózgowej i przejście w tryb automatyczny - to zatrzymuje racjonalne myślenie, oszczędza energię i skraca czas reakcji. Mózg gadzi trzyma w pogotowiu ogromne ilości energii, która zostaje uruchomiona w chwilach zagrożenia - dzięki czemu rozwijamy zawrotne prędkości uciekając przez psem, skaczemy przez mur wyższy od nas, wyciągamy dziecko z płonącego domu i sami ważąc 45 kg podnosimy ciężary godne mistrzów świata, by uratować sobie lub komuś życie. Mechanizm ten ma także działania uboczne - mózg gadzi blokując energię na wypadek zagrożenia życia nie pozwala na żaden nieuzasadniony wysiłek. To ON stwarza motywację do działania lub jej brak i to ON odpowiada za zniechęcanie nas do podejmowania działań wymagających wydatkowania energii. To ta najbardziej pierwotna i niezależna od świadomego umysłu część mózgu decyduje o zarządzaniu najcenniejszym naszym dobrem: naszym życiowym czasem. Więc jeśli chcesz coś w swoim życiu zmienić, to najpierw wejdź w porozumienie z najstarszą częścią swojego mózgu, bo to tutaj właśnie zaczyna się każda wewnętrzna transformacja. Mózg gadzi stale i harmonijnie współpracuje z mózgiem ssaczym (układem limbicznym) usytuowanym powyżej mózgu gadziego. Jest on uważany za ośrodek emocji odgrywający decydującą rolę w tworzeniu miłości, empatii i troski. Układ limbiczny wspiera złożone działania społeczne i mieści pamięć długoterminową. Tak więc uczucia, emocje i pamięć umiejscowione są bardzo blisko siebie i dlatego łatwo zapamiętujemy wszystko, co ma ładunek emocjonalny zarówno pozytywny jak negatywny. Mózg ssaczy współpracuje z gadzim m.in. pełniąc rolę centrali alarmowej, która kontroluje docierające do mózgu informacje i jeśli zauważy zagrożenie, uruchomi szereg procesów, które odczuwamy jako strach, zdenerwowanie, napięcie. Za generowanie tych uczuć odpowiedzialne są ciała migdałowate, które uwielbiają to, co znane a na nieznane reagują jak na realne zagrożenie utraty życia. Ciała migdałowate mogą wszczynać alarm nawet z błahych powodów, wystarczy, że bodziec uznają za nieprzyjemny, może to być np. publiczne wystąpienie czy nauka dużej porcji materiału. (Paul MacLean,neurolog i badacz mózgu National Institute for Mentall Health i autor Triune Brain in Evolution) Mózg, mój właściciel z prof. Włodzisławem Duchem rozmawiał Maciej Czarnecki Gazeta Wyborcza 2009-02-23 Maciej Czarnecki: W jednej z pańskich prac przeczytałem o ciekawym eksperymencie. Naukowcy, podglądając mózg, mogli dowiedzieć się, jaką decyzję podejmie badany, zanim jeszcze on sam sobie to uświadomił. Prof. Włodzisław Duch: Przeprowadzono wiele tego typu doświadczeń. Np. w 2007 roku uczeni z Berlina prosili ludzi, by dodawali lub odejmowali od siebie dwie liczby. Obserwując aktywność ich mózgów, mogli przewidzieć, jakie decyzje podejmą nawet o sekundę wcześniej niż sami badani. Widzieli to coś, czego mózg nie zinterpretował jeszcze na tyle dobrze, by pojawiło się w świadomości - wstępne sygnały w obszarach przyśrodkowych i przedczołowych, które są związane z planowaniem pewnych działań. Mózgi zabierają się do takiego planowania dużo wcześniej, niż się nam wydaje. Na ogół pojawia się w nich kilka możliwych scenariuszy, które ze sobą konkurują. Któryś z nich w końcu zwycięża i pojawia się intencja działania, a więc wola. W kwietniu ta sama grupa pokazała, że decyzja może zapaść nawet 10 sekund wcześniej, niż uświadomi to sobie, jakby to określić ...właściciel mózgu? Skrzywił się pan, kiedy to powiedziałem. - Powiedzmy, że ten, komu wydaje się, że tak jest. Tak naprawdę to raczej my należymy do mózgów niż one do nas. Moje ja jest jedną z wielu rzeczy, którą kreuje mózg. Większości z nich nie jestem świadomy. Czy na podejmowanie decyzji można wpływać w sposób mechaniczny, np. za pomocą pola elektromagnetycznego? - W jednym z eksperymentów kazano ludziom przyciskać wedle uznania prawy lub lewy guzik. Okazało się, że w zależności od tego, jak silnie hamowało się pewne procesy w lewej lub prawej półkuli stymulacją magnetyczną, można było sprawić, by badani wybierali prawie zawsze ten sam przycisk. Mimo to biorący udział w badaniu byli przez cały czas przekonani, że podejmują niezależne decyzje. W naszych mózgach bezustannie zachodzą różne procesy i tylko z niewielu z nich zdajemy sobie sprawę. Odczuwamy różne impulsy do działania, czasem chcemy zrobić coś głupiego, ale powstrzymuje nas przed tym np. poczucie obowiązku. A czasem nie. Przychodzą mi na myśl bohaterowie Dostojewskiego - rozhukany Dymitr Karamazow albo zagadkowy Rogożyn, pozbawieni hamulców romantyczni szaleńcy. Dziś okazuje się, że to nie dusze się w nich miotały, tylko szwankowały neurony. Neuronauka zabija sztukę? - Myślę, że nieco ją urealnia. Literatura powiedziała nam dużo o możliwych formach przeżywania świata, stanach umysłu, świadomości. Wydaje mi się jednak, że lepsze zrozumienie natury ludzkiej prowadzi do tego, że patrzymy na pewne problemy bardziej realnie - weźmy np. miłość matczyną. Do jej powstania konieczne jest wydzielanie oksytocyny w czasie porodu. Jeśli matka jej nie wydziela, nie czuje się związana z dzieckiem. Inny przykład - czytałem, że w Polsce tylko 20 proc. osób uważa bezpłodne kobiety za pełnowartościowe. Mamy tendencję do obciążania takich kobiet winą, jakby popełniły grzech i zostały ukarane przez okrutne bóstwo, stały się w jakiś sposób trędowate. Tymczasem brak wydzielania oksytocyny i bezpłodność to problemy związane z naszą naturą biologiczną. Neurony, płaty mózgu, pola magnetyczne Czuję się przygnębiony. I chcę się sprzeciwić - co z naszymi ideami, kulturą? Mówił pan, że miłość matczyną warunkuje wydzielanie oksytocyny. Ale kategoria dzieciństwa zaczęła pojawiać się w Europie dopiero w XVI wieku. Wcześniej patrzono na dzieci jak na małych dorosłych, ubierano je w takie same ubrania, tylko w mniejszym rozmiarze. Samą miłość również postrzegano w historii różnie, zależnie od tego, czy pisał o niej Villon czy Houellebecq. - Nie należy sądzić, że istnieje pełen determinizm genetyczny czy neuronalny. Struktura mózgu determinuje pewne możliwości. Podobnie jest ze strukturą ciała - nie możemy skakać 10 m nad ziemię. Mózg jest tylko substratem, w którym kultura, wychowanie, cała nasza przeszłość niejako rzeźbi. W tym samym kamieniu można wyryć różne rzeczy, ale materia determinuje, co się z nią da zrobić. Jeśli umysł jest nieodłącznie związany z mózgiem, to dusza nie istnieje? - W