Jeśli szukać jednego tylko przymiotnika, który najlepiej - TopicsExpress



          

Jeśli szukać jednego tylko przymiotnika, który najlepiej określi sześcioletnie rządy PO, bez wątpienia będzie to słowo "śmieciowe". Słowo, powtarzanie najczęściej w kontekście umów-zleceń, dla milionów młodych Polaków będących, obok tzw. samozatrudnienia, jedyną możliwością znalezienia jakiegokolwiek zarobku w kraju. Mówiąc starym przysłowiem, wszyscy wiedzą, że coś tu dzwoni, ale mało kto rozumie, że "śmieciówki" nie są problemem samym w sobie, bo na całym świecie istnieją jako wygodny sposób rozliczania prac dorywczych i nie wymagających wielkich kwalifikacji. "Śmieciówki", czy raczej ich wszechobecność, są tylko objawem systemowej niemocy. Firmy i pracownicy uciekają w nie, bo gospodarka trzeszczy pod miażdżącym ciężarem milionów roztytych u państwowego koryta tyłków wszelkiego rodzaju biurokratów, kontrolerów, marnotrwców i pasożytów. Aby los pracowników poprawić, trzeba całkowicie przebudować "sferę publiczną" i strukturę opodatkowania, narzucającą ogromny haracz na pracę i zatrudnienie, trzeba odchudzić administrację i uracjonalnić sposób jej działania. Natomiast walka z samymi "umowami śmieciowymi", a zwłaszcza, nie daj Boże, ich "ozusowanie" nie tylko nic nie da, ale jeszcze bardziej zaszkodzi. To pomysły dokładnie z tego samego lamusa, co podjęte przez Jaruzelskiego próby ratowania upadającej PRL wysyłaniem w teren "wojskowych grup operacyjnych" i podnoszeniem kar za spekulację i niegospodarność. Skądinąd jest w tym nieodparta logika: nasuwają się rozwiązania z PRL, bo i problem wciąż jest ten sam co w PRL. Problemem podstawowym, generującym wszystkie pozostałe, jest bowiem sama struktura i istota władzy. Sam model państwa. Wtedy nazywano to "realnym socjalizmem", teraz media i autorytety stają na głowie, żeby tego w ogóle nie nazwać i nie zauważać. Nie chodzi o władzę ściśle pojętą, o to, że na czele biurokratycznej piramidy balansuje od lat żałosny picer i pajac, zajęty wyłącznie wzniecaniem i gaszeniem intryg na swym dworze, czerpaniem chwały i radości z samego sprawowania władzy, ciągnący za sobą bandę podobnych sobie lewusów. To też tylko objaw, a nie przyczyna. Premier uciekający przed problemami, jego partia rządząca zajęta wyłącznie pluciem na opozycję i cichym, indywidualnym bądź w podgrupach, kręceniem lodów, są naturalnym produktem rozrośniętej kasty mandaryńskiej, zwanej, z braku poręczniejszego pojęcia, "elitą III RP". Osobiście wolę określenie Milovana Dżilasa "nowa klasa". Poświęciłem dokładniejszej analizie tego postkolonialnego fenomenu cały rozdział książki "Myśli Nowoczesnego Endeka", więc tam odsyłam ciekawych szczegółów. Śmieciowe umowy o pracę, śmieciowe, nie dające pracy dyplomy śmieciowych wyższych uczelni; teraz pojawiła się zbitka "śmieciowa rewolucja", oznaczająca kolejną kompletną kompromitację władzy, szczególnie dotkliwą dla przeciętnego obywatela, który dowiaduje się nagle, że ma przez bliżej nieokreślony czas trzymać w domu albo na posesji worki cuchnących odpadów, póki władza nie poradzi sobie z reformą, a potem samemu je posegregować według niejasnych kryteriów i zapłacić za to dwa razy więcej niż dotąd. I znowu powtórzę - to tylko skutek. "To nie kryzys, to rezultat" - mówił Kisiel. "Chcieliśmy jak najlepiej, a wyszło jak zwykle" - to z kolei powiedział były premier Rosji. Jakkolwiek rzecz ująć, chodzi o to samo. PRL, państwo rządzone przez "nową klasę", przez "elity" o charakterze nomenklaturowo-biurokratycznym, nie jest w stanie działać inaczej. Za cokolwiek się weźmie, wyjdzie mu Stadion Narodowy, pas w Modlinie, Koleje Śląskie, nieoddawalny most nad cieńszym niż metr strumyczkiem blokującym autostradę A-1... i