VIII Koronacja Jerzego VI i śmierć matki księcia - TopicsExpress



          

VIII Koronacja Jerzego VI i śmierć matki księcia Nadszedł dzień koronacji Bertie’go oraz Elżbiety. Dominik latał po salonie z moją mitrą. Biegałem za nim ubrany w płaszcz ozdobiony gronostajami, przywiązany kokardkami, czując się przy tym, jak idiota. Nie miałem ochoty na zabawy w gonitwę kotka za myszkę z moim pierworodnym. Kiedy odbyła się koronacja Jerzego V, ja miałem niecałe trzy lata, nie mogłem jej zatem pamiętać. Koronacja Bertie’go oraz Elżbiety było to dla mnie ogromne przeżyciem. Dnia 12 maja 1937 roku wszyscy przeżyliśmy moment uniesienia. Anna ubrana w kremową suknię, przetykaną złotą nitką, ubrana w tiarę mojej matki oraz naszyjnik i kolczyki, noszone również przez nią, wyglądała olśniewająco. Mój lokaj wreszcie pochwycił Dominika i odebrał moją mitrą. Potem wrócił pod opiekę Elli, która powróciła do Hafford Palace po latach na służbę u nas. Chciałem potem zatrudnić jej Scocard, jako nauczyciela, lecz zmarł zanim moje dzieci dorosły do wieku szkolnego. Z trójki została najdłużej przy mnie Peter Brown. Bo aż do 1956 roku, kiedy zmarł na raka mózgu. Kiedy jechaliśmy do Londynu, zwróciłem się do Anny, dzieląc się swoją myślą o Dawidzie oraz pani Simpson. - Tak myślę o Dawidzie. - O Dawidzie? Czemu akurat dzisiaj? - Bo to miała być jego koronacja. - Dobrze, że tego nie słyszy Bertie. Dodałbyś mu otuchy swoimi przemyśleniami. - To nie o to chodzi bym swoimi rozmyśleniami dobijał, psuł atmosfer dzisiejszego dnia. Jednak dobrze wiesz Anno o co mi chodzi. - A o co ci chodzi Malcolm? - Dawid ma poparcie części arystokracji. Oni chcą jego nie zasadniczego, małomównego, byłego księcia Yorku. - Masz zamiar o tym mówić wszystkim Malcolm? - Zaskakujesz mnie Anno. Ty mówiąca o prawach człowieka, prawach jednostki do wolności, niezależna nawet w małżeństwie, karcisz mnie za mówienie prawdy? - Chcę cię jedynie chronić przed kłopotami, jakie możesz na siebie sprowadzić. Oni są wyjątkowo obłudni, ale na kimś Bertie musi się oprzeć. Nie zdradzą go, bo nie zdradzą kraju. Tamta rozmowa z ponad siedemdziesięciu czterech lat uświadamia mi, jak musiał samotnie czuć się Bertie kiedy zasiadał na tronie świętego Edwarda, nad kamieniem z Cunnes. Obserwowałem go bacznie i Elżbietę również, gdy tylko moje oko ujrzało ich postacie. Twarz Bertie’go była kamienna, trudno było wyczytać z niej, co on czuł. Od tego gorsetu królewskiej roli nie mógł się już uwolnić do końca życia. Nad nami, na najwyższym balkonie siedział Lionel oraz Myrtle Logue. Miałem wtedy okazję porozmawiać z nim oraz jego żoną. Przemili ludzie, zwłaszcza pani Logue. Nie brakowało jej dowcipu, niemniej jak jej mężowi. Koronacja to moment usankcjonowania władzy nowego monarchy. Bertie uniósł ciężar korony świętego Edwarda, ale nie mam wątpliwości, że to był początek końca niego samego. Bóg jeden wie, jak bardzo było mu trudno wtedy i przez następne prawie piętnaście lat panowania. Dzień po koronacji udałem się swoim motocyklu na wyprawę do stolicy, taki samym jaki miał Dawid. Na malowaniu umieszczono herb rodowy, na wypadek kradzieży. Starszym członkom mojej rodziny, z babcią na czele to się nie podobało, mieli żal