Odc 540 Szpital. Przemek idzie korytarzem niosąc bukiet - TopicsExpress



          

Odc 540 Szpital. Przemek idzie korytarzem niosąc bukiet kwiatów w ręce. Popatrzyl na niego smutnym wzrokiem i pokręcił glową, podszedł do kosza i chciał je wyrzucić. Zawahał się przez chwilę, po czym zauważył nadchodzącą z naprzeciwka pielęgrniarkę. Przemek: Przepraszam? Agata: Tak panie doktorze? Przemek: Prosze...(wzdychając) proszę zanieść to jakieś świeżo upieczonej mamie..(podając jej bukiet na co ona spojrzała zaskoczona) Hana; (nadchodząc z tyłu) Zawsze Sam to możesz zrobić...(odwrócił sie w stronę siostry a ona się uśmiechnęła) Przemek: Hana... Hana: No chodz..(biorąc od niego kwiaty) Chodz do mnie...Pogadamy. Przemek: (kręcąc głową) Ale... Hana: Chodz! I nie próbuj się sprzeciwiać. Przemek: (patrząc przez chwilę na siostrę i uśmiechając się) No dobra... Hana:NO! Wreszcie gadasz jak facet...(biorąc go za rękę i ciągnąc za sobą. On nagle zauważył idącą zdenerwowaną Wiki) Przemek: hana...Przepraszam Cię na chwilę dobrze? Zaraz przyjdę. Hana: (patrząc na Wiki a potem na Przemka) No..Dobrze...(odeszła wąchając kwiaty) Przemek: (zachodząc jej drogę) Wiki... Wiki: (prawie na niego wpadając) Przemek. (nerwowo) nie mam czasu ani ochoty rozmawiać z Tobą (chcąc go wyminąć grzebiąc w torebce, on ją złapał na rękę) Przemek: Pocze..poczekaj no... Wiki: (wywracając oczami) Co?! Przemek: Chce Cie przeprosić.. Wiki: Za co?! Przemek: Jakoś ostatnio nie możemy się dogadac i mam wrażenie, że jest w tym sporo mojej winy... Wiki; Tak. To dobre masz wrażenie. (chcąc odejść ale on znowu ją złapał za rękę) PRzemek: Wiki...Naprawdę chciałbym to naprawić, rozmawiać z Tobą jak dawniej... Wiki: (wywracajac oczami) Tak? Możesz to naprawić... Przemek: Jak? Wiki: (krzyżując ręcę na piersiach) Odwołaj te cholerne zeznania w prokuraturze... Przemek: (uśmiechajac się) No ty chyba żartujesz. Wiki: Nie..Jakoś nie mam nastroju. (zarzucając włosami) (chomikuj.pl/dominus14/*60*60zam*c3*b3wione*60*60/Die+Candy+-+Tillmann*2c+Vedvik,1793829841.mp3) Przemek: A czy Ty możesz w nasze sprawy nie mieszać Falkowicza?! Wiki: O nie Przemek...Tutaj akurat nie chodzi o niego... Przemek: Ta..ahm...(kręcąc głową) Wiki; (rozlągając się po koryatrzu i mówiąc przez zęby) Czy ty nie rozumiesz idioto, ze te twoje zeznania pogrążą nie tylko Andrzeja ale także i mnie? Pójdę siedzieć! Przemek; O czym ty gadasz Wiki?! Wiki: Zapała??!!! Jestem w zespole naczyniowym Falkowicza...Jestem w to zamieszania nie rozumiesz tego? A poza tym... Przemek: Daj spokój, nic nie wiedzialałas o tych jego eksperymentach...Twoja matka mogła przyplacic to zyciem...