XIX wieku próbowano udowodnić, że jest inaczej. Ktoś ważył osoby, które umierały na gruźlicę. Okazało się, że w czasie procesu umierania tracą na wadze. To miała być dusza. Dr Duncan MacDougall napisał na ten temat obszerną pracę. Ustalono w niej, że pies nie ma duszy, bo w chwili śmierci nie robił się lżejszy. Wkrótce wyjaśniono tę zagadkę. Otóż człowiek, gdy umiera, traci dużo wody, bo po ustaniu oddychania niechłodzona krew chwilowo podwyższa temperaturę. Psy mają natomiast inny mechanizm chłodzenia - głównie dyszą. Co z opowieściami tych, którzy opuszczali własne ciało i widzieli je z góry np. nad stołem operacyjnym? - Mózg musi w skrajnych warunkach jakoś sobie radzić. Zauważmy, że te przeżycia mogą być związane z kulturą danego regionu. Hindusi widzieli np. w wizjach bliskich śmierci Ganeszę, boga z głową słonia. Pięć lat temu znaleziono metodę badania tego typu wrażeń. Można je wywołać, sztucznie drażniąc pewne obszary mózgu polem magnetycznym. Wcześniej udało się osiągnąć podobne efekty przy użyciu substancji takich jak ketamina. Mówiąc krótko - wyjście poza własne ciało to złudzenie? - Poczucie, że jesteśmy w ciele, zależy od wielu rzeczy. Np. od tego, jak działa nasz układ równowagi i jakie impulsy otrzymuje od niego mózg. Od informacji o stanie napięcia i nacisku, jakie otrzymujemy od mięśni, od tego, jak nasz układ wzrokowy określa odległość od otaczających nas przedmiotów. Ten cały system, który pozwala umiejscowić nasze ja w ciele, potrafi się załamać - np. podczas operacji serca, gdy nasz mózg może być niedotleniony. Henrik Ehrsson z University College London pokazał w 2007 r., jak w prosty sposób wywołać taką iluzję: wystarczy oglądać swoje plecy z odległości kilku metrów przez kamerę i okulary. Głaskanie pleców i jednoczesne oglądanie ich kilka metrów przed sobą w ciągu minuty lub dwóch stwarza wrażenie, że jesteśmy tam, gdzie widziane plecy. Większość opowieści o wyjściu poza własne ciało mówi o doświadczeniach sprzed lat, a ludzka pamięć jest niezwykle zawodna. Spytajmy sędziów, ile pomyłek robią świadkowie. Wystarczy obejrzeć 12 gniewnych ludzi Sidneya Lumeta. - Znajomy profesor opowiadał mi niedawno, że jego syn był świadkiem wypadku. Samochód osobowy zderzył się z ciężarówką. Winna była bezsprzecznie kobieta, która prowadziła osobówkę. Młody mężczyzna, który widział wszystko z bliska, czuł dla niej taką sympatię, że już następnego dnia wydawało mu się, że było odwrotnie. Gdy zobaczył film z kamery przy drodze, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Syndrom fałszywych wspomnień doprowadził w latach 70. i 80. do ogromnych nieszczęść. W USA psychoterapeuci wmawiali pacjentom, że byli seksualnie wykorzystywani przez sekty satanistów. Pewnego szeryfa posadzono w 1988 r. za kratki na 20 lat, bo jego dwie córki oskarżyły go o diabelskie obrzędy. Później okazało się, że ów biedny człowiek był tak podatny na sugestię, że wszystko, co usłyszał, uznawał za swoje wspomnienia. To kolejny przykład na to, że nieznajomość naszej biologicznej natury prowadzi do wiary w przesądy. Religia to też przesąd? - To zależy, czym jest wiara w Boga. Jeśli, tak jak Einstein, mamy na myśli przekonanie o pewnej tajemnicy świata, to nie ma problemu. Sprawa komplikuje się, gdy mówimy o wierze w bogów, jakich wymyśliła ludzkość. Zwykle mamy pewien obraz świata, poza który bardzo trudno wykroczyć, bo wymagałoby to zmiany ścieżek wydeptanych w mózgach. Trudno się z tego wyłamać. Na tym polega tragedia młodych ludzi kształconych w radykalnych medresach, którzy stają się terrorystami. Z drugiej strony, w zachodnich Chinach, gdzie obecny jest islam, do 18. roku życia zabrania się uczęszczania do meczetów. Mieszkańcom tych regionów bardzo trudno przychodzi potem przyjęcie wiary, bo nie chowają się w jej tradycji. Jeśli nasza umysłowość zależy jedynie od fizycznego substratu, to być może naukowcom uda się w końcu wcielić w życie wizje reżyserów filmów SF i stworzyć sztuczną inteligencję, robota obdarzonego świadomością? - Wydaje się to nieuniknione. W ostatniej dekadzie zanotowaliśmy niesamowity postęp. W najbliższych 10 latach pojawi się sporo systemów, którym będzie można przypisać świadome doznania. To ryzykowne stwierdzenie, ale jeżdżę na konferencje naukowe z tym związane i widzę, że coraz lepiej rozumiemy, jakie procesy muszą zachodzić w mózgu, by był on w stanie zinterpretować to, co się w nim dzieje, jako świadome wrażenie, a następnie na tej podstawie działać. Co będzie, jeśli stworzymy niedługo zupełnie nową rasę, o wiele potężniejszą od naszej? Czy scenariusze filmów, w których obdarzone świadomością mechaniczne istoty buntują się przeciw swym twórcom, mogą się ziścić? - Jedyne realne niebezpieczeństwo wiąże się z tym, że roboty mogą być nadużywane przez ludzi, np. do prowadzenia wojen bez strat własnych. Pewne zagrożenie wiąże się również z tym, że w systemie dostatecznie skomplikowanym nie wszystko da się przewidzieć. Popatrzmy choćby na Windows - ile razy zachowuje się nie tak, jak powinien? Stoją za nim miliony linii kodu, więc nikt nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego. Bunt robotów raczej mnie nie martwi. Ludzie walczyli ze sobą, bo potrzebowali przestrzeni fizycznej, niszy ekologicznej, zasobów. Tu nie ma takiej potrzeby. Być może nowe istoty biłyby się o własną niezależność, wyzwolenie spod ludzkiego panowania? - Wątpię. Ludzie posługują się głównie wzrokiem, zależą od struktury swych mózgów, orientują się w przestrzeni trójwymiarowej. Nie ma powodu, by ograniczały się do niej sztuczne umysły. Można sobie wyobrazić, że zaczynają one tworzyć sobie pewne obiekty, tak jak w tej chwili my tworzymy wirtualne światy w rodzaju Second Life. Te obiekty byłyby dla nas zupełnie niezrozumiałe, bo np. cztero- czy pięciowymiarowe. Naszpikowane podzespołami maszyny będą więc chodzić ze sobą do kina i wcinać pizzę w wirtualnych galeriach? - (śmiech) Biorąc pod uwagę możliwości takich superinteligencji, nasza kultura wyda im się po prostu nudna. Świat jest dla nas ciekawy, bo jest światem ludzi. Mamy taką a nie inną strukturę mózgu i to decyduje o naszych emocjach. Superinteligencja może dostarczyć nam informacji na różne tematy, poudowadniać mnóstwo ciekawych twierdzeń, ale nie będzie do naszego świata przystawać. Trudno powiedzieć, w jakim kierunku będą dążyć świadome roboty i jakie wyznaczą sobie cele. Rozmawiał Maciej Czarnecki, Toruń *Prof. Włodzisław Duch - szef Katedry Informatyki Stosowanej UMK, wieloletni visiting professor na Uniwersytecie Technologicznym Nanyang w Singapurze, w Instytucie Maksa Plancka w Monachium oraz na uczelniach we Francji, w Japonii, Kanadzie, Szwecji i USA. Autor ponad 400 publikacji naukowych, specjalista z zakresu badań nad inteligencją obliczeniową (m.in. sztuczną inteligencją), kognitywistyką, sieciami neuronowymi i fizyką komputerową. Prezydent European Neural Network Society, współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Kognitywistycznego, Polskiego Towarzystwa Sieci Neuronowych, członek kilkunastu innych towarzystw naukowych i redakcji pism specjalistycznych. Więcej... wyborcza.pl/1,76842,6302216,Mozg__moj_wlasciciel.html?as=1&startsz=x#ixzz1bPPu5aO1 ............................................................................ Mózg w superformie Agata Berndt 5 powodów dla których warto ruszyć – nie tylko głową: Trening siłowy – nie tylko buduje włókna mięśniowe, ale także poprawia kondycję komórek w mózgu przez wspomaganie powstawania nowych neuronów. Dzięki temu będziesz miała lepszą pamięć i będziesz szybciej zapamiętywać nowe informacje. Czyli od dziś zaprzyjaźniasz się z hantlami i sztangą. Zrzuć dodatkowe kilogramy – naukowcy z Kent State University udowodnili, że osoby które pozbyły się nadwagi osiągały duże lepsze efekty podczas testów pamięci niż przed redukcją wagi. Dlatego postaraj się zlikwidować złe nawyki żywieniowe i zacznij trenować. Wyluzuj – stres jest jednym z największych wrogów szarych komórek. Kiedy jesteś chronicznie zestresowana, podwyższony poziom kortyzolu może utrudniać krwi dopływ do mózgu, przez co twoja zdolność koncentracji i przyswajania informacji zostanie upośledzona. A co jest najlepszym sposobem na stres? SPORT Trenuj na świeżym powietrzu – trening blisko natury nie tylko redukuje stres, ale też wspaniale dotlenia. A dotleniony mózg jest bardziej chłonny i łatwiej zmusić go do wytężonej pracy. Zaprzyjaźnij się z jogą – relaksuje i wspaniale dotlenia, ale także uczy koncentracji i medytacji. A naukowcy udowodnili, że medytowanie przed 12 minut dziennie (tyle chyba dasz radę wygospodarować?) podnosi aktywność mózgu w obszarach odpowiedzialnych za odzyskiwanie wspomnień i zapomnianych informacji. zwierciadlo.pl/2012/zdrowie/joga-i-sport/mozg-w-superformie Głowa nie od parady Wprost Jan Strachowski Badania mózgu znajdują już praktyczne zastosowania. Używa się ich do tzw. neuromarketingu, czyli sprawdzania rzeczywistych reakcji ludzi na produkty i reklamy. W czasie sondażowych badań marketingowych ludzie często oszukują, by lepiej wypaść lub spełnić oczekiwania ankieterów. Rezonans magnetyczny pokazuje, czy rzeczywiście są skłonni kupić oferowany towar lub poprzeć w wyborach polityka. Ostatnio neuromarketing zastosowano do badania preferencji wyborczych Amerykanów. Zaobserwowaliśmy, że reakcje demokratów i republikanów na reklamy kandydatów znacznie się różnią. Ci pierwsi są bardziej wyczuleni na elementy dotyczące użycia siły - mówi prof. Marco Iacoboni z University of California w Los Angeles. Skanowanie mózgu okazało się najskuteczniejszą metodą wykrywania kłamstw. U ludzi, którzy kłamią, zwiększa się aktywność przedniego zakrętu obręczy oraz prawego górnego zakrętu czołowego. Oszustwo wymaga od mózgu dodatkowego wysiłku, dzięki któremu blokowana jest naturalna reakcja - powiedzenie prawdy - opisuje prof. Daniel Langleben z University of Pennsylvania. wprost.pl/ar/59977/Glowa-nie-od-parady/?I=1120 Straszne życie bez strachu Gazeta Wyborcza 2010-12-20 Margit Kossobudzka Mimo 50 lat badań na zwierzętach uczeni nie byli dotychczas w 100 proc. pewni, gdzie w ludzkim mózgu rodzi się strach. Aż poznali kobietę, która strachu nie zna. Jej historię publikuje pismo Current Biology. Są na świecie ludzie, którzy z powodu genetycznych mutacji nie odczuwają bólu. Wydawałoby się, że to cudowny dar niebios, gdyby nie to, że takie osoby wskutek licznych obrażeń zazwyczaj kończą życie za młodu. Ból bowiem, podobnie jak strach, jest potrzebny. Bez niego parzylibyśmy sobie ręce, łamali nogi i chodzili z zapaleniem wyrostka tak długo, aż byśmy od niego umarli. Sygnalizuje, że z naszym ciałem dzieje się coś złego. Strach natomiast pozwala nam uniknąć sytuacji, w których moglibyśmy narazić się na uszkodzenie ciała, a nawet śmierć. Boisz się ciemnych, pustych uliczek? I dobrze. Lepiej tam nie chodź, bo możesz zostać napadnięty. Trzy straszne eksperymenty 44-letnią matką trójki dzieci, którą na potrzeby tego artykułu nazwałam Matyldą, zespół psychologów pod kierunkiem dr. Justina Feinsteina z Uniwersytetu stanu Iowa w USA zainteresował się, kiedy po raz kolejny padła ofiarą przemocy. Już po wstępnych badaniach wyglądało na to, że jej problemy wynikają z tego, że nie odczuwa strachu. Hipoteza była bardzo ciekawa, a stała się jeszcze bardziej intrygująca, gdy okazało się, że Matylda ma uszkodzone tzw. ciało migdałowate, a więc fragment mózgu, który od dawna podejrzewano o zarządzanie tym odczuciem. Dr Feinstein zaplanował więc dla Matyldy trzy straszne eksperymenty. Najpierw naukowcy zorganizowali badanej spotkanie z wężami i pająkami, których większość ludzi nie lubi i stara się unikać, bo bezpośredni kontakt z nimi budzi zazwyczaj co najmniej niepokój. Także Matylda twierdziła, że nienawidzi tych zwierząt. Ale gdy uczeni zaprowadzili ją do sklepu zoologicznego i zapytali, czy chce potrzymać węża, od razu wyciągnęła ręce. Przez kilka minut głaskała gada i, o zgrozo, dotykała nawet jego wysuwającego się języka. Była zachwycona i wciąż powtarzała, że to fantastyczne. Rozkręcała się z każdą minutą. Zadawała pracownikowi sklepu liczne pytania, np. jak węże widzą świat, a w końcu zażądała podania jej tego największego, mimo że sprzedawca powtarzał, że akurat ów gad jest niebezpieczny i może ugryźć. Podczas krótkiej wizyty w sklepie Matylda zapytała o możliwość dotknięcia węża aż 15 razy. Próbowała także wziąć do ręki tarantulę, jednak z powodu zbyt dużego ryzyka nie pozwolono jej na to. Kiedy uczeni zapytali badaną, dlaczego głaszcze i dotyka zwierząt, których rzekomo nienawidzi i o których wie, że mogą być groźne, stwierdziła, że nie może opanować ciekawości. Podobnie było w nawiedzonym domu, do którego naukowcy zaprowadzili Matyldę w ramach drugiego eksperymentu. Szturchnąć ducha Sanatorium Waverly Hills w stanie