Kino Cieszę się niezmiernie, że w dzisiejszych czasach - TopicsExpress



          

Kino Cieszę się niezmiernie, że w dzisiejszych czasach możliwe jest stworzenie przebojowego blockbustera, który nie tylko dobrze bawi, ale także ma coś do powiedzenia. Stworzenie filmowego widowiska, które byłoby w stanie przemówić swoją treścią do wszystkich ludzi, niezależnie od wieku, kraju pochodzenia czy światopoglądu. #TheHungerGamesCatchingFire ma właśnie to do zaoferowania. Jego polityczna i społeczna wymowa jest uniwersalna, zawsze aktualna, a fabuła inteligentnie opowiedziana i przy tym bardzo atrakcyjnie opakowana. Pierwsza część zaledwie wprowadzała do futurystycznego świata Panem, dość wyraziście, ale niezbyt obszernie go prezentując czy komentując. W kontynuacji mamy prawdziwą rozbudowę zarówno tego niezwykle interesującego świata wraz z jego postaciami oraz polityczno-społecznym kontekstem. To, co czyni tę serię tak wyjątkową, jest również główna postać. Katniss Everdeen, (spoiler) jako zwyciężczyni 74. Igrzysk Głodowych, staje się w tym filmie ulubienicą ludu, ale i największym wrogiem władzy. To właśnie na tej bohaterce opiera się całą fabuła filmu. Przymus reprezentowania Kapitolu w tournee po dystryktach pod groźbą zrobienia krzywdy jej najbliższym stoi w sprzeczności z tym, co myśli i jak czuje. Konflikt wewnętrzny Katniss ma swoje odzwierciedlenie w nastrojach społecznych. Ona staje się mimo działań władzy symbolem nadziei, władza widzi w niej narzędzie do przywrócenia pierwotnego porządku i bezwzględnego posłuszeństwa. Katniss to postać, odnośnie której w ogóle nie trzeba zastanawiać się, dlaczego właśnie jej historię poznajemy. Także jej charakter i sposób bycia czyni ją tak intrygującą, a w samym filmie również to, jak wciela się w nią Jennifer Lawrence. Jest ona po prostu pełną temperamentu, odwagi oraz siły Katniss, która nie bez powodu staje się iskierką nadziei dla uciemiężonego ludu Panem. Choć Jennifer powołuje tę postać do życia w sposób, w który nikt inny by tego nie zrobił, to miejscami odnoszę wrażenie, że, mimo Oscara na koncie, brakuje jej nieco technicznego warsztatu czy doświadczenia aktorskiego. Gra ona raczej na wyczucie, co chwilami wychodzi jej fantastycznie, innym razem (szczególnie w scenach, w których musi pokazać strach) jest jej słabością. Jak już pisałem wcześniej, tym razem twórcy - mając do dyspozycji dwukrotnie większy budżet oraz w większości nową ekipę (reżysera, scenarzystów czy scenografów czy kostiumologów) - stworzyli film, na który ten materiał zasłużył. Szczególnie w warstwie wizualno-technicznej dostrzegalny jest bardzo duży progres, co jest zarówno wyrazem szacunku do samej książki, ale również do jej fanów, a także widzów. Kapitol, który w zdecydowanej większości został stworzony w komputerze, wygląda epicko i monumentalnie. Arena, w której odbywają się jubileuszowe Igrzyska Głodowe także robi niesamowite wrażenie (dżungla wygląda bardzo naturalnie, podobnie zresztą jak małpy, które w niej mieszkają). Również różne pomieszczenia czy wygląd poszczególnych dystryktów zostały rozszerzone i ulepszone, co daje mały wgląd w warunki tam panujące (poznajemy głębiej nie tylko Dystrykt 12, ale także przenosimy się na chwilę do innych dystryktów). Zmiana kostiumologa także jest dostrzegalna. Dziwaczność mieszkańców Kapitolu została podkreślona jeszcze lepiej po zastosowaniu kostiumów, np. z kolekcji Alexandra McQueena, co zresztą widać najlepiej na przykładnie Effie Trinket, która ma więcej czasu ekranowego niż w pierwszej części i została brawurowo