Rzeczpospolita - TopicsExpress



          

Rzeczpospolita pomieszana obywatel.org.pl/index.php?name=News&file=article&sid=7940 Cokolwiek by o Generale Korczyńskim nie myśleć, to jego historia nie jest tak prosta, jak maluje ją Piotr Gontarczyk. Gontarczyk, przedstawiony przez „Rzeczpospolitą” jako „historyk, pracuje w IPN jako zastępca dyrektora Biura udostępniania i archiwizacji dokumentów, opublikował m.in. książkę »PPR. Droga do władzy«”, wziął się na łamach tego dziennika za demaskację „Dąbrowszczaków – żołnierzy Stalina”. Styl i jakość jego pracy dobrze oddaje fragment tego, co napisał o generale Grzegorzu Korczyńskim. A napisał tak: „W 1946 »Grzegorz« został wiceministrem bezpieczeństwa publicznego, potem pełnił wiele kluczowych stanowisk partyjno-państwowych. Polityczną karierę zakończył rzezią robotników na Wybrzeżu w 1970 r.”. Przedtem są jeszcze oparte na zeznaniach pojedynczego świadka opisy zbrodni, jakich Korczyński miał się dopuścić w latach antyniemieckiej partyzantki, a jakże, na Żydach. Gdyby przeczytałby to ktoś nieświadomy, to miałby prawo pomyśleć, że ten „żołnierz Stalina” najlepiej się musiał mieć chyba w czasach Stalina właśnie. Kłopot tylko w tym, że spędził je w więzieniu, nieludzko torturowany, gdyż jako jeden z niewielu nie dał się złamać, do końca broniąc Władysława Gomułki i jego polskiej, umiarkowanej wersji socjalizmu. Stosując kryteria Piotra Gontarczyka, warto by też sprawdzić, jakiej narodowości byli jego oprawcy. Jakiego kalibru człowiekiem był natomiast Korczyński, świadczy odnotowany fakt, że idąc po korytarzach ubeckiej katowni wołał do współwięĽniów, iż Grzegorz Korczyński nie zdradził towarzysza Wiesława. Po paĽdzierniku ‘56 został wiceministrem obrony narodowej, ale miał żal do Gomułki, że do końca nie rozprawił się ze stalinowcami. Wydarzenia w 1970 r. z pewnością były tragiczne, ale nie była to dokonana z zimną krwią rzeĽ, a już na pewno nie byli nią zainteresowani zwolennicy Gomułki – raczej właśnie jego przeciwnicy, którzy nie mogli mu wybaczyć tego, co stało się w paĽdzierniku. Korczyński rzeczywiście był jednym z odpowiedzialnych za dramat, do jakiego doszło na Wybrzeżu. Podobno osobiście strzelał pociskami z gazem z latającego nad Trójmiastem helikoptera, ale u wiceministra obrony narodowej to raczej dowód załamania nerwowego, może poczucia osobistej tragedii i klęski ideałów, dla których co nieco poświęcił i ryzykował. No i choć rzeczywiście wielką karierę zakończył Grzegorz Korczyński w 1970 r., to jednak miała one swoje dosyć znamienne post scriptum kilka lat potem, kiedy został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach na placówce dyplomatycznej w Libii. Nie mam w rodzinie Dąbrowszczaków, byli w niej za to żołnierze zupełnie innych korpusów i partyzantek, ale męstwo, poświęcenie dla ideałów i szukanie prawdy to coś, co należy cenić nawet u przeciwników. Cokolwiek by o generale Korczyńskim vel Stefanie Kilanowiczu nie myśleć, to na pewno jego historia nie jest tak prosta, jak maluje ją Piotr Gontarczyk – historyk z IPN. Również sugestia, że na wojnę do Hiszpanii jechali sami przestępcy to, delikatnie mówiąc, pewne uproszczenie, na które warto by zwrócić uwagę choćby z uwagi na to, z jakich pobudek i w czym udział biorą polscy żołnierze w Iraku i Afganistanie. Szkoda, że ma to miejsce na łamach ostatnio znowu o wiele ciekawszej i bardziej przyzwoitej „Rzeczpospolitej”. To jednak tylko jeden z wielu przykładów, jak bardzo polskiej debacie publicznej brak miary, rzetelności i właściwej hierarchii. Żeby nie było wątpliwości, to zdecydowanie popieram lustrację i to w jak najostrzejszej formie. Cały czas mam jednak wrażenie, że dla jej obecnych zwolenników największym grzechem, jaki ktoś mógł popełnić, jest lewicowość. Tymczasem dla mnie grzechem jest robienie kariery kosztem kolegów, którzy nie chcieli donosić albo zapisywać się do partii, a szkody, jakie poniosły np. polska nauka, kultura i polskie sądownictwo, to nie nadmiar w nich lewicowców, lecz ludzi bez sumienia, dętych wielkości, drugorzędnych karierowiczów bez żadnych przekonań, którzy lewicowcami nigdy nie byli, bo po prostu nigdy nie byli kimś. Miano czyichkolwiek żołnierzy byłoby dla nich zbyt malownicze. Zawsze płynęli z prądem. Jak pisał ciągle nieobecny w kanonie lektur szkolnych Józef Mackiewicz, „nieważne jakich kto jest przekonań, ważne jakim jest człowiekiem”. I co ciekawe, z kolejnego numeru tejże samej „Rzeczpospolitej” można się było dowiedzieć, że za największego polskiego pisarza historycznego właśnie tegoż Józefa Mackiewicza uważał w 1988 r. nie kto inny, tylko generał Jaruzelski. I to właśnie jest piękne. 11 czerwiec 2007 Olaf Swolkień
Posted on: Fri, 04 Oct 2013 17:39:12 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015