do stryja Aleksandra, że mi go kupił. Przetrwał czas i stoi w moim prowizorycznym garażu, zachwycał wszystkich, w tym samego Bertie’go. Boje się o niego, moje prawnuki pewnie go kiedyś sprzedadzą, widząc w tym cel zysku. Nagle przerwał dotąd milczący wnuk księcia, lord Adam – Malcolm chce go zachować dla siebie. Książę nagle wybuchł gniewem na te słowa – Malcolm, Malcolm! A co on chce z nim zrobić?! - Dziadku, Malcolm wie co z nim zrobić. Na pewno nie sprzeda go, wiedząc jak ważny jest on dla ciebie. - Doprawdy? On jest zainteresowany jedynie nowinkami technicznymi, niż starym pamiątkami po swoim pradziadku. Cóż odbiegamy od tematu Adamie. A wracając do niego, w następnych dniach po koronacji, Bertie oraz Elżbieta fetowani byli od jednego do drugiego przyjęcia. Brytania świętowało koronację, wszyscy bawili się tak dobrze na salonach, na podwórkach, ulicach miast, pubach, że zapomnieli o nadciągających chmurach nad naszą przyszłością. Bertie miał świadomość nadchodzącej katastrofy, jednak ufał rządowi Baldwina. Wiem jak bardzo wielu współczesnych ma za złe ówczesnemu premierowi, politykę jaką się kierował względem Hitlera, ja też nie mogłem mu wybaczyć tej politycznej krótkowzroczności. - A królowi mógł pan wybaczyć? Ponoć królowa Elżbieta chwaliła Hitlera. Pytanie Sary do księcia miały nieprzyjemny posmak prawdy, ale w takich okolicznościach książę nie uniknął odpowiedzi. - Wiem, co pani może pani myśleć o tym. Elżbieta zachwalali pewne rozwiązania, które dokonał przywódca III Rzeszy w sferze socjalnej, zwarzywszy, że ona i Bertie tym tematem żywo się interesowali. Nie mniej jednak jemu nie mam co wybaczać. Pochwały dla tego zbrodniarza z jego ust nigdy nie padły, oni się nim brzydził. - Co książę myślał o nadciągającej wojnie? W tym samym roku 1937, Hitler dokonał anschlussu Austrii, a w następnym zniszczył jedność Czechosłowacji. - Bałem się. Bertie nie raz mnie pytał o moją opinię w tej sprawie, gdy byliśmy sami. Wcześniej sprawdzał wzrokiem czy Elżbieta nie jest w pobliżu. Ona nie lubiła, gdy rozmawialiśmy o sprawach politycznych. On był nie pewny sytuacji, zdruzgotała go wiadomość, że premier Stanley Baldwin podał się do dymisji. Po nim nastał czas premiera Neville Chamberlaina, równie naiwnego, co krótkowzrocznego polityka Partii Konserwatywnej. Sądził, że na spotkaniu z Hitlerem w Monachium we wrześniu 1938 roku wywalczył naszemu krajowi, Europie pokój po trupie Czechosłowacji. Mieszkańcy tego kraju nigdy nie wybaczyli nam tej zdrady, tak samo jak Francuzom. Byłem wściekły gdy premier wrócił z tym świstkiem papieru z podpisem Hitler. Wiedziałem o grze Berlina, gra na zwłokę, na przetrzymanie. Teraz jego celem była Polska, ojczyzna mojej teściowej. W tej sprawie posprzeczałem się z Bertie’m. - Co za głupoty opowiadasz Malcolm! – tak mi odparł, gdy powiedziałem mu, że premier przywiózł nic nie znaczący dokument. - To nie są głupoty Bertie. Zagrożenie jest poważne. On użył układu monachijskiego do gry na czas. Potrzebuje go, aby uderzyć na Polskę. - Kto ci to powiedział? Twoja teściowa? - Nie rozmawiam z nią na takie tematy. - Więc z kim? Z Anną? - Tak. - I ona jest tego samego zdania, co ty? - Owszem. - I oczekujecie, że będę krytykował