Fabryki aniołków Europa XIX wieku była światem, w którym - TopicsExpress



          

Fabryki aniołków Europa XIX wieku była światem, w którym dziecko tuż po urodzeniu oddawało się na wychowanie obcej kobiecie, a aborcję potępiało głośniej niż mord na narodzonym już niemowlaku. Ten klimat stworzył zbrodniarki, które usuwają w cień nawet dokonania współczesnego im Kuby Rozpruwacza. Oddajmy głos świetnemu varsavianiście i jednemu z najlepszych znawców dawnej polskiej przestępczości – Stanisławowi Milewskiemu: „W nocy z 17 na 18 lutego 1890 r. zapalił się drewniak między Śliską a Sienną. Ogień szybko zajął cały dom, tak że zaskoczeni i przerażeni mieszkańcy musieli wyskakiwać przez okna, zostawiając swój skromny dobytek. Strażacy, którzy zjawili się dość szybko, sprawdzali przede wszystkim, czy w domu nie pozostał ktoś z lokatorów. – Tam na poddaszu, u Skublińskiej, są małe dzieci, trzeba je ratować! – zawołał mężczyzna, który przed chwilą opuścił płonące mieszkanie. Skublińska, lamentująca w grupce stojących bezradnie kobiet, zaprzeczyła. – U mnie żadnych dzieci nie ma – powiedziała stanowczo.” Na szczęście strażacy nie dali wiary zapewnieniom kobiety. Może dlatego, że zjawisko „hodowli dzieci” (baby farming) i tzw. fabrykantek aniołków było wówczas dość znane w całej Europie. Jednak nawet reporterzy kryminalni i sądowi byli wstrząśnięci skalą tego, co znaleziono na poddaszu chałupy przy Śliskiej w Warszawie. Po ugaszeniu ognia strażacy, a potem agenci policyjni, natknęli się na szczątki aż czternaściorga małych dzieci. Większość z nich została pozbawiona życia na grubo przed tym, jak w budynku wybuchł pożar. Gazety donosiły, że dzieci u Skublińskiej były morzone głodem, duszone, niektórym też ponoć rozbito główki. Cudzą piersią Fabrykantki aniołków, termin powszechny w polskiej prasie XIX w. (choć nie tylko, w Niemczech też nazywano je Engelmacherinnen), chyba najlepiej oddaje zarówno charakter, jak i przyczyny tego zjawiska. Charakter, bo skala zbrodni uczyniła poddasze Skublińskiej już nie manufakturą, ale prawdziwą fabryką zbrodni. Dzieci – dodajmy gwoli wyjaśnienia – nie łączyły ze Skublińską żadne więzy krwi. Skąd zatem się tam wzięły? Tu właśnie docieramy do przyczyn. W XIX stuleciu rewolucja przemysłowa rozprzestrzeniła się po całym kontynencie. Do obrastających fabrykami miast tłumnie ściągali w poszukiwaniu lepszego życia mieszkańcy wsi. Rozwarstwienie majątkowe osiągnęło nieznane wcześniej rozmiary, z twórczości Bolesława Prusa czy Karola Dickensa znamy opisy, jak wyrosłe nagle na przemyśle fortuny sąsiadowały z niewyobrażalną biedą. Był to też czas szczególnej pruderii i surowości moralnej, kojarzonej do dziś z zasiadającą wówczas na brytyjskim tronie królową Wiktorią. Ówczesne matki z wyższych sfer nie tylko raczej nie utrzymywały bliskich, emocjonalnych relacji ze swoimi nowo narodzonymi dziećmi, ale często w ogóle nie karmiły ich piersią po porodzie. Było to jeszcze przed upowszechnieniem się pokarmów zastępczych, ktoś więc musiał podawać niemowlętom pierś. W tym celu powszechnie wynajmowano mamki. Fermy dzieci Pośredniczkami w tym biznesie były najczęściej położne i ich pomocnice. Taką właśnie asystentką akuszerki była niesławna Skublińska. Wyszukiwały one po wsiach i ubogich dzielnicach miast kobiety w błogosławionym, choć nieprawym, stanie. Warto zwrócić uwagę, że ówczesna moralność srożej traktowała zabieg usunięcia ciąży niż dzieciobójstwo. Praca