(widząc jej minę) Wiki? Wiki: (spuszczając głowę) No nie do końca... Przemek: Co masz na myśli? (patrząc na nią zaskoczony) Wiki: (patrząc na niego i wzdychając) Po tym jak odryliśmy ten lek w rzeczach matki...Sęk w tym, że nadal go podaje mojej matce, rozumiesz co mówie? Przemek: CO?!! Wiki: Ciszej zAPAłA! Przemek: Ty chyba oszalałaś! Wiki: Ten lek naprawdę pomaga łapiesz?? Przemek: WIki!! Wiki: Dlatego...Musisz wycofać to zgłoszenie rozumiesz?? Wsadzą mnie do więzienia, albo odbiorą prawo do wykonywania zawodu. W najlepszym razie rozumiesz?! Przemek: (patrząc na nią zaskoczony) Ale... Wiki: Więc zachowaj się do jasnej cholery jak przyjaciel i wycofaj te oskarżenia! (odchodząc) Chociaż raz...(koniec motywu) Mieszkanie Oli i Klaudi. Klaudia idzie z książką i kubkiem do siebie do pokoju. W korytarzu natyka się na wlaśnie wchodzącą olę. Klaudia: OOO..I co tam? (idąc do pokoju) książe zajechał na bialym rumaku? Ola: (idąc za nią do pokoju) Nic..do...mnie nie mów... Klaudia: Ale co? Rumak był czarny? (śmiechąc się i patrząc na nią) Ola? (widząc jej zapłakane oczy) Co jest? Ola: Nie...Po prostu...Już nIGDY WIĘCEJ CIĘ NIE POSŁUCHAM!!! Klaudia: Ale... Ola: Nie...Jeszcze nigdy w życiu nikt mnie tak nie upokorzył!! (wybiegając z pokoju) Klaudia: Ale Ola...(zatrzasnęła jej drzwi przed nosem) Jaki dramat... Wiktoria idzie zdenerwowana korytarzem. Nagle drogę jej zachodzi Beata. Beata: O pani doktor. Wiki: Nie ma mnie...(chcąc ją wyminąc) Beata: Ale pani doktor...To ważne. Pacjent trafił na izbę z trudnościami w oddychaniu. Wiki: No to ten kto jest na izbie niech mu założy drenaż. Beata: No tak, ale chwilowo nie ma kto... Wiki: Jak to nie ma kto? To kto ma dyżur na izbie? Beata: Doktor Jakubek. Wiki: no....i?? Gdzie on jest? Beata: Pilnie wezwany do innego pacjenta. Tylko pani jest... Wiki: (wywracając oczami) Dobra...idę...(skierowały się w tamtym kierunku) Wiki: (wchodząc na Izbę i widząc starszego mężczyznę) Witam...Pan Ludwik??! Ludwik: Wiktoria! Miło CIe widzieć dziecko! Wiki: (uśmiechając sie) No nie wierze...Ile to już lat? Ludwik: No z 20 będzie. Wiki: Ale ten czas leci... Ludwik: No, pamiętam Cię jako małego szkraba z kucykami a teraz proszę...Dorosła pani doktor. Wiki: Oj Oj...(podchodząc do niego uśmiechnięta) Już nie przesadzajmy z tą dorosłością...(zakładajac wiszący niedaleko fartuch i biorąc stetoskop do ręki) No więc? Co to sie tam dzieje? Ludwik: Przesadzają...Sypę się. jak każdy stary człowiek. Wiki: Aha..Aha..Dobra dobra..(wkładając stetoskop) Ja tam widze cały czas tego energicznego sąsiada z naprzeciwka, który uwielbiał ganiać mnie po dachu za zrywanie owoców z drzech. (uśmiechając się) Ludwik: W następnym życiu będę ganiał twoje dzieci! Wiki: (śmiejąc się) AAAA to musi się pan spieszyć... Ludwik: Ja ze śmiercią czy Ty z dziećmi. Wiki: Pan...Bo...MOja córka jest już nastolatką i obawiam się ze jeszcze pare lat a wskoczy w szpilki...No a w tym po dachu to tak...tak...Nie baaaardzo. (usmiechając sie) Ludwik: Zawsze umialaś mnie zaskoczyć. Wiki: (uśmiechając się) Zobaczmy to się tam dzieje...