Imagin z Rockym. Biegła ile sił w nogach przed siebie. - TopicsExpress



          

Imagin z Rockym. Biegła ile sił w nogach przed siebie. Co chwila spoglądała w tył z nadzieją, że zgubiła rodzinę Lynchów na dobre. Nadal jednak w dali widziała ich zamazane sylwetki. W tym jedną przed, którą uciekała najszybciej. Nie miała ochoty teraz w ogóle go widzieć. W tej chwili obojętne były jej jego uczucia i poczucie winy. Liczyło się tylko to, żeby uciec. Uciec jak najdalej rzeczywistości... Tej pieprzonej rzeczywistości... W pewnym momencie usłyszała tylko przeraźliwy hałas nadjeżdżającego pociągu i ujrzała przeraźliwie jaskrawe światło, które okropnie raziło ją w jej zielone tęczówki. W jednej chwili w całej okolicy rozniósł się jej przeraźliwy krzyk, a dziewczyna zniknęła z pola widzenia. Rocky z przerażoną miną zaczął biegnąć jeszcze szybciej. Pociąg, który wydawał się ciągnąć w nieskończoną nawet nie zahamował. Nie zauważył najwyraźniej dziewczyny, która jeszcze ułamek sekundy temu stała po środku torów nie świadoma tego co się właśnie dzieje. Po chwili jednak pociąg odjechał, a oczom bruneta ukazało się zakrwawione ciało młodej dziewczyny. Pozbawiona jednej nogi, która leżała nie daleko jej otwierała jeszcze lekko swoje oczy. -Ross!- wydarł się na cały głos cały zalany już łzami Rocky. Ross jak najszybciej podbiegł do brata i ledwo żywej nastolatki. Razem biorąc ją na ręce zabrali ją poza tory. Rocky choć z lekkim obrzydzeniem na ten widok pochwycił w ręce jej nogę. Był to okropny widok jednak teraz nie protestował. Rydel i Riker, którzy dobiegli ostatni zawiadomili o zdarzeniu karetkę pogotowia. W czasie oczekiwania na jej przyjazd rodzeństwo klęczało nad konającą nastolatką wylewając mnóstwo łez. Kochali ją tak jakby od zawsze należała do ich rodziny. Była dla nich kimś ważnym. Teraz bali się, że może się to zmienić. Że mogą ją stracić. A wszystko przez jedno głupstwo Rockyiego. Przed samym przyjazdem karetki dziewczyna zamknęła oczy. Rocky przestraszył się wtedy jak nigdy dotąd. Próbował jakoś ją obudzić jednak na nic się to zdawało. Lekarze i ratownicy szybko zabrali ją do szpitala. Za karetką pojechało całe rodzeństwo. Musieli jak najszybciej dowiedzieć się co z nastolatką. W końcu po 15 minutach, który wydawały się ciągnąć wieczność dojechali do szpitala. Wszyscy z bijącym sercem weszli do środka. Lekarz, który jechał karetką szybko odnalazł ich. -Co z nią?- wyprzedził lekarza Rocky. -Niestety jak na razie stan jest krytyczny. Jak dziewczyna się nazywa? Czy ma jakąś rodzinę?- wypytywał lekarz. -Nazywa się Victoria Benson. Oprócz nas w Los Angeles nie ma nikogo.- odparł szybko Rocky zaglądając do środka sali, w której została umieszczona Victoria. Lekarz nie pytając o nic więcej wszedł szybko do sali. Przez następne kilka godzin Rocky razem z rodzeństwem przesiadywał na korytarzu rozmyślając nad tym wszystkim... Victoria z zegarkiem w ręce stała po środku kuchni. Była bardzo zdenerwowana, gdyż Rocky jak zwykle się spóźniał. Z każdą chwilą cierpliwość dziewczyny coraz bardziej kończyła się, aż w końcu po następnych 10 minutach oczekiwania na ukochanego bezradnie opadła na kanapę w salonie przyciągając do brody swoje kolana. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na otwierające się drzwi. Rocky z uśmiechem na twarzy wszedł do środka. Victoria podniosła się na nogi i uniosła kącik ust, aby wykrzyczeć Rockyiemu co myśli o jego zachowaniu. -Spóźniłeś się! Jak zwykle nie dotrzymałeś słowa! Jesteś okropny! Nienawidzę cię!- wybuchła chociaż dobrze wiedziała, że wypowiedziane przez nią słowa nie były prawdziwe. Powiedziała to za sprawą napływającego gniewu. Nie potrafiła go powstrzymać. -Victoria...- zaczął jak zwykle swoje tłumaczenia. Tym razem jednak Benson nie miała ochoty go słuchać. -Jesteś idiotą. Mógłbyś chociaż raz dotrzymać słowa!