Taaak, coś na wzór creepypasty. Tak wiem, jestem wręcz pewna, - TopicsExpress



          

Taaak, coś na wzór creepypasty. Tak wiem, jestem wręcz pewna, że każdy to przeczyta XD Pokochać swojego wroga? Jeszcze nie dawno wydało by mi sie to śmieszne, teraz już nie mam wrogów. Ale ja ich nie pokochałam. Oni już nie żyją, nie przeze mnie ale z mojej winy. Miałam kiedyś przjaciółkę. Wiedziała, jak bardzo nienawidze garstki osób - Patryka, Michała, Julie i Kamile. Zawsze się śmiała, że zginą marnie i w udrękach. Mówiła, że ich wykończy. Wymyslałyśmy dla nich jak najgorsze tortury, byle by długo cierpieli zanim zejdą z tego świata. Boże, dlaczego tak mówiłyśmy..dlaczego? Pisała na kartce imie osoby i wypisywała propozycje jakby się ich pozbyć. Jej lista była dłuuuga. Niektóre pomysły były naprawde straszne. Miałyśmy po 14 lat, nigdy by mi nie przyszło do głowy to co jej, a przynajmniej nie wtedy. Wiadomo, myślałam, że to na żarty. Przecież nikogo by nie zabiła, nie była morderczynią. Zawsze wzorowa uczennica dająca bardzo dobry przykład. Za żywota.. Wszystko zaczęło sie rok później, poniedziałek.. Monika (tak miała na imie przyjaciółka) została potrącona przez samochód. Jej stan był niestabilny. Leżała kilka dni w szpitalu, w spiączce. Niestety nie udało się jej wybudzić, odeszła. Mimo to, że umarła ja czułam, że dalej jest koło mnie. Miałam wrażenie, że ze mną przebywa, tak jak dawniej. Po tym wydarzeniu nie wychodziłam z domu nigdzie, po za szkołą. W dzień jej pogrzebu, zdarzyło się coź dziwnego. Wchodząc do pokoju zauważyłam na biurku rozłożone kartki. Kartki z imionami osób których nienawidze. Kartki na których Monika pisała w jaki sposób możnaby było ich zabić. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że od czasu gdy je pisała minął rok i schowane były u niej w pokoju. Nigdy więcej ich nie widziałam, aż do dziś... Nie ukrywam, że się przestraszyłam. Nigdy nie wierzyłam w zjawiska paranormalne i w dalszym ciągu nie chciałam wierzyć. Zebrałam je i wsunełam pod łóżko, po czym wybiegłam z domu, zeby się nie spóźnic na pogrzeb. Sprawe z kartkami zostawiłam w spokoju, doszlam do wniosku, że lepiej bedzie o nich zapomnieć. Jak zawsze to czyniłam, w poniedziałek poszłam do szkoły, to co znalazłam pod nią mnie zszokowało. Ujrzałam, dośc sporą grupe gapiów. Tworzyli krąg, z ciekawości sama sie do nich dołączyłam. Zobaczyłam Patryka..martwego. Co gorsze, jego oczodoły były puste. Gdzie się do cholery podziały jego oczy?! pomyślałam. To nie wszystko. Zwróciłam także uwage na jego dłonie i kończyny. Palce zostały odcietę. Nogi wykręcone. Ostatecznie umarł od przebicia serca metalowym prentem. Przed tym jednak musiał cierpieć. To była powolna śmierć. Odczuwałam deja vu, ale byłam także przerażona. Bałam się. Przybiegł dyrektor. Kazał nam szybko wejśc do szkoły a sam z resztą kadry zadzwonił na policje. Lekcji nie było, nikt nie był w stanie ich prowadzić po czymś takim. Zwolnili nas, więc wróciłam do domu. To nie był koniec wrażeń. Weszłam do pokoju i znowu ujżałam kartke na biurku. Tym razem jedną, z napisem : PATRYK 1. pozbycie się oczu poprzez wepchnięcie ich wgłąb czaszki ; 2. Powolne odcięcie kolejno palców ; 3. wykręcenie nóg aż do zerwania skóry ; 4. Dobić, wbijajć pręt w serce. co jest do cholery?! nie wiedziałam, co zrobić, zaglądnełam pod łóżko. pozostałe 3 kartki dalej tam leżały. o co chodzi? Monika, co Ty robisz?. Zwariowałam. Gadałam