(przykładając słuchawkę do jego klatki piersiowej) Ludwik: No co się dzieje...Części mi się psują. Wiki: Ale prosze nic nie mówić przez chwilę dobrze? (marszcząc brwi i wsłuchując się) Okej...Dziękuje. Ludwik: Pani doktor? Wiki: (do Beaty) Przyślij mi tutaj kogoś z interny... Beata: Dobrze. (wychodząć w pośpiechu) Wiki: (uśmiechając się do pacjenta) Będzie dobrze...(widząc ze pacjent coraz szybciej oddycha) prosze się nie denerwować... Ludwik: Pani...Pani...(nie mogąc złapać tchu i łapiąc się za klatkę piersiową) Co..co...Się dzieje? (przewracając się na łózku) Wiki: Panie Ludwiku??? (klepiąc go po twarzy) halo? Panie Ludwiku? (wchodzi Latoszek i Beata) Witek: Co się dzieje? Wiki: Pomóż mi! Bedziemy reanimować! Witek: (podchodząc i rozpinając koszulę pacjenta) Hipoksemia... Wiki: Cholera...(przykładając maskę do jego twarzy) Wiki: (Do Beaty) Musimy zrobić gazometrie...(wchodzi Zimińska) Zimińska: Co mamy? Wiki: Utrata przytomności...Słabo wyczuwalne tętno. Witek: Dobra...Wiki. Działamy.. Ziemianska: Dobrze...Mam wszystko pod kontrolą... Witek: Saturacja? Ziemiańska: Czterdzieści sześć procent...Podlączam tlen.. Wiki: Zaczynam masaż serca. Witek: Będziemy potrzebowali prześwietlenie klatki piersiowej... Wiki: Kiedy to się zaczynęło nie było po lewej stronie szmeru oddechowego. Witek: No to nie ma sensu czekać na prześwietlenie... Wiki: Myślisz ze to odma prężna? Witek: No na to wygląda... Wiki: (patrząc na Ludwika) No dobra...Nie ma na co czekać..(do Beaty) YY Szybko! Robimy wkucie! Witek: Skalpel! Wiki: (biorąc skalpel od Beaty i do Wikta) Przytrzymaj mi...(wbijając igłę i rozcinając poniżej) Witek: Dobra...Zacisk jest... Wiki: Okej...Wchodzę...(wkładając rurkę pomiędzy żebra) Okej...Jestem. (przecierając czoło i do Ziemiańskiej) i jak jest? Ziemiańska: No normuje się, ale nadal zostaje na tlenie. Wiki: Dobrze... Witek: NO tak...Brawo pani doktor ale wiesz, ze to sie w każdej chwili może powtórzyć. Wiki: Wiem... Witek: No więc? Co zamierzasz. Wiki: (patrząc na pana Ludwika) Będę musiała go zooperować. Witek: Co?(smiejąc się) Żart taki? A to średnio śmieszny...Powiem pani... Wiki: A co mam zrobić? On mi bez tego umrze. Witek: No to mam dla Ciebei informacje...Być moze to będzie dla Ciebie zaskoczeniem, zwłaszcza dla twojego chirurgicznego toku rozumowania ale on tej operacji nie przeżyje. Wiki: Na pewno ma większe szanse niż bez niej...(do Ziemianskiej) Bedziesz w stanie poprowadzić mi go podczas operacji? Ziemianska: No...Ryzyko jest duże, ale...Myśle, ze tak. Wiki: Dobrze..To ja..(patrząc na Ludwika) idę się przygotować (wychodząc z izby, za nią podążył Latoszek) Witek: (idąc za nią) Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co chcesz zrobić co? Wiki: Owszem, zdaje... Witek: O nie. Nie zdajesz. Gdybys wiedziala, to być nie robiła tego. Wiki: Wiem co robie, wierz mi...