- wykrzyczała przepełniona teraz gniewem Victoria. Chłopak nie był teraz świadomy tego co robi i spoliczkował o wiele słabszą Victorie. Jego siła powaliła dziewczynę na kolana. Chwytając się za piekący mocno prawy policzek poczuła jak do jej oczy napływają łzy bezradności. Nie miała teraz siły chociażby podnieść się z podłogi dlatego przeciągając się łokciami przez podłogę znalazła się przy kanapie. Oparła się ciężko o jego oparcie i wciągnęła w płuca powietrze. Łzy nadal spływały strumieniem po jej bladych policzkach, a ręce lekko dygotały. Rocky dopiero po upływie kilku minut zrozumiał co tak naprawdę teraz zrobił. Przerażony swoją reakcją na słowa dziewczyny podszedł do kanapy i przykucnął obok niej. Victoria nie patrzyła na jego twarz, a na przestrzeń przed sobą. Nigdy nie przypuszczała, że będzie wstanie posunąć się tak daleko. -Przepraszam. Nie chciałem... Proszę Victoria nie bądź za to zła...- mówił swoim kojącym tonem Rocky. Victoria lekko podniosła głowę i spojrzała w jego zaszklone tęczówki. Nie potrafiła się im oprzeć... Dobrze wiedziała, że tak na prawdę to przez jej słowa Rocky ją spoliczkował. Dlatego właśnie postanowiła nie gniewać się na to za niego i zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Uśmiechając się przez łzy przytuliła Rockyiego i z jego pomocą wstała z podłogi. -Przyszedłem do domu tylko po gitarę i lecę na próbę.- powiedział rozglądając się po salonie za swoją nową gitarą. Kiedy już zobaczył swój skarb zabrał ją i skierował do wyjścia. Przed tym zaczepiła go jednak Victoria. -Rocky proszę bądź w domu na 20:00. Zrobię kolację, spędzimy nareszcie od dwóch tygodni wieczór razem.- uśmiechnęła się do niego. Rocky pokiwał twierdząco głową. Teraz stanowczo postanowił sobie, że nie spóźni się na ten wieczór i będzie na umówiony czas. Zbliżała się godzina 20:00. Victoria przyszykowała już dwa talerzyki na stole, dwa kieliszki oraz butelkę kupionego nie dawno przez Rikera wina. Dobrze wiedziała, że Riker będzie miał jej to za złe, jednak teraz nie zawracała sobie tym głowy. Gdy już wszystko było gotowe usiadła na krześle spoglądając na puste miejsce. Z każdą kolejną minutą nudziła się coraz bardziej. Opierała swoją głowę na jednej ręce. Drugą ocierała o swoje jeansy lub czerwony materiał sweterka. Było już grubo po 20:00. Znów się spóźniał... Znów ją zawiódł... Tym razem na prawdę mocno... Liczyła na niego tego wieczoru, jednak on jak zwykle miał to najwidoczniej gdzieś. W końcu nie wytrzymała i wybiegła z domu. Akurat w tej chwili stała tam cała czwórka rodzeństwa Lynchów. Rocky patrząc na załzawioną twarz dziewczyny przypomniał sobie o wieczorze. Było już jednak za późno. Victoria miała go dość... Omijając wszystkich zaczęła biegnąć co sił nogach przed siebie... Rocky przypominając sobie o tym jak traktował Victorię wstydził się sam siebie. Nie zachowywał się tak jak dawniej. Zmienił się nie do poznania... Nagle drzwi do sali Victorii zostały uchylone. Wyszedł z nich lekarz z niezbyt wesołą miną. -Co z nią?- zapytał w pośpiechu, kukając za ramię lekarza. Niestety nic nie było widać. -Wszystko jest już dobrze. Niestety... Nie udało nam się przyszyć nogi co oznacza, że jedynym wyjściem byłaby proteza, ale od razu mówię, że nie jest ona tania.- oświadczył lekarz. -A czy można by było wejść?- zapytali chórem. Lekarz ze swoim ciepłym uśmiechem pokiwał twierdząco głową i otworzył im drzwi sali. Victoria leżała na szpitalnym łóżku podpięta do milionów kabli. Płakała widząc, że na miejscu gdzie znajdować powinna się jej druga noga nie ma nic oprócz białej pościeli lekko zakrwawionej kapiącymi kroplami krwi z zaszytego uda. Rocky od razu podszedł do niej i przytulił. Dziewczyna odwzajemniła jego uścisk. -Victoria ja przepraszam! Ja nie chciałem. Przedłużyła nam się próba, a ja na śmierć zapomniałem o tej kolacji. Przepraszam, nie bądź na mnie zła...- powiedział chłopak gładząc jej włosy swoją dłonią. Victoria ocierając policzki znów spojrzała na swoją brakującą nogę. -Ale gdyby nie moje zachowanie nie byłoby tego całego zamieszania i... i...- nie mogła dokończyć, ponieważ do jej oczu znów napłynęło morze łez. -I nie straciłabym nogi.- wybuchła płaczem Victoria. Rocky ponownie przytulił swoją dziewczynę pocieszając ją. Reszta, która stała w kącie sali przyglądała się temu ze wzruszeniem. -Ja też chcę mieć dziewczynę...- zaczął płakać Ross opierając głowę o ramie Rydel. Dziewczyna nie odzywała się już w sprawie zachowania Rossa, tylko przyglądała się swojemu bratu i Victorii, którzy od długiego czasu wreszcie wyglądali na bardzo w sobie zakochanych... /Lynchówna
Posted on: Sat, 19 Oct 2013 07:38:12 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015