własny rząd?! - Nie Bertie, oczywiście, że nie. Chcę byś zrozumiał, że dojdzie do wojny prędzej czy później. Polski rząd tak łatwo się nie podda względem gróźb Berlina. Warszawa nie będzie łatwym łupem dla Hitlera, jak Wiedeń czy Praga. On i premier Chamberlain wiedzą o tym doskonale. - I co twoim zdaniem mam zrobić? Nie ufać mojemu rządowi? - Nic już Bertie nie zrobisz. Jedynie możesz czekać na wybuch wojny. - Churchill mówi o tym samym, co ty. Ponoć jesteś jego stronnikiem. - Czy Bertie to jest ważne, po czyjej stoję stronie. - Jest Malcolm! Jesteś członkiem domu panującego, nie możesz popierać żadnego polityka. - Już zadbano na dworze, bym zamknął usta. Świetnie. - Zawsze byłeś taki Malcolm. - Mówię zawsze prawdę, nie bacząc na konsekwencję, nie dbając czy się komuś przypodobam. Trzeba być ślepy, by nie widzieć, co czyni Hitler w swoim kraju, sąsiedniej Austrii oraz podzielonej Czechosłowacji. Wstyd mi, że premier mego kraju przyłożył rękę bezpośrednio do rozbioru innego państwa. Udałem się ku drzwiom, Bertie widząc to, podszedł do mnie i zatrzymał, mówiąc tymi słowami – Malcolm nie chcę się kłócić. Nie teraz. Nie chcę kolejnej wojny. Mój ojciec umiał stanąć na czele narodu podczas ostatniej wojny. A ja? Malcolm czy ja potrafię? - Potrafisz. Każdy jest świadom, co nam grozi i pewien, że poradzisz sobie z tym wyzwaniem. - Marna pociecha Malcolm, ale dzięki, że wierzysz we mnie. Słowa Bertie’go były dowodem, że bardzo bał się nadchodzącego konfliktu, jeszcze straszniejszego, niż poprzedni, który wywoływał dreszcze wśród weteranów pamiętających przecież koszmar ostatniej wojny, jak i wśród brytyjskiego społeczeństwa. Tuż przed wybuchem wojny moja prawie pięćdziesięcioletnia matka stanęła na granicy życia oraz śmierci. Lekarz stwierdził raka mózgu, został jej raptem miesiąc życia. Mój ojczym, lord McMillan stał w tym salonie, ubrany w płaszcz i melonik odwrócił się do mnie i spytał – Czy wiadomo tobie, że twoja matka umiera? Byłem w szoku, oczywiście moje relacje z matka nigdy nie były łatwe. Jednak informacja jaką usłyszałem od ojczyma szokowała mnie. Usiadłem na sofie, nogi ugięły się pode mną, łamał mi się głos. Ojczym był podłamany, przypominał cień samego siebie. Chciałem wiedzieć więcej szczegółów. - Lekarze nie dają żadnych nadziei? - Żadnych. To zaawansowane stadium choroby, rak za późno wykryty. Twoja matka bagatelizowała objawy choroby, aż za słabła na przyjęciu u lady Foster. Lekarze stwierdzili bez żadnych wątpliwości, że to rak. - W jakim stanie jest ona? - Nie może mówić, nie wstaje z łóżka. Wygląda jakby uszło z niej życie. - Rozumiem, że mam poinformować o tym Alexa oraz Wiktorię. - Oczywiście, że tak. To też ich matka. - Oczywiście zjawimy się najszybciej jak to możliwe. Ojczym wyszedł, mówiąc tylko dziękuję i do zobaczenia. Był bardzo przybity. Kilka dni potem byliśmy u matki. Wyglądała fatalnie. Leżała w łóżku, jak mumia, Wiktoria bardzo to przeżyła. Cała nasza trójka wybaczyła jej grzechy przeszłości, chcieliśmy by opuściła ziemski padół bez poczucia winy względem kogokolwiek. Przy łóżku pojawili się także inni członkowie rodziny. Nawet babcia wybaczyła wszystko mojej matce. Zmarła 12 kwietnia 1939 roku. Spoczywa tu