sama do siebie. Może jestem chora i to tylko urojenia? Może przezywam śmierc Moniki, a to co się zdarzyło nigdy nie miało miejsca. Boze błagam.. Reszte tygodnia zostałam w domu. Nie miałam zamiaru iść do szkoły. Stwierdziłam, że pójde dopiero w następny poniedziałek. A co do kartek, pomiełam je i wyrzuciłam przez okno. Nie chce ich widzieć. Nie chce zwariować. Muszę się pozbierać i życ dalej. To głupie co się dzieje, to nie może być prawda. NIE WIERZYSZ W ZJAWISKA PARANORMALNE, NIE WIERZYSZ. Nowy tydzien, ruszam do szkoły, wszystko jest już okej, musi być. uhm, pod szkoła wszystko w porządku... Weszłam do środka. 5 minut do lekcji, stoimi pod klasą i powtarzamy materiał. Dzwonek.. Dobry Jezu, dlaczego poszłam do szkoły, dlaczego nie zostałam w domu..dlaczego? Nauczycielka otworzyła drzwi. Naszym oczą ukazał się Michał. Wisiał na hakach przyczepionych do sufitu. Jego żuchwa leżała na ziemi obok wielkiego kawałka skóry, który pochodził z jego brzucha. Jelita wylatywały z jego wnetrza i bezwładnie wisiały. Poczułam obrzydliwy stęchły zapach. Pare osób puściło pawia, inny zemdleli, a reszta przypatrywala się temu wyglądając jak w transie. Znowu się to stało. Ale dlaczego i przez co? Kto to robi i kto robi sobie ze mnie jaja? Przypomniałam sobie, że tydzień temu jak wróciłam do domu zobaczyłam kartke, znowu ją ujże? Tyle, że z imieniem Michała i jego planem cieprienia? Pobiegłam do domu. Nie myliłam się. Zgięta kartka leżała na biurku. Przeciez je wyrzucilam! Zaglądnełam pod łozko i zobaczyłam dwie pozostale, w takim stanie, jakim je potraktowałam ostatnio. Zaczynam wierzyć w duchy. Byłam pewna, że następna będzie Julia. Nie cierpiałam jej najbardziej z nich wszystkich. Odebrała mi szczęście. Fałszywa żmija. Nie raz pragnełam jej śmierci, ale teraz gdy widziałam dwa poprzednie morderstwa (?, nie wiem nawet, jak to nazwać) doszłam do wniosku, że nawet ona nie zasługuje na taką śmierc. Poszłam do niej, pod dom. Oczywiscie jak mnie zobaczyła zapytała swoim irytującym głosem czego tu szukam. Po co ja tam poszłam? Wiadomo, że pomysli, że jestem nienormalna. Jednak przedstawiłam jej wersje. Zostałam wyśmiana i zwyzywana. Wkurzyła mnie. Zgiń w najgorszy sposób.. pomyślałam. W rezultacie nie chciałam, żeby tak się stało. Przez cały tydzien chodziłam zestresowana z oczekiwaniem na poniedziałek. Rzecz jasna nikomu nie powiedziałam co się dzieje u mnie w domu. Ludzie są tak dziwni, że jeszcze pomyśleliby, że to moja sprawka.. Znowu poniedziałek. Wręcz biegłam do szkoły. Wiedziałam co mnie czeka. Ku mojemu zdziwieniu, ani przed ani w szkole nie stało się nic. Julia była na lekcji. Jak wszyscy była dobita, wkońcu w drastyczny sposób zostala zamordowana dwojka jej przyjaciół.. Co jest? Co z Twoim planem?. Dlaczego się nie cieszyłam? Czy ja rzweczywiscie chcialam jej smierci? przecież to nie ludzkie. Nie moge. Nie powinnam. Ostatnią lekcją był WF. Zawsze przebieramy się w łazieńce. Julia poszła z Kamilą jako pierwsze, jak zawsze. Wszystko po staremu... czekałam. No i się doczekałam. Kamila wybiegła z płaczem. Zachowywała się jak wariatka, biegała w kółko rycząc jak opętana. Podeszedł do niej Piotrek od nas z klasy, i zapytał co się stało. Zapłakana i w histerii wskazała łazienke. Pobiegłam, wiedziałam, że będzie tam nieżywa Julia. Spodziewałam się odciętych kończyn i flaków, ale nie tego co zauwazyłam.. Dalczego ja nie wziełam kartki spod łożka? Miała niemal, że