Tekst Krzyśka Stanowskiego (niestety kibic barcy) pokazujący jak - TopicsExpress



          

Tekst Krzyśka Stanowskiego (niestety kibic barcy) pokazujący jak wiele może zależeć od jednej bramki, jednego uderzenia. Od tego czy piłka poleci metr w prawo czy metr w lewo... I niech więcej nikt nie mówi że piłka nożna to nie jest sprawa życia lub śmierci... Ostatnio Stanowski mnie zadziwia... :) (oczywiście to przykład) Piłka ląduje na trzydziestym metrze. Z tej pozycji i tą nogą Maciej Rybus nigdy wcześniej nie strzelił gola. Pomyślał sobie, że spróbuje. A może po prostu w ogóle nie myślał, może zadziałał instynkt? W każdym razie - bez względu na to, co nim kierowało - machnął nogą z całej siły i ku własnemu zaskoczeniu niezwykle soczyście trafił stopą w piłkę. Ta błyskawicznie nabrała bardzo dużej prędkości, jak i zaczęła zakręcać w kierunku okienka bramki Spartaka Moskwa. Zawodnik mógłby przysiąc, że strzał nie miał sensu, ponieważ szansa, że zakończy się golem była bardzo, bardzo znikoma. Ale jednak uderzył, a teraz zdawało się, że piłka jakimś cudem zatrzepocze w siatce. Wytężył wzrok i z narastającym podnieceniem śledził trajektorię lotu futbolówki. I tak. Zatrzepotała. Gol! Po powrocie do Warszawy, grupka młodych piłkarzy - jeszcze nienasycona i żądna dłuższego świętowania - postanowiła udać się do pobliskiej agencji towarzyskiej, mieszczącej się przy ulicy Wiertniczej, a więc w bardzo bliskim sąsiedztwie siedziby właściciela klubu. Nie wiedzieli jeszcze, że mają ogon w postaci fotoreporterów Super Expressu. Gdyby wiedzieli, byliby uważniejsi, dyskretniejsi, ale fantazja wzięła górę i w efekcie wszystko poszło nie tak. Zdjęcia ukazały się w prasie, trener się wściekł, narzeczone wpadły w szał, a agencję szybko zamknięto, bo który burdel mógłby funkcjonować, skoro klienci przy wyjściu są obfotografowywani przez największe tabloidy? Pracę straciła 24-letnia Olga. Nie mogąc znaleźć żadnej innej, szybko wróciła na Ukrainę, gdzie czekał na nią 4-letni synek. Nadstawiając tyłka warszawskim cwaniakom, chciała zarobić trochę waluty i zapewnić chłopcu odrobinę lepszą przyszłość. Pewnie nie był to najlepszy pomysł na życie, ale lepszego nie znała. Brzdąc i tak się nigdy niczego miał nie dowiedzieć. A teraz? Co począć? Znowu zatrudnić się w roli kelnerki w małej knajpce pod Łuckiem, do której i tak nikt nie przychodził? Pensja podła, a napiwków brak. Tyle że spokój i cisza, no i godności jakby więcej. - Ale cóż mi po tej godności, kiedy małemu zabawki nie mogę kupić? - zastanawiała się czasami Olga. I trzęsła się wieczorami ze strachu, w obawie, że o jej powrocie w rodzinne strony dowie się ojciec dziecka, Andrij - agresywny pijak ze wsi oddalonej o 30 kilometrów. Gdyby się dowiedział, że uciekinierka wróciła - mógłby zabić. Trzy miesiące później - dowiedział się. * * * Piłka ląduje na trzydziestym metrze. Z tej pozycji i tą nogą Maciej Rybus nigdy wcześniej nie strzelił gola. Pomyślał sobie, że spróbuje. A może po prostu w ogóle nie myślał, może zadziałał instynkt? W każdym razie - bez względu na to, co nim kierowało - machnął nogą z całej siły i ku własnemu zaskoczeniu niezwykle soczyście trafił stopą w piłkę. Ta błyskawicznie nabrała bardzo dużej prędkości, jak i zaczęła zakręcać w kierunku okienka bramki Spartaka Moskwa. Zawodnik mógłby przysiąc, że strzał nie miał sensu, ponieważ szansa, że zakończy się golem była bardzo, bardzo znikoma. I rzeczywiście - chociaż próba początkowo wyglądała na obiecującą, nadmierna rotacja sprawiła, że ostatecznie piłka o cały metr minęła bramkę rosyjskiego zespołu. Niestety, gola nie ma. Powrót do Warszawy był smutny. Ech, ten Spartak. Szans nie dał, znowu puchary przed telewizorem. - Rybka, po co ty strzelasz z 30 metrów gorszą nogą? - wściekał się w samolocie trener. - Nie mogłeś dośrodkować, tak jak ćwiczyliśmy na treningach? - dopytywał. Ale to było tylko takie gadanie, bez sensu, sztuka dla sztuki. Nikomu na poważnie nie chciało się dyskutować o tym meczu. Puste lotnisko - a przecież mogło być wypełnione o tej porze wiwatującym tłumem - potęgowało uczucie przygnębienia. - Ktoś, coś, gdzieś? - zapytał jeden z piłkarzy. Ale nikt nie był w nastroju. Wszyscy zawodnicy rozjechali się po domach, do kochających żon i dziewczyn. Gdzieś w willi przy ulicy Wiertniczej w Warszawie, w małym pokoju w środku agencji towarzyskiej, 24-letnia Olga czekała na klientów. Pierwszych klientów tego dnia. Ale prawie nikt się nie zjawiał. Raz tylko rozchyliła nogi dla jakiegoś podstarzałego biznesmena. Liczyła, że zakończony mecz - bo przecież ochroniarze coś oglądali w telewizji - napędzi jeszcze kilku facetów. Może kibice z kasą, a może - o, to by było najlepsze - jacyś piłkarze, bo przecież od czasu do czasu niektórych obsługiwała. Ale nie, nic z tego. Czekała do północy, do pierwszej, do trzeciej. I nic. Wyjątkowo nudny dzień, chyba najnudniejszy w roku. Nie przejmowała się tym jednak - burdel dobrze funkcjonował, a ona - jakkolwiek to zabrzmi - zarabiała godnie. Może nie w godny sposób, ale godnie, dużo, no i na czas. Obliczyła sobie, że jeśli wytrzyma jeszcze 15 miesięcy to uzbiera dokładnie taką sumę, po jaką przyjechała. A potem wróci do siebie, pod Łuck, gdzie kupi skrawek ziemi, trochę bydła i zajmie się dokładnie tym, co od początku planowała. Nie wiedziała jeszcze, że za trzy miesiące owinie wokół palca jednego z bogatych klientów, najpierw zostanie jego utrzymanką, a później żoną. Sprowadzi synka do Warszawy, będzie się kształcił w międzynarodowej szkole. - Kiedyś zostanie ministrem - powtarzała z dumą.... [...]
Posted on: Tue, 29 Oct 2013 16:08:49 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015