w nieopodal położonym kościółku świętego Jana, gdzie leżą inni Haffordowie. Ojciec spoczywa obok swoich rodziców oraz dziadków królowej Wiktorii i księcia Alberta pochowanych w królewskim mauzoleum Frogmore Estate, nieopodal Windsoru. Na pogrzeb przybyli Mountbattenowie oraz członkowie rodziny królewskiej, w tym Bertie, Elżbieta nie mogła, chorowała akurat Małgorzata i chciała zostać z młodszą córką w domu. Bertie złożył mi najszczersze kondolencje w imieniu własnym, jaki Elżbiety. Atmosfera po pogrzebie w domu była strasznie ponura, wszystko przypominało moją przeszłość, zwłaszcza zmarłych rodziców. Postanowiliśmy na kilka dni wyjechać na wybrzeże, zebrać z Anną myśli o tym, czego doświadczyliśmy oboje. Pewnego dnia usiedliśmy sobie na skalistym wybrzeżu. Anna położyła głowę na moich kolanach, mogliśmy teraz ze sobą porozmawiać z dala od wścibskich oczu rodziny czy służby. Mając za widok wody Cieśniny Kaletańskiej, czuliśmy błogi spokój. - Dobrze, że postanowiliśmy uciec z domu na te kilka dni – odparła mi Anna. - Oczywiście, że dobrze. Jednak mój dowódca nie był zachwycony. Bertie również chce mieć mnie zawsze pod rękę. - Należy nam się trochę chwili dla siebie. Naprawdę chciałeś uciec tu taj, czy musiałam sama wyjść z tym pomysłem? - Nie, oczywiście, że nie. Chciałem być z tobą. Nigdy nie byliśmy sami razem. Zawsze w otoczeniu członków rodziny, służby i naszych dzieci. Dominik jest istnym szatanem. Powiedz mi do kogo on jest podobny z wyglądu? Bo nikt z mojej rodziny nie ma takich rysów. - Nos ma po tobie. Uśmiechnąłem się do siebie, głaszcząc dłonią włosy mojej żony. Ona powiedziała mi do kogo nasz najstarszy syn był podobny. - Do mojego dziadka. - Którego? Bo znam jedynie rodzinę twego ojca. A matki? Wiem, że pochodzi z Polski i tyle. - Tak. Wiążę się z nimi romantyczna historia. - Więc opowiedz, jestem ciekaw tej romantycznej historii. - Ojca mojej matki był polskim hrabią. Nie pamiętam go, zmarł gdy miałam dwa lata. Pamiętam jego zdjęcie z czasów powstania styczniowego. Ranny dostał się do rosyjskiej niewoli, ale po międzynarodowych interwencjach jego żony, a mojej babki Izabeli Marii na dworach Europy, władze rosyjskie wypuściły go. Resztę jego współtowarzyszy zesłano na Syberię, z której już nigdy nie wrócili. Nie mieli tyle szczęścia, co on. - A to czemu? - Nie dostał się do niewoli ponieważ moja babka wywodziła się z rodu książąt Czartoryskich. Była młodszą córką księcia Adama Jerzego i jego żony Anny Zofii z książąt Sapiehów. Miała dwójkę braci, Witolda i Władysława oraz siostrę Izabelę Elżbietę. - Nie miałem pojęcia. - Mama nie chwali się swoim pochodzeniem. Chodź powinieneś o tym wiedzieć, bo to żadna tajemnica. Niemniej dla rodziców mego ojca, wybranka nie była najlepszą partią, katoliczka, bez majątku i znaczenia na obczyźnie. Oni próbowali ich rozłączyć, liczy, że podczas studiów w Cambridge ojciec zapomni o niej. Jednak oni pisali do siebie, spotykali się po kryjomu. Kiedy dziadek, hrabia Rastawiecki chciał przerwania tego związku, jego żona wysłała matkę do Nicei. Ojciec oświadczył swoim zdumionym rodzicom, że w takim razie on zostanie anglikańskim pastorem i nigdy się nie ożeni. - Żartujesz? - Nie Malcolm. Sprawa była