Kentucky jest określane jako najbardziej straszny ze wszystkich nawiedzonych domów w USA. Są w nim odpowiednia scenografia, przerażająca muzyka oraz aktorzy poprzebierani za duchy, monstra i morderców czających się w ciemnych zaułkach. Matylda miała zwiedzać ów przybytek razem z badaczami oraz pięcioma obcymi kobietami, które stanowiły grupę kontrolną - na ich przykładzie uczeni chcieli zobaczyć, jak na przechadzkę korytarzami strasznego domu reaguje przeciętny człowiek. Matylda natychmiast zadeklarowała, że będzie przewodnikiem wycieczki. Gdy grupa trzymała się za jej plecami, ochoczo pokrzykiwała: Tędy, tędy, chodźcie za mną, i bez najmniejszych obaw wchodziła w najbardziej straszne zakamarki. I choć pracownicy nawiedzonego domu na wszystkie sposoby starali się choć trochę nastraszyć Matyldę, ta na każdy ich wysiłek reagowała śmiechem i próbowała ich zaczepiać. Reszta wycieczki nie była tak odważna. Kobietom z grupy kontrolnej, a także naukowcom ciągle wyrywały się okrzyki przerażenia. Matylda natomiast sama przestraszyła jednego ducha, bo dziabnęła go palcem w głowę. Jak tłumaczyła, chciała zobaczyć, jakie to uczucie. Uczeni wielokrotnie pytali badaną, czy czegoś się boi, i kazali oceniać strach w skali od 0 do 10. Za każdym razem odpowiadała, że zero. Za to szalała z podniecenia i entuzjazmu. Twierdziła, że czuje się jak na rollercoasterze, który bardzo lubi. Reklamy Businessclick Straszny film Ostatnią próbą był seans filmowy. Ta metoda uznawana jest za najbardziej efektywną i sprawdzoną, jeśli chodzi o badanie emocji w warunkach laboratoryjnych. Matyldzie pokazano dziesięć krótkich, przerażających filmów. Pomiędzy nie wpleciono inne, powodujące u widza obrzydzenie, złość, smutek, radość i zaskoczenie. Podczas filmów z tej ostatniej grupy kobieta smuciła się, złościła lub cieszyła, a więc robiła wszystko to, co trzeba. Jedynie filmy, które miały ją wystraszyć, nie wywołały oczekiwanych emocji. Badana uznała je za ekscytujące. Zapytała nawet o tytuł jednego z nich, żeby go wypożyczyć i obejrzeć sobie jeszcze raz. Komentując ostatnie doświadczenie, Matylda napisała, że choć ona nie bała się obejrzanych filmów, to pewnie większość ludzi by się ich przestraszyła. Oznaczało to, że rozumie, czym jest strach. Wszystkim testom (łącznie kobietę badano przez trzy lata) towarzyszyły poważne, naukowe kwestionariusze oceniające poziom strachu. Matylda przez trzy miesiące prowadziła też pamiętnik, w którym trzy razy dziennie opisywała swój stan emocjonalny, korzystając z 50 określeń (w skali od zera do pięciu, gdzie zero oznaczało wcale, a pięć bardzo, np. wcale nie jestem wesoła). Te dotyczące strachu, jeśli były przez nią wybierane, oceniała najwyżej na jeden. Życie na ostrzu noża A może Matylda po prostu nie miała okazji, żeby się porządnie w życiu wystraszyć? Może żyje bezstresowo? Nic bardziej mylnego. Mieszka w dzielnicy, gdzie przestępstwa, przemoc i narkotyki są na porządku dziennym. Celowano w nią z pistoletu, a także straszono nożem. Została niemal zabita w awanturze domowej. Z policyjnych raportów wynika, że w żadnej z tych sytuacji nie okazywała ani strachu, ani desperacji. I choć nigdy nie została oskarżona o przestępstwo, to bezustannie padała ich ofiarą. Nie odczuwając strachu, ciągle pakowała się w kłopoty. Mimo to pozostała wesoła. Choć po takich przejściach powinna mieć objawy stresu posttraumatycznego, dwóch wybitnych psychiatrów badających żołnierzy wracających z wojny w Iraku stwierdziło, że Matylda nie ma żadnych objawów choroby. - Eksperymenty [z udziałem Matyldy] potwierdziły to, co już od dawna podejrzewaliśmy - komentuje dla agencji AP prof. David Amaral, psychiatra z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis. - Krytycznym dla strachu rejonem mózgu jest ciało migdałowate. Naukowcy będą teraz mogli rozpocząć prace nad nowymi lekami, które złagodzą życie osób po ciężkich przejściach, np. ofiar przestępstw czy żołnierzy powracających z wojny. A Matylda? - Prawdę mówiąc, dziwię się, że jeszcze żyje - komentuje dr Feinstein. - Mam nadzieję, że nie wpakuje się w nowe kłopoty. Teraz przynajmniej czuwają nad nią lekarze. Źródło: Gazeta Wyborcza ............................................................................ Bach Bachem po uchu Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo można nami manipulować muzyką Rafał Krzysztof Ohme, Katarzyna Łopaciuk Muzyka to najsubtelniejsza forma przekazu. Można stwierdzić, że żadna dziedzina sztuki nie porusza ani nie wpływa na podświadomość tak jak ona” – uważa amerykański muzykolog Dawid Crossby. Bywa nie tylko piękna, ale też niezwykle przydatna – może rozwijać ludzkie umysły, działać leczniczo, tworzyć nastrój, uspokajać lub pobudzać. Muzyka jest dziś jednocześnie sztuką, rozrywką i lekiem. Pasmo zachwytów nad pozamuzyczną rolą muzyki w życiu człowieka rozpoczęło się w 1993 r., kiedy trzej naukowcy z University of California odkryli tzw. efekt Mozarta. Jak udowodnili, zaledwie 10-minutowy fragment sonaty tego kompozytora może przyczynić się do (kilkuminutowego co prawda, ale jednak) wzrostu umiejętności rozumowania czasoprzestrzennego. W przełożeniu na skalę IQ jest to różnica 8–9 punktów. Po tak spektakularnym rezultacie (choć nie zawsze potwierdzanym w następnych badaniach) w mediach zaczęły pojawiać się kolejne głosy o tym, jak ważnym aspektem w wychowaniu dziecka i kształtowaniu jego umiejętności poznawczych i emocjonalnych jest muzyka. Okazuje się, że stały kontakt z muzyką kształtuje bezpośrednio nasze struktury mózgowe. Niektóre rejony w mózgu zawodowego muzyka są po prostu większe, np. spoidło wielkie, łączące obie półkule wpływające m.in. na koordynację ruchów, czy obszary w płacie skroniowym odpowiedzialnym za przetwarzanie bodźców słuchowych. O nadprzyrodzonych wręcz zdolnościach (a czasami ułomnościach) ludzi związanych z muzyką opowiedział ostatnio w swej słynnej książce „Musicophilia” neurolog brytyjski Olivier Sacks. Słuch na serce W ostatnich tygodniach pojawiło się naukowe doniesienie o zbawiennym wpływie muzyki na nasz układ krążenia. Otóż IX symfonia Beethovena, 169 kantata Bacha oraz arie, takie jak „Nessun dorma” Pucciniego z opery „Turandot” oraz „Libiamo nei lieti calici” Verdiego z „La Traviaty”, wpływają na częstotliwość oddychania, aktywność serca i ciśnienie krwi. Niektóre fragmenty grane głośniej pobudzały organizm, a inne, grane coraz ciszej, obniżały