(do Beaty) YY..Będę potrzebowała drugiego chirurga na asyście. Beata: Czyli operuje pani? Wiki: Tak. Beata: Doktor Falkowicz jest na oddziale. Wiki: YY..Nie, nie. Zapała. Zapała powienien gdzies być. Znajdz mi go dobra? Beata: Oczywiście (odchodząc) (W tej samej chwili podszedł młody mężczyzna) Filip: Pani doktor? Jestem Filip Grabski. Mój ojciec to Ludwik Grabski. Podobno trafił tutaj. Wiki: AAA...Tak. Pan Ludwik miał problemy z oddychaniem, niestety doszło do hipoksemmi z powodu narastającej odmy prężnej, co w rezultacie doprowadziło do przemieszczenia śródpieścia, ucisku na narządy klatki piersiowej i zatrzymania krążenia... Filip: YYY..Nie rozumiem? Witek: Ta..Pani doktor własnie nieudolnie prbowała panu wytłumaczyć, ze przez kilka minut pański ojciec nie otrzymywał tlenu. Klatka piersiowa wypelniła się powietrzem, przepychając serce, tchawicę i płuca na przeciwną stronę ciała... Wiki: YY tak, ale założony drenaż opłucnowy umożliwi mu powrót na właściwe miejsce... Filip: Nie otrzymywał tlenu? Tzn..Czy to znaczy ze umysł mógł zostać uszkodzony? Wiki: Nie możemy tego wykluczyć...Ponad to, żeby uratować mu zycie, będe musiala wykonać operacje... Witek: Bardzo ryzykowną zresztą... Wiki: YYY...Tak, ryzyko jest duże, ale być moze to jedyny sposób żeby..(wzdychając) uratować panu Ludwikowi życie... Filip: Ale...Jak on się czuje? teraz? Wiki: Jest stabilny, ale ponieważ istnieje możliwośc ponownego zatrzymania krązenia...Musimy wykonac tą operacje...Zgadza się pan? Filip: A czy mam inny wybór. Witek: Wie pan..Zawsze jest inny wybór... Filip: Zgadzam się...Zgadzam. Wiki: Dobrze...Ja teraz idę sie przygotowywać w takim razie...Przepraszam. (odchodząć. Witek podążył za nią) Witek: Może warto by pomyślec w tym wypadku o zakazie reanimacji? Wiki: O czym ty mówisz? Chyba żartujesz...Uratuje go! Witek: Wiktoria...Ja rozumiem ze jesteś ambitna ale... Wiki: NIE MA! NIE MA ALE!! rozumiesz??! (odchodząc nerwowo) (youtube/watch?v=taQiX1vsvsc)Ginekologia. Hana stoi i patrzy przez szybę na noworodka. Podchodzi Przemek. Hana: Zobacz...(uśmiechając się) Do jego mamy trafiły twoje kwiaty... Przemek: Cud... Hana: Tak...Dziecko jest cudem... Przemek: Hana? Hana: No? CO jest braciszku? Przemek: rozumiesz mnie prawda? Musze wyjechać. Hana: (usmiechając) Jeżeli to jest faktycznie wyjazd...A nie ucieczka...(przemek spojrzął na nią) To tak... Przemek: A ty? Jesteś szczęśliwa? Hana: (wzdchając) Jak nigdy przedtem...(rodzenstwo przytuliło sie do siebie. Podchodzi Beata) Beata: Przepraszam panie doktorze ale doktor Consalida pana szuka. Przemek: Naprawdę? Beata: Tak. Musi pan jej zaasystować. Przemek: No dobrze...(patrząc zaskoczony na Hane) Już idę...