mamki była zaś całkiem lukratywna. Pracodawcy mieli najczęściej tylko jeden warunek – przyjmowana pod dach karmicielka nie mogła wprowadzić się ze swoim dzieckiem. Tu z pomocą przychodziła akuszerka, a właściwie organizatorka całego interesu. Za opłatą przyjmowała biologiczne dziecko mamki, by oddać je do sierocińca lub przyjąć na własne wychowanie. Ale gwałtowny przyrost porzucanych dzieci sprawił, że w przytułkach zaczęło dla nich brakować miejsc. Wtedy właśnie zaczęły powstawać liczne „fermy dzieci”. Akuszerki lub ich pośredniczki brały niemowlęta do siebie. Szybko jednak niektóre z nich dodały dwa do dwóch i wyszło im, że pobierając opłatę na utrzymanie dziecka, a następnie nie kupując mu jedzenia, mogą znacznie zwiększyć swoje dochody. Niemowlaki były głodzone, pozbawione jakiejkolwiek opieki medycznej i marły jak muchy. Czy ich biologicznym matkom to przeszkadzało? Zwykle nie. Oddawały swoje potomstwo „fabrykantkom aniołków” tak szybko, że zwykle nie zdołały z nim nawiązać prawdziwie matczynej więzi. Te uczucia przenosiły raczej na obce dzieci, którym teraz dawały ssać swoją pierś za pieniądze. W dodatku utrzymanie dziecka u akuszerki kosztowało. Im szybciej można się było pozbyć tego obciążenia, tym lepiej. Nic więc dziwnego, że często bez zmrużenia oka przyjmowały wyjaśnienie, że niemowlę rozchorowało się i zmarło. Albo w to wierzyły, albo – co bardziej prawdopodobne – po prostu chciały wierzyć. Angielska rekordzistka Jak już wspomnieliśmy, proceder ten był dość powszechny w całej ówczesnej Europie. Warszawa żyła procesami Skublińskiej, Szyfterowej, Wypyskiej czy Ostrouszko. Podobne doniesienia słyszało się też z innych miast Królestwa Polskiego i sąsiednich zaborów. Anglia również emocjonowała się zaś aferami „baby farmers”. Na śmierć skazano Margaret Waters, Amelię Sach czy Annie Walters, ale największą niesławą okryła się niejaka Amelia Dyer. Ta działająca w zachodniej części kraju matrona nie zajmowała się pośrednictwem w wyszukiwaniu mamek dla bogatych rodzin. Zamiast tego prowadziła coś na kształt prywatnego internatu, gdzie matki oddawały na wychowanie swoje dzieci. Była to praktyka powszechna w wiktoriańskiej Anglii, zarówno w przypadku bękartów z nizin społecznych, jak i dzieci z zamożnych rodzin, w których po prostu nie zwykło się utrzymywać więzi z własnym dzieckiem w okresie niemowlęcym. Ale Dyer nie chciało się harować przy opiece nad maluchami. Brała od matek jednorazową opłatę i szybko pozbywała się kłopotu. Kiedy złapano ją w 1896r., policjanci oszacowali, że przez 20lat kariery mogła pozbawić życia nawet – uwaga! – 400 dzieci. Ostatecznie Dyer skazano za tylko jedno morderstwo. Zawisła na szubienicy więzienia Newgate w 1896 r. Dużo łagodniejszy los spotkał Skublińską, której nie udowodniono rozmyślnych mordów. Skazano ją jedynie za pozostawienie dzieci bez opieki, co doprowadziło do ich śmierci – na trzy lata więzienia. Duży wpływ na ten wyrok miała zapewne obrona kobiety, wskazująca na tło społeczne wydarzeń przy Śliskiej – powszechną nędzę, problem nieślubnych dzieci (w Warszawie ich odsetek wynosił 19%!) i wysoką śmiertelność w oficjalnych przytułkach, która nie różniła się specjalnie od śmiertelności na poddaszu Skublińskiej). Parcelę przy Śliskiej po pożarze wykupiła zaś zamożna filantropka i zapisała ją w testamencie na… szpitalik dla dzieci.
Posted on: Tue, 22 Oct 2013 17:31:23 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015