poważna, ojciec był jedynym synem Fryderyka Horacego lorda Nelson. Mój dziadek nie miał siły walczyć z nim. Sprawę rozwiązała raz na zawsze twoja prababka królowa Wiktoria. Zaproponowała, że moja matka zostanie przyjęta do kościoła anglikańskiego, wcześniej za dyspensą papieską opuszczając kościół katolicki. Nie było już żadnego problemu aby oni mogli wziąć ślub. Ciotki matki, które dobrze wyszły za mąż, postarały się by miała odpowiednie wiano. - Matko! Mój dziadek Henryk książę von Battenberg, był ubogim niemieckim księciem, a ja jego wnuk, jestem parem najbogatszym oraz najpotężniejszym parem Anglii, ty zaś uczyniłaś z naszych dzieci jeszcze bardziej bogatszych – odparłem na myśl o tym, jak przewrotne mogą być losy ludzkie. Moją Annę naszły wątpliwości, co do mnie i zadała mi pytanie – Malcom. Czy ty ożeniłeś się ze mną z powodu majątku? - Muszę przyznać szczerze, że to był jeden z twoich atutów. - Ty draniu! – krzyknęła. Oczywiście był to żart. Bawiliśmy się przez kilka dni beztrosko, kiedy jednak wróciliśmy do domu czekała nas nie miła niespodzianka. W salonie czekali na nas rodzice Anny. Sprawiali wrażenie przybitych. - Co się stało? – spytała moja żona. Lord Nelson odparł – Hitler wysunął żądania wobec rządu polskiego. Słowa mego teścia były ziszczeniem moich najgorszych przypuszczeń. Niemcy parły jednak do wojny. - Czy miał pan okazję rozmawiać z królem zanim wybuchła wojna? - Oczywiście. Chodź Bertie był bardzo zajęty swoim obowiązkami, poświęcił mi trochę czasu. Podzielił się ze mną informacjami na temat działań rządu Chamberlaina wobec żądań Berlina względem Warszawy. Kiedy powiedziałem Bertie’mu, że chcę nauczyć się języka polskiego potraktował to, jako żart. - Żartujesz Malcolm? - Co w tym złego Bertie. Moim zdaniem trzeba poznawać nowe języki. - To twoja inicjatywa czy Anny? - Nie moja. Chcę poznać ojczyznę mojej teściowej. Wiesz Bertie, że Dominik po kim odziedziczył urodę? - Po kim? – spytał, nalewając sobie szkocką do kieliszka. - Po Franciszku hrabim Rastawieckim. - Po tym powstańcu? - Tak. - Nie wiele o nim wiem, ale słyszałem, że miał bardzo silny charakter. - O tym, że jego teściem był Adam Jerzy Czartoryski też? - Owszem. Miał ponoć romans z żoną cara Aleksandra I. - Nie wiedziałem. Bertie przeszedł do rzeczy – Chyba z racji fascynacji Polską nie pojedziesz tam z Anną? - Myślałem o tym. Jednak jestem realistą Bertie. Nie będę się wybierał na kontynent, gdy grozi nam wojna. - Premier Chamberlain poinformował mnie o żądaniach Hitlera względem Polski. - Ja wiem do od teścia. Wrócił z Berlina. Skończył tam misję. - Słyszałem. Pewnie czujesz satysfakcję, że znowu miałeś rację. - Nieczuję żadnej satysfakcji. Nasz kraj nie potrzebuje kolejnej wojny. Słowa moje zrobiły na Bertie’m wrażenie. Miał doskonałe wyczucie sytuacji, był bacznym obserwatorem, nie dało się przed nim nic ukryć. Brytyjczycy powoli przekonywali się do jego osoby. Świadomi jego poczucia obowiązku względem nich samych, kraju, mogli w niedługim czasie ocenić, go lepiej, niż wtedy, gdy był księciem Yorku. Niestety tym testem musiała być kolejna wojna. Cały rozdział VIII
Posted on: Tue, 22 Oct 2013 10:53:26 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015