(puszczając oczko siostrze i odchodząc. Ona odprowadziła go uśmiechem po czym wrociła do dalszego podziwiania malucha)(koniec motywu) Przed blokiem. Przemek: Ty chyba żartujesz.. WIki: (stojąc ze skrzyżowanymi rękami) Nie mam nastroju na żarty Przemo....Wierz mi. Przemek: Wiki zwariowałaś? Wiki: Pomożesz mi czy nie? przemek: Ale.. Wiki: TAK..CZY NIE>?! nawet tego nie możesz dla mnei zrobić? Przemek: (wzdychając) Okej..Okej. Uspokój się...A Sambor wie? Wiki: Nie musi wiedziec o wszystkim. Zdałam egzamin nie jest juz szefem naszej rezydentury...Zapomniałes? Przemek: Wiki...przeginasz. Wiki: Boisz się? (patrząc na niego z politowaniem) Nic dziwnego ze nie zdałęś swojego egzaminu...Zawsze wiedzialam ze nie masz jaj. Przemek: Co z Tobą dzisiaj?! Wiki: A co z Tobą od roku? (uchylając drzwi na sale) Idziesz? (Przemek przez chwile sie wahał, pokręcil głową po czym podążył za rudą przyjaciółką) Gabinet Falkowicza. Andrzej siedzi i przegląda dokumenty. nagle rozlega się pukanie. Falkowicz: Tak? (wchodzi pielęgniarka) Agata: Panie profesorze, mógłby pan spojrzec na jednego pacjenta? Falkowicz: Ja? A nikogo innego nei ma? Agata; No w tej chwili nie. Falkowicz: (Wzdychając) No dobrze..Dobrze..(wstając i chcąc wyjść) A...Zapała? Agata: Wlaśnie rozpoczął operacje z doktor Consalidą. Falkowicz: Consalida? Ona operuje? A co się stalo? Agata: Pacjent z odmą prężną. Falkowicz: Odma prężna??! O cholera..(wychodząc szybko z gabinetu) Agata: Ale profesorze?! Falkowicz:(w pośpiechu kierując się na sale operacyjną) Wezwij Krajewskiego aniele! Sala operacyjna. Wiki: Cholera...Jest tak jak myślałam... Przemek: No..Zobacz tuatj. Wiki: Strasznie kruche płuta... Przemek: Dasz rade to zszyc? Wiki: Nie wiem...Maczak proszę. Przemek: Wiki! Ziemiańska: Ciśnienie spada! Wiki: Okej..Przestajemy. Ziemianska: Podaje adrenaline... Wiki: (patrząc na ciągłą linię i na LUdwika) Nie może umrzeć...Nie może umrzeć.(Przemek na nią popatrzył) Ziemianska: Jeszcze. Wiki: Nie może umrzeć... Przemek: Zaczynamy masaż? Ziemiańska: Niema na co czekać! Przemek: Defibrylator! (instrumentariuszka przysunęła sprzęt) Wiki: Daj mi to! (wyrywająć przemkowi) Ziemianska: Dobra... Wiki: Odsuńcie sie! Strzelam! Przemek: Jeszcze! (wiki znowu przyłożyla do klatki piersiowej pacjenta) Przemek: Cholera nic...Jeszcze! Wiki: Nie może umrzeć... Ziemiańska; Zwiększam dawkę! Wiki: Odsuńcie się! Przemek: Wiki... Wiki: Dobra...Jeszcze! Strzelam! Przemek: WIKI! (łapiąc ją za reke) Wiki: Zostaw mnie! Jeszcze!! (chciąla przyłożyć ,ale Przemek ją zatrzymał) Przemek: Wiki...On odszedł... Ziemiańska: (wyłączając aparaturę) Czas zgonu...19.30... (Wiki oparła sie o stół i popatrzyla na Ludwika. Przemek spojrzął na nia i przykrył mu twarz prześcieradłem) Przemek: Wiki... Wiki: (zamykając oczy) Zostaw! (wychodząc w pościpiechu z sali po drodze zdejmując z siebie fartuch) Falkowicz: (wchodząc do myjni i widząc wychodzącą Wiktorię) Wiki...( ona tylko zerwala z siebie maske i czepek po czym wyrzuciła go do kosza i bez słowa wyszła mijając Falkowicza) Falkowicz; (odprowadzając ją wzrokiem i zauważając wychodzącego Zapałe) Czyli...(Przemek spojrzał tylko na niego gniewnie po czym bez słowa wyszedł) Falkowicz: (odprowadzając go wzrokiem) Aha... Wiki idzie korytarzem zamyślona. Podchodzi do niej Filip. Filip: Pani doktor? Wiki: (patrząc na niego przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem) Przykro mi... Filip: Ale... Wiki; (wzdychając i próbując ukryć wzruszenie) Przepraszam...