tak dalej. Nawet na koncercie gwiazdy rocka wtopi, zamiast zarobić, nawet hazard czy wyścigi konne okażą się pochłaniać dotacje, zamiast dawać zyski. Oddłużenie szpitali? Sześciolatki do szkół? Czegokolwiek by się tknęli - kwadratowy trójkąt! Nie do wykonania! Trzeba powoływać dodatkowe specjalne komitety, uruchamiać spec-fundusze, pisać spec-ustawy, prężyć się i natężać, a i tak w końcu wyjdzie - jak zwykle! I nawet jeszcze gorzej niż zwykle, bo zabijający nas nowotwór dzień po dniu rośnie. Zatrudnienie drugiego urzędnika tam, gdzie dotąd był jeden, nie podnosi w żaden sposób sprawności działania urzędu. Zatrudnienie trzeciego nieznacznie ją obniża, czwartego − gdzieś tak o połowę, przy szóstym instytucja jest już sparaliżowana, a przy ósmym zaczyna paraliżować całe swoje otoczenie. I to przy założeniu, że zatrudnia się ludzi jakoś tam kumatych i obeznanych z problemami, którymi się mają zajmować. A przecież oczywiste jest, że w państwie, w którym ministrami, w imię wewnątrzpartyjnych układanek Tuska, mogli zostać fachowcy pokroju Muchy, Nowaka czy Szumilas, także na niższych szczeblach biurokratycznej piramidy kadry dobiera się wedle kryteriów spokrewnienia, skolesiowania oraz przynależności partyjnej, choćby i spośród kompletnych matołów. Ale jeśli się zasiadło do Okrągłego Stołu z priorytetem, żeby tak zmienić, by się nie zmieniło najważniejsze - by elita PRL pozostała elitą III RP - to inaczej być nie mogło. Nowa Polityka Ekonomiczna, postanowiona w Magdalence (nie będę objaśniać, komu hasło NEP nic nie mówi, nich sobie doczyta w wyszukiwarce) złagodziła "bolączki", uruchomiła nowe rezerwy, otworzyła możliwość zaciągania nowych kredytów i przez państwo, i przez obywateli... To oczywiście podniosło poziom życia, upiększyło obraz polskich miast i wsi, podniosło niezmiernie zadowolenie. Ale to wciąż "modernizacja" na wzór Gierka, tylko skala nadmuchania propagandowego balonu o wiele rzędów większa - PRL wzięła kredytów na 30 ówczesnych miliardów, III RP ma obecnie długu 850 miliardów, a jej obywatele prywatnie drugie tyle. Nic tak skutecznie nie budzi z letargu jak pukanie do drzwi komornika. Ale nawet zanim dojdzie do tego, w pewnym momencie nie sposób dłużej ignorować oznak tego, że uwierzyło się w uwodzicielską iluzję. Sondaże - zwłaszcza osobistej popularności wielkiego picera - zdają się wskazywać, że ten proces się zaczyna. A wraz z nim, wraz ze świadomością, że się zostało okłamanym i samemu się siebie i znajomych pod dyktando rządowego agit-propu okłamywało, rodzi się irracjonalna, dojmująca chęć, żeby ktoś wszystko rozpieprzył. Bo mechanizmy, o których wyżej wykładam, nie są może dla przeciętnego Polaka zrozumiałe, ale podskórnie czuje on, że naprawa nie weźmie się z żadnych propagandowych zaklęć ani tuskobusów, z zastąpienia Jaroszewicza Babiuchem czy doproszenia do PO-PSL Millera. Że naprawa wymaga, żeby ktoś tą piramidą nieudaczników, którym wszystko wychodzi "jak zwykle", naprawdę mocno potrząsnął. Ktoś rzeczywiście antysystemowy, a nie dążący jedynie do gabinetowej roszady. I skoro narodowcy (których osobiście widziałbym w tej roli najchętniej) jeszcze do takiego zadania nie dorośli, twarda prawica i lewica skazały się Korwinem, Palikotem i "marszami szmat" na wieczne odium błazeństwa, a inne polityczne byty raczkują gdzieś na marginesie - to trudno, niech już będzie z braku laku ten nienawidzony przez wszystkich Kaczor. Przez sześć lat głoszono, że Tusk jest silny strachem przed Kaczyńskim, teraz ruch huśtawki się odwraca, i to Kaczyński staje się silny wściekłością na uosabiającego całą śmieciowość III RP Tuska. *Rafał Ziemkiewicz*
Posted on: Fri, 07 Jun 2013 09:46:44 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015