O wywiadzie słów kilka. Zaczęło się od tego, że musiałam - TopicsExpress



          

O wywiadzie słów kilka. Zaczęło się od tego, że musiałam wybrać temat pracy licencjackiej, a właściwie nie temat, bo on był narzucony z góry - twórczość dojrzała i wybitna, wybrać zatem musiałam osobę, o której chcę pisać. Jedyne co wiedziałam to to, że nie chcę pisać o osobie nieżyjącej, a i jeszcze, że ma być ona związana z filmem. No i kogo by tu wybrać? Pomysłów wiele i żadnego na dobrą sprawę. Tak naprawdę mając mnóstwo innych spraw na głowie nie myślałam nad tym dniami i nocami. Kiedy przyszedł czas spotkania z panią promotor weszłam do gabinetu bez żadnego pomysłu. Rzuciłam kilka nazwisk aktorów, ale ona powiedziała, że lepiej może jakiś reżyser, którego lubię, bo z aktorami to ciężko jeśli chodzi o twórczość (z czym niekoniecznie chciałabym się zgodzić, ale niech będzie.) A że dzień wcześniej byłam w kinie na „Drogówce” (który to bardzo mi się podobał) powiedziałam Smarzowski. Pani promotor podchwyciła ideę i powiedziała, że to świetny pomysł. No i super. Tylko licencjat ma być oparty na wywiadzie… No bo świadomie wybrałam osobę żyjącą. No i jak tu do takiego wywiadu doprowadzić. Spytałam wszystkie osoby mi znajome związane z filmem, które podejrzewałam, że Wojtka Smarzowskiego mogą znać o namiary, agenta, cokolwiek. Nic. Zaczęło się przeszukiwanie Internetu. Jakiekolwiek informacje, wywiady, artykuły o WS. Niewiele tego. A może i sporo, ale mało wartościowe jeśli chodzi o pracę naukową (dumnie brzmi jak na zwykły licencjat). Przyglądając się bliżej osobie Smarzowskiego zdałam sobie sprawę, że to naprawdę jeden z lepszych jak nie najlepszy współczesny polski reżyser i (co ważne) scenarzysta zarazem! Zachwyt zachwytem nad cudownym pomysłem na licencjat, a kontaktu dalej nie wiem jak szukać. I tu pojawia się mój dobry kolega Paweł (któremu tu oto bardzo dziękuje za pomoc w poszukaniu) i podpowiada, ażebym poszła pewną drogą, która – przyznaję - wydała mi się dość abstrakcyjna, by nie powiedzieć szalona. Wątpiąc, by faktycznie mogło pomóc, stwierdziłam: zaryzykuje. I oto po krótkim czasie dostaje odpowiedź zwrotną z namiarami na agencję Wojtka Smarzowskiego! Oczom nie wierzę, a szczęście moje jest ogromne. No to hop piszę maila do owej agencji. Tam jestem przesyła od jednej pani do drugiej, aż w końcu dostaje informację, że aktualnie pan Wojtek jest zajęty kręceniem filmu i nie ma takiej możliwości do czerwca, aby się spotkać. Ale przecież do oddania pracy mam ponad rok, no to zaczekam. Mijają miesiące, przyszedł czerwiec. Niestety pan Wojtek wciąż nie ma czasu, nie ma konkretnej odpowiedzi. Ale nie ma też informacji NIE. Zatem czekam. Mijają tygodnie, kolejne maile… Aż nagle pod koniec sierpnia dostaje informację, że owy wywiad się odbędzie. Dostaje telefon od samego Wojtka Smarzowskiego! Emocji, które odbieraniu tego telefonu towarzyszyły, chyba nie da się opisać słowami. „Cześć Magda” słyszę w słuchawce. I tak oto udało mi się umówić na wymarzony wywiad. Oczywiście kolejne terminy były przekładane w związku z dużymi zajętościami Wojtka, ale w końcu udało się! Wtorkowy wieczór dostaje informację jutro o 12 w pewnej kawiarni. Nerwowa noc. Ranek. Idę. Okazuje się, że kawiarnia, w której byliśmy umówieni już nie istnieje. Całe szczęście obok jest inna malutka kawiarenka, w której gra cichutko muzyka i nie ma tłumów. Ba, nikogo nie ma oprócz miłej pani za barem. I oto jest też on. Ubrany dokładnie tak jak można sobie wyobrazić przeglądając galerie Google z wpisanym hasłem Wojtek Smarzowski. Odpalamy dyktafon i zaczynamy rozmowę. Najpierw bardzo spięta, ale z czasem całkiem się rozluźniłam, bo Wojtek to naprawdę przemiły i przesympatyczny człowiek. Dowiedziałam się bardzo dużo, nawet więcej niż myślałam. Szczegóły wywiadu są objęte tajemnicą. Jeśli ktoś jest ciekaw to zapraszam do przeczytania mojej pracy licencjackiej już w czerwcu.;) Nie było łatwo, ale warto było czekać ponad pół roku na to spotkanie. Poza informacjami do pracy to spotkanie dało mi dużo pozytywnej energii i natchnienia, które uwielbiam czerpać od takich ludzi. Od takich Artystów. Przygotowując się do wywiadu oglądałam wszystkie filmy Smarzowskiego po kilka razy, także jego sztuki mniej znane i teraz z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest to Mistrz. Mistrz emocji. Twórca filmów jak to sam określił swoją definicją „Lekko zakrapiane realistyczne historie symboliczno czasem magiczne”. Zdecydowanie takie są. Serdecznie polecam każdy film i sztukę Wojtka Smarzowskiego. M. Ps. Dziwnym zbiegiem okoliczności, przypadkiem a może przeznaczeniem dzień później całkiem przypadkowo spotkałam Wojtka w zupełnie innej kawiarni… ;)
Posted on: Wed, 11 Sep 2013 13:47:15 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015