ciśnienie krwi i relaksowały. Być może już wkrótce lekarze zaczną nam zapisywać nie tylko pigułki, ale i pliki muzyczne. Nic dziwnego, że gdy tylko magiczne właściwości muzyki dostrzegli praktycy, szybko wkroczyła ona do świata marketingu, zyskując status ważnego narzędzia budowania marki i kształtowania zachowań konsumenckich. Ale czy faktycznie muzyka, którą słyszymy podczas sobotnich zakupów w tłocznym hipermarkecie, może mieć na nas wpływ? Okazuje się, że tak. Utwory szybkie mogą znacznie skrócić czas naszej wizyty w sklepie – chodzimy wtedy szybciej, szybciej też zapełniamy koszyk z zakupami. Muzyka wolna może stać się prawdziwym wrogiem naszego portfela. To właśnie przy akompaniamencie spokojnych dźwięków skłonni jesteśmy wydawać więcej zarówno na zakupy, jak i na drinki w restauracji. A czy ktoś przysłuchiwał się kiedyś muzyce, jaka sączy się z głośników w sklepach bardziej ekskluzywnych niż wielki moloch hipermarketu? Również i tutaj muzyka zbiera swoje żniwo. Sile dźwięków ulegli m.in. biorący udział w eksperymencie klienci winiarni w Tunisie – kiedy wybierali wino przy akompaniamencie muzyki klasycznej, decydowali się na zakup droższych gatunków. Jedna z najmodniejszych obecnie sieci sklepów odzieżowych w USA – Abercrombie&Fitch – właściwie nie wydaje pieniędzy na standardową reklamę. W zamian kusi konsumentów muzyką i zapachem. Sklepy A&F bardziej przypominają wnętrze dyskoteki niż miejsce, gdzie kupuje się ubranie. Oświetlenie jest bardzo dyskretne, z głośników płynie głośna muzyka, a każdy ze sprzedawców (obowiązkowo atrakcyjny) podczas udzielania porad tańczy albo podryguje. A wszystko jest dodatkowo wzmacniane intensywnym i niespotykanym gdzie indziej charakterystycznym zapachem rozpylanym przez klimatyzatory (perfumy są też oczywiście w ofercie). Sklepy A&F błyskawicznie stały się kultowe. Świadczą o tym kolejki rozgorączkowanej młodzieży, która czekając w słońcu lub deszczu na nowojorskiej Piątej Alei marzy, aby nareszcie wejść do środka i w rytm ekstatycznej muzyki wybierać kolejną parę dżinsów. Ciarki i smutki Muzyka jest obecna w niemal każdej reklamie telewizyjnej i radiowej. Jak stwierdził w latach 80. jeden z reporterów „The Wall Street Journal”, firmy potrzebują w swoich reklamach więcej emocjonalnych haczyków, takich jak muzyka, żeby wyróżnić swoje produkty w ludzkich umysłach. Okazuje się jednak, że ludzie po obejrzeniu reklamy często nie potrafią przypomnieć sobie ścieżki dźwiękowej. Jeśli tak, to czy ma ona faktycznie jakiś wpływ na zachowania konsumentów? W ostatnich latach pojawiły się metody i instrumenty, które mogą to ustalić. Dzięki badaniu EEG (elektroencefalografia, czyli zapis fal mózgowych), GSR (poziom reakcji skórno-galwanicznej, świadczący o pobudzeniu organizmu) i EMG (elektromiografia, czyli pomiar mikroekspresji mięśni twarzy) możemy analizować bodźce dynamiczne, takie jak obraz i muzyka. Psychofizjologia może zdradzić, czy dana ścieżka dźwiękowa nam się podoba, budzi pozytywne czy negatywne reakcje, czy wywołuje ciarki na plecach, wreszcie czy nas bawi lub smuci. Jak się okazuje, ta sama reklama może wywoływać różnorakie reakcje w zależności od podkładu muzycznego. Laboratory&Co, firma naukowa zajmująca się biometrycznymi badaniami reklam, zanalizowała preferencje muzyczne młodych Polaków w wieku 13–24 lata. Wyniki były zaskakujące. Młodzi ludzie, mimo różnych preferencji i gustów muzycznych, cenią sobie muzykę klasyczną! Ich reakcje na prezentowane utwory (V symfonię Beethovena i sonatę D-dur KV 448 Mozarta) były niezwykle pozytywne. Na co dzień możemy się spotkać z opinią, że współczesna młodzież raczej nie przepada za muzyką poważną, tymczasem okazuje się, że jest na nią bardzo wrażliwa. W kolejnych badaniach Laboratory&Co na playliście znalazły się utwory z innych kategorii, m.in. dobrze wszystkim znany przebój Bobby’ego McFerrina „Don’t worry, be happy”. Wyniki potwierdziły fenomen jego nieprzemijalności. Osoby badane zareagowały pozytywnie już na pierwszą sekundę utworu. Utwór wywołał na twarzach badanych szczery uśmiech (napięcie mięśnia niewolicjonalnego, orbicularis oculi). Zaobserwowano też bardzo ciekawy styl reagowania młodych ludzi na fragment ścieżki dźwiękowej z filmu „Shrek”. Jak się okazało, nawet tak piękna melodia nie od razu musi zdobyć serca słuchaczy. By wywołać prawdziwie pozytywne emocje, potrzebowała na to aż 11 sekund! Kiedy jednak próg pozytywności został przekroczony, zachwyt melodią trwał do samego końca. Dźwięk z podkładem Czasami może się okazać, że piękno samej muzyki nie wystarczy i najbardziej liczy się kontekst, w jakim jej słuchamy. Tak było w przypadku reklamy Sony Bravia „The Balls”. Respondenci zostali poproszeni o obejrzenie jej w wersji bez dźwięku, o wysłuchanie samej muzyki oraz o obejrzenie reklamy w całości. I co się okazało? Dopiero przy jednoczesnej percepcji dźwięku i obrazu zarejestrowano pozytywne reakcje emocjonalne. Dzięki synergii tych dwóch elementów reklama faktycznie oczarowała widzów. Co ciekawe, choć wykorzystany w reklamie utwór Jose Gonzaleza „Heartbeats” powstał już wcześniej, popularność przyniosła mu właśnie wspomniana reklama. To od tego momentu płyta Gonzaleza z przebojem „Heartbeats” zaczęła cieszyć się prawdziwym powodzeniem. Jednak nie zawsze to reklama promuje muzykę. Często bywa odwrotnie. Podczas badania reklamy pewnego samochodu osobowego reakcje widzów na sam obraz były negatywne. Sytuacja zmieniła się, gdy dodano dźwięk: kiedy widzowie obejrzeli ten sam materiał z towarzyszeniem radosnego utworu Erika Satie „Le Picadilly”, ich reakcje były zdecydowanie bardziej pozytywne. Co ciekawe, podobnie – choć w nieco mniejszym stopniu – zadziałał również inny utwór tego kompozytora, tym razem o smutnym brzmieniu „Gymnopedie no 1”. Czasami mogłoby się wydawać, że muzyka w reklamie telewizyjnej nie ma większego znaczenia, bo to przecież sposób ukazania marki lub produktu powinien być najważniejszy. Kiedy twórcy reklam pracują nad doborem muzyki, często okazuje się, że ścieżka dźwiękowa, która intuicyjnie wydawała się im pasująca, wpływa na odbiór reklamy negatywnie. Prawdziwą sztuką jest więc znaleźć taki podkład muzyczny, który nastawi odbiorcę pozytywnie do reklamy. I to wcale nie musi być znany przebój, za który trzeba zapłacić fortunę. Na przykład wystarczy śpiew ptaków. Jest to bodziec niezbyt często wykorzystywany w reklamie. Tymczasem analiza reakcji biometrycznych na 10-sekundowy odgłos świergotu ptaków uświadomiła nam, jak wielka moc może kryć się w tego rodzaju dźwiękach. Jak się okazało, śpiew ptaków działa na organizm pobudzająco, zwiększając istotnie przewodnictwo skórno-galwaniczne, i stymuluje aktywność płatów czołowych. Czyżby była to jedna z przyczyn, dla których tak chętnie spacerujemy po lesie? Rafał Krzysztof Ohme jest profesorem w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej, Katarzyna Łopaciuk pracuje w firmie Laboratory&Co. Polityka - nr 37 (2722) z dnia 2009-09-12; s. 76-77 ............................................................................ Przełamując fale. Mózgowe Jolanta Chyłkiewicz Newsweek, 27 sierpnia 2010 To one wyznaczają rytm, którego utrzymanie jest dla mózgu tak samo ważne jak dla serca bicie. Fale gamma mają decydujący wpływ na najważniejsze funkcje umysłu: świadomość, pamięć, uwagę. Więcej Bezmyślne mądrale Polityka - nr 38 (2672) z dnia 2008-09-20; s. 99-101 Krzysztof Szymborski Rozum nie jest na ogół przydatny w sytuacjach, gdy trzeba szybko podejmować decyzje. Wtedy lepiej zdać się na intuicję. Od pewnego czasu coraz liczniejsza grupa psychologów zarzuca Freudowi kardynalny poznawczy błąd: zdecydowanie nie doceniał on roli podświadomości w funkcjonowaniu ludzkiego umysłu. Według wciąż popularnej psychologicznej koncepcji ludzkiej natury rozum jest orężem świadomości – tej warstwy naszej osobowości, którą Freud nazywał ego. Głupota ludzka czy ludzkie szaleństwo ma swe siedlisko w podświadomości przepełnionej irracjonalnymi emocjami i nabytymi w dzieciństwie kompleksami (kiedy to tatuś zabraniał nam seksualnie pożądać mamy). Zdaniem Freuda, ludzkie dojrzewanie umysłowe polega na stopniowym wywlekaniu podświadomych popędów i skłonności na poziom świadomości i poddanie ich kontroli rozumu. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/bezmyslne-madrale,355474.html Dojrzałeś. A twój mózg? źródło: Gazeta Wyborcza Wojciech Moskal Wystarczy pięć minut, żeby ocenić, na jakim etapie dojrzewania jest twój mózg. Dzięki temu będziemy mogli lepiej poznać i skuteczniej zwalczać wiele chorób - obiecują naukowcy z USA Więcej... wyborcza.pl/1,75476,8359840,Dojrzales__A_twoj_mozg_.html#ixzz0zRLZnskm Szare komórki w kolorze Polityka - nr 51 (2736) z dnia 2009-12-19; s. 110-113 Paweł Walewski Choć ludzki mózg nie poddaje się łatwo szkiełku i oku, wiemy o nim coraz więcej. Jaki użytek robią z tego lekarze i co mogą zyskać pacjenci? Mózg zawsze otaczała aura tajemniczości. Gdy kilka tysięcy lat temu, w początkach epoki kamiennej, zaczęto wycinać w czaszkach otwory, by wyzwolić duszę z mocy nieczystych duchów, było w tym tyle samo metafizyki co w wielu dzisiejszych eksperymentach próbujących zgłębić tajemnice umysłu i świadomości. – Nikt z nas nie ma poczucia, że wie o mózgowiu już wszystko – przyznaje prof. Bogdan Ciszek, anatom i neurochirurg, kierownik Zakładu Anatomii Prawidłowej i Klinicznej na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/szare-komorki-w-kolorze,426444.html Bez oleju i bez gwarancji Polityka - nr 21 (2706) z dnia 2009-05-23; s. 74-75 Autor: Krzysztof Szymborski Jak świat światem, dorośli nigdy nie rozumieli dorastających dzieci. Teraz już wiemy dlaczego i nie pozostaje nam nic innego, jak się z tym pogodzić. Każdy, kto zetknął się ze zjawiskiem zwanym nastolatkiem, może odnieść wrażenie, że to stworzenie łudząco przypominające dorosłego. Jest to jednak wrażenie powierzchowne i bliższy kontakt wnet koryguje owo błędne mniemanie. To okres życia, który nasz wieszcz narodowy określił łagodnie jako „durny i chmurny”. William Szekspir był bardziej surowy: „Chciałbym, żeby nie było przedziału między dziesiątym a dwudziestym trzecim rokiem życia albo przynajmniej, żeby go młodość przespała, bo w ciągu tego pośredniczącego czasu widzimy tylko uwiedzione dziewczyny, pokrzywdzonych starców, kradzież i bijatyki” („Zimowa opowieść”, akt III, scena 3). Podobne sentymenty powodować musiały współczesnym kanadyjskim psychologiem – ojcem piątki dzieci – Peterem Marshallem, który wydaną w 1994 r. książkę o nastolatkach zatytułował „Teraz wiem, dlaczego tygrysy zjadają swe młode” Więcej: archiwum.polityka.pl/art/bez-oleju-i-bez-gwarancji,424369.html Czysta ciekawość Polityka - nr 7 (2743) z dnia 2010-02-13; s. 32-38 Karol Jałochowski W którym punkcie jesteśmy, jeśli idzie o próbę odpowiedzi na Wielkie Pytania – o porządek Wszechświata, naturę materii, konstrukcję ludzkiego umysłu? Nie tylko fizyka i kosmologia wkraczają w wiek złoty. Kolejny przykład z półki Wielkich Pytań – nauki o umyśle. Ludzki mózg ze swoimi setkami miliardów neuronów (mniej więcej tyloma, ile jest gwiazd w Galaktyce), z których każdy połączony jest z innymi komórkami nerwowymi tysiącami synaps, tworzącymi w sumie ponad sto tysięcy kilometrów organicznego okablowania, jest najbardziej złożonym znanym nam obiektem – w zasadzie wciąż niepoznanym. Brakuje spójnego modelu, który uwzględniałby wielość skal czasowych i przestrzennych procesów w nim zachodzących. Możemy tylko zgadywać, jak powstają i są przechowywane wspomnienia, jak rodzi się świadomość. Ba – jak nasz mózg dochodzi do rozwiązania najprostszego działania 1+1? Ale i w tej dziedzinie poczyniliśmy kolosalny postęp: pożegnaliśmy się na dobre z kartezjańskim dualizmem ciała i duszy. Obaliliśmy dogmat o niezmiennej (w czasie życia człowieka) liczbie neuronów w mózgu. Wydaje się, że świadomość ma charakter ciągły – większą lub mniejszą wrażliwość na własną obecność mogą wykazywać nie tylko ludzie, ale i zwierzęta. W moim odczuciu świadomość jest przereklamowana; ludzie, filozofowie lubią o niej mówić, bo chcą wierzyć, że inne byty jej nie posiadają – mówi Seth Lloyd, fizyk z MIT, autor teorii, w ujęciu której Wszechświat jest wielkim kwantowym komputerem (obliczającym własne przeznaczenie). Lloyd jest symptomem szerszego zjawiska: w badaniach nad świadomością naukowcy zastępują filozofów wyposażeni w narzędzia do monitorowania funkcji mózgu (obrazowanie rezonansu magnetycznego, tomografy), konstruujący karkołomne modele teoretyczne, prowadzący symulacje in silico. Efekty bywają zaskakujące. Lloyd, na przykład, dowodzi (matematycznie), że wolną wolą, której sens należy jego zdaniem przedefiniować, obdarzony może być nie tylko człowiek, pies, kot czy szczur, ale także komputer i telefon komórkowy. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/czysta-ciekawosc,427032.html Uczłowieczanie przez małpowanie Polityka - nr 34 (2719) z dnia 2009-08-22; s. 72-73 Krzysztof Szymborski Jedno z najbardziej intrygujących odkryć współczesnej neurofizjologii wskazuje na to, że o naszym człowieczeństwie decyduje zdolność do bezmyślnego naśladownictwa. Od dawna wiadomo, że dzieci powtarzają czynności wykonywane przez innych. Sądzono jednak, iż jest to umiejętność, której uczą się z czasem. Tymczasem, jak wykazały eksperymenty starannie przeprowadzone już 30 lat temu przez parę psychologów Andrew Meltzoffa i Keitha Moore’a z University of Washington, zdolność ta jest najwyraźniej wrodzona. Obserwowane przez nich noworodki potrafiły imitować grymasy twarzy już w godzinę po urodzeniu – kiedy pokazywano im język, same też go wystawiały. Niby nic wielkiego. Na uczonych zrobiło to jednak wielkie wrażenie. Wybitny psychobiolog Michael Gazzaniga pisze w swej wydanej niedawno książce „Human: The Science behind what Makes Us Unique” (Człowiek: co nauka mówi o naszej wyjątkowości), zastanówmy się nad tym, że godzinne dziecko „widząc twarz z wywalonym językiem, w jakiś sposób wie już, że ono także ma twarz, a w niej język, który może kontrolować. Decyduje się naśladować obserwowane działanie, znajduje język na swej długiej liście rozmaitych części ciała, robi mały test, a następnie każe mu wystawić się na zewnątrz – i język spełnia jego życzenie. Skąd ono wie, że język to język? Skąd wie, jaki układ nerwowy go kontroluje, i skąd wie, jak nim poruszyć? Dlaczego w ogóle zadaje sobie ten trud?” Więcej: archiwum.polityka.pl/art/uczlowieczanie-przez-malpowanie,425413.html Homo kucharz 150 lat teorii Darwina Polityka - nr 48 (2733) z dnia 2009-11-28; s. 80-83 Marcin Rotkiewicz Rozmowa z prof. Richardem Wranghamem, antropologiem, o tym, jak gotowanie zmieniło małpy w ludzi Marcin Rotkiewicz: – W latach 80. powodzeniem cieszył się francuski film pt. „Walka o ogień”. Jego akcja rozgrywa się ok. 80 tys. lat temu, gdy tytułowy ogień stanowił być albo nie być dla naszych przodków. Ten obraz chyba dobrze pasuje do pańskiej teorii? Prof. Richard Wrangham: – Z tą różnicą, że według mnie nasi przodkowie zaczęli posługiwać się ogniem już ok. 2 mln lat temu, co miało kolosalne konsekwencje dla ewolucji człowieka. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/homo-kucharz,392358.html Tęczowa masa Polityka - nr 11 (2747) z dnia 2010-03-13; s. 76-79 Marcin Rotkiewicz Czy świecące wieloma kolorami neurony pomogą rozwiązać tajemnice mózgu i stworzyć myślące małpy? Nie każda szara masa ma coś wspólnego z mózgiem – zauważył celnie Stanisław Jerzy Lec. Ale ten błyskotliwy aforyzm można odwrócić – każdy mózg ma wiele wspólnego z szarą masą. To właśnie szaro-różowa substancja o konsystencji jajka na miękko w przeważającej części wypełnia nasze głowy. Dlatego mózg na pierwszy rzut oka wydaje się zupełnie nieatrakcyjny w porównaniu z innymi organami ciała. Do tego stopnia, że przez wieki głowiono się, czy aby na pewno jest siedzibą ludzkiego umysłu. Pionierzy anatomii z czasów starożytnego Rzymu utrzymywali nawet, że kluczową rolę odgrywają w nim puste przestrzenie wypełnione płynem, a pozostała galaretowata masa nie ma wielkiego znaczenia i stanowi wyłącznie opakowanie. W XVII w. przyrodnicy po raz pierwszy zobaczyli pod mikroskopem komórki organizmów żywych. W pierwszej połowie XIX w. wiedziano na ich temat tak dużo, że przyjęto teorię komórkowej budowy wszystkich ziemskich organizmów. Z jednym wyjątkiem – nie potrafiono dostrzec tych mikroskopijnych cegiełek życia w mózgu. Przez to organ ten wydawał się jeszcze bardziej tajemniczy i odmienny od reszty ciała. Podejrzewano, że mózg może składać się z dziwnych komórek, płynnie przechodzących jedna w drugą. Doskonale pasowało to do fenomenu ludzkiej świadomości – nasze ja, stanowiące jedność, miałoby swój fizyczny nośnik w postaci czegoś, co przypomina wielką i skomplikowaną superkomórkę. Pierwszym człowiekiem, który zobaczył komórki nerwowe, był włoski lekarz i uczony Camillo Golgi. W latach 70. XIX w. wpadł na pomysł, by do zabarwiania tkanki mózgowej użyć soli srebra. Dzięki temu komórki nerwowe stawały się czarne, a ich otoczenie pozostawało jasne. Metoda Golgiego miała jednak wiele niedoskonałości – struktura wybarwionych neuronów często nie była wystarczająco klarowna, a wyniki trudne do powtórzenia. Zniechęcony Golgi porzucił ich badanie na rzecz malarii i pozostał gorącym zwolennikiem teorii płynnego przechodzenia neuronów jednego w drugi. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/teczowa-masa,427335.html Pracowity obwód spoczynkowy Polityka - nr 8 (2744) z dnia 2010-02-20; s. 76-77 Krzysztof Szymborski Co się dzieje w mózgu, gdy nie jest zajęty jakimś zadaniem umysłowym? Wbrew pozorom – nie leniuchuje. Jeden z najbardziej wpływowych francuskich filozofów XIX w. Auguste Comte, zastanawiając się nad granicami ludzkiego poznania, doszedł do wniosku, że przykładem wiedzy, która nigdy nie będzie nam dostępna, jest skład chemiczny gwiazd. Już jednak kilkadziesiąt lat później astronomowie zaczęli identyfikować występujące na Słońcu pierwiastki na podstawie badań spektroskopowych. Dziś skład chemiczny kosmosu jest dość dobrze znany. Nauka zdołała pokonać nieprzeniknione, zdawać by się mogło, bariery poznawcze nie tylko w badaniach świata zewnętrznego, lecz także naszych myśli. Od kilkudziesięciu lat neurofizjolodzy dysponują nowoczesnymi instrumentami, pozwalającymi obserwować procesy zachodzące w naszym mózgu. Niektórzy twierdzą, że niebawem będzie można czytać ludzkie myśli. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/pracowity-obwod-spoczynkowy,427094.html Sen zapomnienia Polityka - nr 25 (2710) z dnia 2009-06-20; s. 68-69 Krzysztof Szymborski Nauka ciągle nie potrafi odpowiedzieć, na czym polega ­biologiczne znaczenie snu. Zbyt wiele kryje tajemnic. Jedno wydaje się pewne: śpią wszystkie zwierzęta. Dlaczego śpimy? W starożytnej Grecji powszechnie uważano, że poprzez sny komunikują się z nami bogowie. Demokryt z kolei głosił, że we śnie ulatują z nas atomy duszy, których ubytek uzupełniać musimy nieprzerwanie oddychając (zanim nie wyzioniemy ducha). Arystoteles kwestii snu i bezsenności poświęcił całą uczoną rozprawę, w której pisał, iż „co do snu i czuwania, rozważyć musimy, czym one są: czy są one szczególne dla duszy, czy dla ciała, czy też im wspólne; jeśli zaś wspólne, do której części duszy lub ciała się odnoszą: więcej, jaka jest przyczyna tego, że są one atrybutem zwierząt oraz czy wszystkich zwierząt jest udziałem”. Ten program badawczy po 2300 latach nadal nie jest ukończony. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/sen-zapomnienia,424679.html Mózg na bieżni Polityka - nr 11 (2696) z dnia 2009-03-14; s. 78-80 Julita Czarkowska-Bauch Co wspólnego ma umiarkowany wysiłek fizyczny ze sprawnością umysłową? Naukowcy znaleźli wyjaśnienie powiedzenia: W zdrowym ciele – zdrowy duch. W powszechnym mniemaniu ruch i gimnastyka powodują lepsze dotlenienie i odżywienie organizmu, także tkanki nerwowej, i z tym wiąże się najczęściej dobroczynne działanie ćwiczeń fizycznych. Jednak trudno w ten sposób tłumaczyć poprawę uczenia się i pamięci. Dlatego w ostatnich latach rozpoczęto szeroko zakrojone badania, których celem jest wyjaśnienie mechanizmu dobroczynnego działania ćwiczeń ruchowych na układ nerwowy. W pionierskich doświadczeniach, przeprowadzonych w połowie lat 90. przez zespół C. Cotmana z University of California w Irvine (USA), zwrócono uwagę, że synteza jednego z białek, kluczowych dla rozwoju i naprawy układu nerwowego, rośnie w mózgu pod wpływem ćwiczenia ruchowego. Tym białkiem jest neurotrofina, nazwana w skrócie BDNF (ang. brain-derived neurotrophic factor). Więcej: archiwum.polityka.pl/art/mozg-na-biezni,423574.html Mądrości o inteligencji Polityka - nr 26 (2762) z dnia 2010-06-26; s. 70-71 Marcin Rotkiewicz Czym naprawdę jest inteligencja? Uczeni spierają się o to od stu lat, nazywając ją coraz inaczej. Dziś mamy już co najmniej kilkadziesiąt definicji inteligencji – od zaskakująco lapidarnych: „jest tym, co mierzą testy na nią”, lub: „to zdolność rozwiązywania problemów”, po znacznie bardziej wyrafinowane. Najnowsza koncepcja wiąże inteligencję z ewolucyjnym dziedzictwem obecnym w naszych umysłach. Jej autorem jest prof. Satoshi Kanazawa, psycholog z London School of Economics and Political Science, który głosi, że wyższe IQ to nic innego jak większa elastyczność wobec zmieniających się warunków środowiska oraz umiejętność przeciwstawienia się wbudowanym w toku ewolucji zachowaniom. Kanazawa w pracy opublikowanej w tym roku na łamach czasopisma „Social Psychology Quarterly” poparł swoją tezę konkretnymi wynikami badań. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/madrosci-o-inteligencji,428342.html Więcej grzechów nie pamiętam... Polityka - nr 33 (2769) z dnia 2010-08-14; s. 70-72 Autor: Marcin Rotkiewicz Rozmowa z prof. Danielem Schacterem, psychologiem z Uniwersytetu Harvarda, o ułomnościach naszej pamięci W pierwszej połowie XX w. słynny brytyjski psycholog Frederic Bartlett przeprowadził ciekawy eksperyment. Czytał studentom indiańską legendę, a po pewnym czasie sprawdzał, jak ją zapamiętali. Okazało się, że studenci w ogóle pomijali niektóre elementy historii, a to, czego do końca nie zrozumieli ze względu na różnice kulturowe, racjonalizowali i interpretowali według własnych przekonań lub wręcz dodawali jakieś detale oraz zmieniali porządek zdarzeń. Dlaczego tak się dzieje? Pamięć ludzka to nie jest twardy dysk komputerowy, który wszystko wiernie zapisuje. Ona raczej tworzy wspomnienia, np. łącząc informacje pochodzące z różnych źródeł i wykorzystując wcześniejszą wiedzę. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/wiecej-grzechow-nie-pamietam-,428842.html Prof. Daniel Schacter, jeden z najwybitniejszych badaczy pamięci, były dziekan wydziału psychologii Uniwersytetu Harvarda. Zajmuje się takimi zagadnieniami, jak powstawanie fałszywych wspomnień, wpływ starzenia się na pamięć, neuropsychologia tworzenia śladów pamięciowych, nieświadome zapamiętywanie. Jego słynna książka „Siedem grzechów pamięci. Jak zapominamy i zapamiętujemy” została wydana po polsku (PIW 2003 r.). Szkoła szkodzi na mózg Polityka - nr 36 (2772) z dnia 2010-09-04; s. 28-30 Marzena Żylińska W ławkach zasiadają dziś dzieci, które nie znają świata bez komputerów i Internetu. Neurobiolodzy twierdzą, że gdybyśmy chcieli sztucznie stworzyć środowisko maksymalnie blokujące ten nowy potencjał ludzkiego umysłu, byłoby to coś na kształt dzisiejszych szkół. Powszechny w cywilizowanym świecie system edukacyjny został tak zorganizowany, że nauka nie jest ani przyjemna, ani efektywna. Jeśli w najbliższych latach nie zmienimy systemu edukacji, to za kilkanaście lat my Europejczycy będziemy szyć T-shirty dla Chin – twierdzi niemiecki badacz mózgu Manfred Spitzer. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/szkola-szkodzi-na-mozg,429087.html Autorka artykułu Marzena Żylińska jest wykładowczynią metodyki w Nauczycielskim Kolegium Języków Obcych w Toruniu, zajmuje się też wykorzystaniem nowych technologii w nauczaniu. Prowadzi seminaria dla nauczycieli, współorganizuje europejski projekt „Zmieniająca się szkoła”. Autorka książki „Postkomunikatywna dydaktyka języków obcych w dobie technologii informacyjnych”. W przygotowaniu jest jej nowa książka „Neurodydaktyka”. Learning jak jogging Polityka - nr 39 (2724) z dnia 2009-09-26; s. 96-98 Joanna Cieśla Naukę języka obcego warto zaczynać w każdym wieku – zapewniają psycholodzy. Nauka w dorosłości, a zwłaszcza w jesieni życia, świetnie wpływa na mózg. Przed językowymi wyzwaniami stają dziś politycy, ale też biznesmeni, naukowcy i zwyczajni Polacy, w których życie nagle – w postaci atrakcyjnego kontrahenta, zaproszenia na stypendium albo zagranicznej synowej – wkracza świat. Okoliczności zmuszają ich do wejścia w dawno porzucone role – uczniów na kursie językowym. – Edukacja dorosłych przeżywa rozkwit – potwierdza Elżbieta Kozioł, metodyk i nauczyciel z firmy Lang TLC, która szkoli dorosłych w angielskim, francuskim i niemieckim. Wiele korporacji niemal codziennie odwiedzają specjalnie zatrudnieni lektorzy języków, a poranne lub popołudniowe lekcje to stały punkt firmowego grafiku. Ci, którzy na pomoc pracodawcy nie mogą liczyć, szukają na własną rękę – kursów, konwersacji lub przynajmniej komputerowych programów dających pojęcie, jak się dogadać. W te poszukiwania jednak często wpisana jest wątpliwość, czy dorosły w ogóle może się nauczyć języka obcego. Więcej: archiwum.polityka.pl/art/learning-jak-jogging,425778.html
Posted on: Mon, 09 Dec 2013 12:42:42 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015