przepolowiąną czaszke. Mózg wyciekał, jak nadzienie z czekoladek. Lewa strona ciała była obdarta ze skóry. Widać było wszystkie scięgna i nerwy. Wszystko idealnie obdarte. Na prawej dłoni brakowało paznokci, musiały zostać wyrwane. Fu. Z jej nogi zostało wyciągniete ściegno, zgaduje, że gdybym nim poruszała, noga wykonywała by jeszcze zgięcie w kolanie. Jedno oko zwisało podtrzymywane nerwem. Miała dziure w klatce piersiowej, w umywalce leżało jej serce. Nadal krwawiła, była swieza. Kamila musiała wszystko widzieć.. Znalazłam ją na korytarzu, siedziała w końce. Cała drżała. Nie chciała z nikim rozmawiać, mimo to podeszłam do niej i przyklekłam. Powiedziałam, ze wiem co się stało. Zapytałam, czy widziała całe to przedstawienie. Przytakneła tylko głową. Zapytałam, czy widziała kogos jeszcze, odpowiedziała coś nią miotało, ale nie było tego widać. Jak by jakas niewidzialna postac się nad nią znecała... po czym wybuchła płaczem. Kamila będzie następna. Oczywiscie jej tego nie powiedziałam, prędzej sama by się zabiła, a to nie jest Oczukać przeznaczenie. To nie był łancuch śmierci. To był ich osobisty łańcuch cierpienia. Szkoła została zabezpieczona, lekcje odwołane do wyjasnienia sprawy. Wróciłam do domu. Rodzice już zostali poinformowani telefonem ze szkoły. Podbiegli do mnie i spytali czy nie chce spotkać sie z psychologiem, odpowiedziałam, ze jeszcze nie zwariowałam, i zatrzasnelam sie w pokoju. Kartka już czekała: JULIA (będziesz cierpic najdluzej) 1. Miejscowe obdarcie ze skóry, powoli ; 2. Pozbycie się paznokci, jeszcze wolniej ; 3. Wydłubanie oko własnoręcznie ; 4. Wyrwanie ściegna, wycinając przy tym skóre. Baardzo powoli. ; 5. Odciąc cześc głowy i dobic się do mózgu dla dobrego efektu. To chore. Monika była chora. Ona dokancza swoj plan.. Ale dlaczego? to ja ich nienawidziałam, nie ona. Została tylko Kamila. Teraz mogłam wiedzieć jak zostanie pozbawiona życia. Wystarczy, że wyjmę tą pieprzoną kartkę. Ale czy ja chciałam to wiedzieć? Nie wiem co gorsze ; zdawac sobie sprawe jak zginie i ze starchem patrzyć jej w oczy przez najbliższy tydzień czy spodziewać sę najgorszego i myśleć ciągle nam przebiegiem zdarzeń, wiedzać, że mogłam ja ostrzec.. W sumie po co? I tak by nie uwierzyła, a gdyby jednak to sama by się zabiła co nie wnisło by dalej nic. A może ja chciałam, żeby zgineła. Już dawno mogłam zadziałać a mimo to tylko wyczekiwałam krwawej rzeźni. Przecież nie było mi ich nawet szkoda. Wydawało mi się już powoli, że to przez moje mysli Monika to robi, kieruje się tym co dzieje sie w mojej podświadomośći. O ile ona za tym stała, a musiała, no bo kto lub co? Postanowiłam zostawić ostatnią proroczą kartke na swoim miejscu, nie było sensu jej nawet wyrzucać skoro i tak by wróciła. Kolejny tydzień w szkole minął pod okiem psychologów i policji. Znowu poniedziałek. Odczuwałam niejaką ulgę, bo wiedziałam, że po dzisiejszym zdarzeniu wszystko sie skonczy. Jeszcze będzie normalnie. Będe zyła z poczuciem, ze to moja wina, hahaha, bo przez moją nienawiść oni umerają, ou. Nie zrobili mi nigdy w sumie nic TAK starsznego, żebym nienawidziła ich TAK bardz, abym pragneła aż TAK drastycznej dla nich smierci. Nie mogłam skupić się przez cały dzien. Zaraz znajde rozwalone ciało Kamili, a w domu będzie na mnie czekała nieszczesna kartka. Mineła 8 lekcja. Wychodzimy ze szkoły. Kamili nic się nie stało, co jest? Co z tym pieprzonym łancuchem zdarzen, to musi sie