(szybko odchodząc) (Przemek widzący tą scene, podążył za nią, mijając nie wierzącego jeszcze w jej słowa Filipa) Przemek: WIki! Poczekaj! Wiki: CO?! Przemek: Przykro mi...Naprawdę... Wiki: Daj Przemek spokój... Przemek: Chce żebyś wiedziała..Chce...Wiki. Wycofam to zgłoszenie... Wiki: Nie musisz się litować... Przemek: To nie litość Wiki...To się nazywa podziw...I przyjaźń...(popatrzyli na ssiebie) Przepraszam...Ale...Muszę iść się dopakowąc..(odchodząc) Wiki: (stojąc przez chwilę nieruchowo) Prze...Przemo...(szeptem) Dziękuje...(youtube/watch?v=mV6Ju-iBuSY&feature=youtu.be) (Weszła do lekarskiego. Popatrzyla na biurko na której lezała sterta dokumentów. Westchneła obeszła biurko naokoło i podeszła pod okno. Wyjrzała przez nie po czym poczuła jak łzy cisną jej się do oczu. Probując się uspokoić skierowała się na kanapę i usiadła, patrząc się w martwy punkt gdzies w lekarskim. Łzy same ciekły jej z oczu, a ona sama nawet tego nie czuła. Z rozmyślań wyrwał ją dzwięk kroków. Falkowicz: Tutaj jesteś... Wiki: (wycierając oczy) Chce być sama... Falkowicz:(Popatrzył na nią przez chwilę, westchnął po czym zamknął za sobą drzwi) Ajajajajaj....(podchodząc do kanapy i stając nad nią z rękami w kieszeni) Wiem co się stało. Wiki: Brawo...Możesz mi wygarnąć..Ulżyj sobie jeszcze baardziej w koncu co to dla ciebie.. Falkowicz: Zartujesz? Mam inne sposoby...(delikatnie się uśmiechając i siadając kolo niej, ona się delikatnie odsunęła) No..Więc? Czemu placzesz? Wiki: Zmarł mi pacjent na stole... Falkowicz: Powtórzę pytanie...Czemu płaczesz? Wiki: (patrząc na niego) Nie rozumiesz? On mi zaufał...On...I jego syn a ja...(zanosząc się płaczem) Nic nie mogłam zrobić...Po prostu...(wzdychając) Byłam bezsilna... Falkowicz: Jesteś lekarzem...Powinnaś wiedziec, że czasami jesteśmy skazani na porażki. Wiki: Nie rozumiesz...Wszystko się pieprzy Andrzej...Wszystko pokolei... Falkowicz: Wiktoria...Popatrz na mnie... Wiki: Jestem...Nie mam już na to wszystko siły...Przerasta mnie to...Boje się...Boje się jak cholera...Jestem słaba...Za słaba, na to wszystko... Falkowicz: Wiktoria...(kładać dłoń na jej) Popatrz na mnie...(Ona spojrzałą na jego dłon po czym uniosła oczy patrząc w jego) Wiki...Jesteś najlepsza...I jedyna...Rozumiesz? Wiki: Andrzej... Falkowicz: Chce żebyś wiedziala, że..Jesteś...(wzdychajac i patrząc jej głęboko w oczy) Kiedy patrze na Ciebie...widzę kobietę z którą...chciałbym spędzic resztę życia... (Wiktoria popatrzyła na niego lekko zaskoczona, po czym delikatnie sie usmiechnęła,on odwzajemnił uśmiech) Wiki: (szeptem) Andrzej... Falkowicz: Ta? Wiki: Zostań ze mną...(opierając głowę o jego ramię i mówiąc szeptem) Po prostu ze mną zostań...
Posted on: Mon, 19 Aug 2013 20:58:09 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015