Takie tam niedzielne refleksje. Badanie terenu, szukanie drogi - TopicsExpress



          

Takie tam niedzielne refleksje. Badanie terenu, szukanie drogi trwa przez to życie, w następnym obiecuję już wiedzieć, czego chcę. Tak, następnym razem będzie łatwiej, jak w psychologicznych mechanizmach wybierania dróg już sprawdzonych. Boli głowa- łykam tabletkę itp. Tymczasem trzeba znaleźć receptę na zmęczenie, znudzenie, zniecierpliwienie. Taki szlak, w którym człowiek robi już z automatu pewne rzeczy. Jak na studiach 3xZ. Aha tam jeszcze jest zapić. Z moją wątrobą w sumie nie jest źle. Ale picie, kiedy po 20 minutach i paru kieliszkach wódki, wszelkie cudowne i straszne jednocześnie stany obsesyjno -kompulsywne mijają jak ręką odjął, także "mija" się z celem. Zanim rozkręci się mózg, ręce i nogi odmawiają mu posłuszeństwa i z człowieka staje się coś na kształt schizofrenika; robi jedno, chce drugie a mówi trzecie. Stabilność emocjonalno- fizyczna, jak dotychczas skumulowana w jednym śmiesznie wyglądającym- ale zawsze ciele, nagle zaczyna żyć swoim życiem. Znalezienie recepty na życie także nie będzie łatwe. Bo jak wybrać coś, co jest praktyczne, ale i dla siebie (przecież nie wolno zdradzać ideałów i wartości- choć brak tych ostatnich mi niedawno zarzucono); co da radość innym (ludziom, którzy będą mogli być z Ciebie dumnymi -powtarzając, że co jak co - ale im w życiu wyszłaś/ wyszedłeś...) , a wreszcie z czego będzie się zadowolonym? Ale zadowolonym tak zwyczajnie, bez fałszywej pokory (ach nie trzeba było...., naprawdę to było proste/trudne w zależności z kim i o czym się rozmawia), bez zakłamania i niesłusznego braku wiary w siebie. Znudzenie jest czymś naturalnym i nie wynika z nadmiaru zabawek w dzieciństwie. W dodatku zabawek dawanych co chwilę. Kto na Boga w PRL-u miał zabawki lepsze niż pluszowy pies przypominający kokerspaniel, drugiego- wyglądającego trochę jak wydłużona wersja telewizyjnego Reksia. W moim wydaniu to był As. Później do tej psiej gromadki doszli: bezimienny kot we kolorze kapuczino i żółto -fioletowy pingwin o długim i ostrym nosie. Rodzinę uzupełniały dwie lalki duże i, za wyłudzone od ciotki z NRD marki, zakupiona Barbie. Pierwsze rozczarowanie lalami zza wielkiej granicy wynikło z faktu, że kiedy obcięłam im włosy, one nie odrosły. Pamiętam ten żal, kiedy pomalowałam je czarnym tuszem i w efekcie Barbie o ładnym niebieskim makijażu miała włosy w kolorze niedomytej szarości. Ohyda. Pamiętam też, jak mój ojciec dostał od swojej byłej żony paczkę. Z Niemiec. Jako kilkulatka dopuszczona zostałam do zawartych w niej misiów Haribo i dziwnej żółto-czerwonej zabawki. To był głupio uśmiechający się pajac, siedzący z nonszalancko założoną nogą na nogę. Nie miałam pojęcia, ale i moi rodzice również nie byli świadomi, co to jest. Wiele lat później oglądałam horror "IT" i przypomniałam sobie o tym klaunie. Nie dawało mi jednak spokoju, dlaczego była małżonka mojego taty przysyła mi postać z horroru. Rozumiem, że oni za sobą nie przepadali, ale jaki to miało związek ze mną??? Po kolejnych latach na polskim rynku pojawiły się MC Donaldy...i pewnego dnia nieznajomy - a przecież dobrze - znajomy klaun puścił swe oko właśnie do mnie. A klocki lego? Tak, też je miałam. Małe pudełka, na jakie było stać w Peweksie moich rodziców. Zawsze zazdrościłam koleżankom dużych paczek z zamkami, samolotami, bo moje małe autka z 50-100 elementów nikły w odmętach wielkiej twierdzy ze spuszczanymi na linkach mostami nad fosą. Pierwszy komputer - comodore c64:) pamiętam, że podłączałam klawiaturę do telewizora i udawałam, że coś mądrze piszę. Zupełnie jak teraz. Tylko, że ówcześnie kolory na ekranie się zmieniały. Żółte, czerwone, niebieskie, a wystarczyło wcisnąć odpowiedni klawisz. Wyobrażałam sobie, że moje wypociny zaraz sobie jakoś wydrukuję... Tak , jak dziec, tyle, że drukarka nie działa.
Posted on: Sun, 23 Jun 2013 21:37:08 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015