zgadzac do cholery. Nagle stojąc przed bramą wyjsciowa usłyszałam krzyk, razem z kilkonasciorgiem znajomych spojrzelismy na dach. Tak, to była Kamila. taaak, zaczyna się pomyslalam. (super, wyszło na to, że wręcz ciesze się że zaraz zginie..) Stała wyprostowa, z opuszczonymi rękami, a w jednej z nich trzymała cyrkiel. cyrkiel? serio cyrkiel? No przecież nim się nie zabije. Wszyscy mysleli, że po prostu skoczy i się zabije. Tłumaczyli to sobie w sposob wrecz banalny nie wytrzymała już tego, ciągłe terpaie u psychologa i przesluchania na policji w zwiazku z Julia..to byli w koncu jej przyjaciele. Pare osób krzyczała aby tego nie robiła, ktoś pobiegł po nauczycieli, ktoś zadzwonil pod 999, a inni poprostu stali i się gapili. Sama się do nich zaliczałam, z tym wyjątkiem, że ani troche nie byłam już wystraszona, po prostu czekałam na to co się zaraz stanie. Dlaczego? Bo byłam już tak zmęczona tym wszystkim, że miałam w dupie co się z nią stanie. Chciałam, żeby doprowadziła to do końca. Mialam tak namieszane w głowie, że sama uważałam się powoli za psycholhe, haha, a moze nia bylam? Przedstawienie czas zacząc. Dziwnie się zatrzęsła. Krzyk, a raczej skrzek, coś na wzór wrzasków Moniki wydobylo sie z gardla Kamili. No tak, wszystko jasne, dostała się do niej, weszła w nią. Chciała, żeby wszyscy widzieli jak z nią kończy. Dalej nie rozumiałam dlaczego i co miało to na celu? Cyrkiel wbiła sobie kolejno w oczy. Jedna gałka wpadła do rynny i stoczyła mi sie idealnie pod nogi. Znowu wrzask. Wydawało mi się nawet, że na mnie patrzy. Przeszedł mnie dreszcz. Część osób uciekła. Dyrektor z policją i pania psycholog przybuegli. Nie wiem, po co ja wzielo, mysleli, ze przeprowadzi z nią szybką gadkę na temat jakie to zycie jest pieken i bedzie po sprawie? aaa oni nie wiedzili o co w tym chodzi, ojej smutne. Żałosne. Kamila dalej wrzeszczała. Z jej oczodołów spływała krew. Wygladała jak krwawa Mery. Nagle na polu widzenia, zaraz za nią zobaczylam dwohc policjantów, w tym samym momencie jej glowa odwrocila się o 180 stopni nie ruszając przy tym reszty ciała, przy czym powiedziała głosem Moniki Nie wysilajcie się, jej już nikt nie pomoże, jej już nie ma. Zrobiła kilka kroków s trone krawdzedzi dachu i skoczyła. Krzyki gapiów mieszały się z dzwiekiem lamania kosci. Do ciała podbiegła ekipa ratunkowa, karetka przyjechała (wczas). Pędem udałam się do domu. no i co teraz Monika, koniec? Gratuluje przeszlo mi przez myśl. Z hukiem weszłam do pokoju. Kartka już czekała. Powoli podeszłam. Teraz z jakiegos już powodu naprawde się bałam. Wziełam ją i spojżałam. Nie było tam wcale plany zniszczenia Kamili. Ujrzalam tylko napis Ja nigdy nie żartowałam, Ty też nie. Ale nie martw się, korzystając z okazji pomogłam Ci się ich pozbyć. Łacząc Twoje myśli z moimi ponadludzkimi teraz zdolnosciami mozemy wszystko. ALe nie dziękuje, od tego ma sie przyjaciol. CO DO CHOLERY? Naprawde taka jestem? Zgineli przeze mnie? i w taki sposob.. To nie mozliwe. hahah zwariowałam. Powinni mnie zamknąc. Duchy istenią Mamo! Mamo! zamkniejcie mnie zanim znowu kogos zabije!. Jestem morderczynią. Trzy miesiące później, po nie udanej psychoterapii trafiłam do psychiatryka. Teraz mam tylko białe sciany, kawałek papieru, długopis i najlepszą przyjaciołkę przy sobie. Uważaj na siebie, duchy przechodzą przez ściany...
Posted on: Tue, 12 Nov 2013 17:14:35 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015