odegrana przez Elizabeth Banks. Za obszerniejsze pokazanie świata Panem na ekranie odpowiedzialni byli pierwszoligowi scenarzyści. Tym razem adaptacją powieści Suzanne Collins zajęli się zdobywcy Oscara Simon Beaufoy (#SlumdogMillionaire) oraz Michael Arndt (#LittleMissSunshine). Dzięki ich pracy historia ta zachowuje swoją bardzo moc, postaci nie są papierowe, a dialogi są po prostu mięsiste i wymowne (dialog między Prezydentem Snowem a Plutarchem Heavensbee odnośnie likwidacji Katniss jest bodajże najlepszą wymianą kwestii w tym filmie, a szczególnie słowa wypowiedziane przez postać Phillipa Seymoura Hoffmana). Dużą zaletą jest to, że cały ten polityczny kontekst jest naprawdę wiarygodnie i inteligentnie rozpisany. Jest to bodajże jedyny tegoroczny blockbuster (przynajmniej z tych, które widziałem), którego fabuła jest spójnym ciągiem przyczynowo-skutkowym bez większych dziur i niedorzeczności. I choć niektóre wątki poboczne potraktowano dość skrótowo, a pewne wydarzenia opowiedziane zostały trochę nieprecyzyjnie, to tym, co zostaje w głowie po seansie jest właśnie uczucie, że zobaczyło się film, którego historia nie jest tylko drugorzędnym elementem oraz pretekstem do zaprezentowania niesamowitych efektów specjalnych. Śmiem nawet powiedzieć, że ten materiał jest za dobry na hollywoodzkie standardy kręcenia filmów w wielkich studiach (choć Lionsgate do nich nie należy). Mimo że nie czytałem książki (a mam je w domu na półce i muszę w końcu się za nie zabrać), to ubolewam również nieco nad tym, że wątek miłosny na linii Peeta-Katniss-Gale potraktowano trochę jak smalcowe love story ze #Zmierzch, pozwalając na to, by bohaterowie wygadywali jakieś typowe frazesy o uczuciach względem siebie. A myślę, że jest w tym znacznie więcej i że umyka to trochę między słowami. Ale to chyba taki standard we współczesnych opowieściach, które skierowane są w głównej mierze do nastolatków (a przynajmniej w książkach/filmach, które opowiadają o bohaterach w tym wieku). Bardzo ucieszyło mnie sprawne wprowadzenie nowych bohaterów. Największe wrażenie zrobili na mnie Jenna Malone jako Johanna Mason (taka jeszcze mniej okrzesana i bezpośrednia Katniss) oraz niezwykle charyzmatyczny Sam Claflin w roli Finnicka Odaira. Jeżeli chodzi o reżyserię, to wydaje mi się, że Francis Lawrence jest odpowiedni do budowania świata Panem. Chłopa ma doświadczenie w wysokobudżetowych produkcjach (#IAmLegend) oraz ciekawy styl wizualny, co pokazał już nie tylko przy okazji kręcenia filmów, ale także teledysków (sprawdźcie jego videografię). Chociaż myślę, że niektóre sceny, szczególnie w kwestiach prowadzenia aktorów czy sprawienia, żeby prezentowały się naturalnie, mogły wyjść lepiej, to uważam, że reżyser poradził sobie dobrze,pokazując że czuje wagę problematyki oraz samych bohaterów. Porównanie z Garym Rossem wygrywa na pewno w kwestii kreowania świata, ale myślę, że było to również związane z większą ilością pieniędzy, która w tym przypadku była do dyspozycji. The Hunger Games: Catching Fire to moim zdaniem najlepszy wysokobudżetowy film tego roku. I chociaż nie byłem nim aż tak zachwycony, jak to wcześniej przewidywałem oraz mimo że myślę, iż w hollywoodzkich warunkach potencjał tego materiału nie został całkowicie wykorzystany, to sądzę, że jest to obraz świetnie zrealizowany, w którym historia i bohaterowie są wymowni i bardzo dobrze rozpisani. Dlatego też wyróżniam go pośród innych blockbusterów tego roku, dając mu 8/10.
Posted on: Sat, 23 Nov 2013 01:18:04 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015