Moje zdanie o Idzie Pawlikowskiego, w kontekście ostatnich - TopicsExpress



          

Moje zdanie o Idzie Pawlikowskiego, w kontekście ostatnich zarzutów w lewicowych mediach (A. Zawadzka, A. Graff, P. Forecki). Film jest, faktycznie, mocno kontrowersyjny na poziomie scenariusza. I - faktycznie - to nie jest tak, że on nie ma prawa się nie podobać. Jeżeli w ogóle wskazałbym jakiś film, którego moim zdaniem nie wolno nie lubić (Nie wiem, może jakiś Charlie Chaplin), to z pewnością nie ten. Nie wiem też, czy jako jego zwolennik, i to - koniec końców - dość zdecydowany, użyłbym aż słowa arcydzieło, raczej nie (inna rzecz, czy w ogóle koniecznie trzeba go używać). Może budzić wątpliwość, choćby powodu posługiwania się , istotnie, mocno stereotypowymi figurami i zbiegami okoliczności rodem nieomal z libretta efekciarskiej opery - w rodzaju 2 kuzynki, które los rozdzielił, a potem połączył: zakonnica i stalinowska prokurator. Ostatecznie to jednak zostaje zostaje przezwyciężone, a nawet przekute w atut, dzięki dyskretnie surrealistycznemu momentami potraktowaniu głównej pary, w czego następstwie przerysowanie staje się w pełni świadome i kontrolowane (aluzje do Viridiany oczywiste), rewelacyjnej grze aktorskiej czy stronie czysto filmowej. Poza tym film ma wiele innych poziomów interpretacji. Przesłanie jest w sumie nieoczywiste i - znów użyję słowa, dyskretnie, - niepoprawne - tak z punktu widzenia przekazu bogoojczyźnianego, jak i - powiedzmy, w zbyt dużym może uproszczeniu - pewnych typowych form celebrowania traumy Holocaustu. Np. zwraca uwagę motyw afirmacji życia, wyraźny w obrazach erotycznego dojrzewania młodszej bohaterki, dźwiękach Coltranea granego na zabawie w powiatowej dziurze itp. Coś w rodzaju momentu odwilżowej utopii (jak się miało okazać), kiedy zdawało się, że może da się, warto i trzeba wyjść z Polski - domu upiorów - co jednak kończy się porażką. To na marginesie budzi znów skojarzenia z Viridianą, niestety jakby Viridianą na opak. Ciekawe, że podobne skojarzenia miałem oglądając ostatnio po raz kolejny zupełnie inne co do tematu Życie rodzinne Zanussiego (chyba mój ulubiony jego film), gdzie synszczyzna, mówiąc językiem Gombrowicza, jest rachityczna i nie potrafi przeforsować swojego punktu widzenia. Tymczasem przekaz Bunuela (1961r.) jest mocny i pozytywny - z frankistowskim bajzlem zrobi się porządek. Można widzieć więc Idę z jej zakończeniem również w kontekście porażki pewnej wczesno-odwilżowej wiary, opartej wyjściowo na bardziej egzystencjalistycznym niż politycznym może założeniu, że mimo wszystkiego, co się niedawno temu stało, skazani jesteśmy na życie i da się, mimo świeżych wciąż trupów, żyć nowocześnie, w dość w sumie prostym, chociaż bynajmniej nie banalnym, sensie tego słowa. Ida byłaby pewnym obrazem klęski tej wiary w polskich realiach. Mogę oczywiście tu już nadinterpretować zamiary reżysera. Ogólnie film jest rzeczywiście wątpliwy, na poziomie samego scenariusza, ocierając się nie raz i nie dwa o trywialność (inna rzecz, to relacje do wcześniejszego Pokłosia - filmu, który notabene ja w sumie też przyjąłem, z dobrodziejstwem inwentarza. Filmu jednak o co najmniej klasę albo i dwie płytszego. Ale jednak chronologia czyni pewne motywy ogranymi), chociaż - w moim odczuciu - jednak zdecydowanie się przed tym broni i to z nawiązką. Poza tym to jest, owszem, w dużej mierze, film o powojennej Polsce, ale też, a nawet chyba w pierwszej kolejności, bardziej uniwersalny film psychologiczny. Temat historyczny jest w pewnym sensie zarówno właśnie głównym tematem, jak i tłem, pretekstem - zależnie od punktów widzenia. I to jest właśnie najciekawsze. Komuś to, a dokładniej ten drugi poziom narracji, gdzie koszmar historyczny staje się nieomal pretekstem do gry psychologicznej głównych postaci, może się nie podobać. Ktoś może moralizować, że przynajmniej w odniesieniu do pewnych zdarzeń tego nie powinno się robić. Ale czy i Pasażerka Munka nie szła w podobnym kierunku? A recenzja P. Foreckiego (podobnie jak wcześniejsza krytyczna recenzja w KP i recenzja w Bez dogmatu mocno przekłamana. Wanda jest jednak postacią tragiczną i w jakiś makabryczny sposób pozytywną; nie wynika nijak z filmu, że stała się prokuratorem z zemsty na Polakach itd. Powstaje smutne pytanie, jaki typ zobrazowania postaw Polaków wobec Żydów, czy postaw Żydów ocalałych z Zagłady i szukania przez nich miejsca w powojennym społeczeństwie, autor uznałby za właściwy? Czy nie byłby to odwrócony politycznie banał w rodzaju kina patriotycznego, na zasadzie podobnej do tej, zgodnie z którą część dramatów społecznych III RP nie wybiegała poziomem głębi poza filmy w rodzaju Klanu, tylko że tam, inaczej niż w drobnomieszczańskiej idylli o Lubiczach, było wszystko na szaroburo i na smutno...
Posted on: Sat, 09 Nov 2013 00:28:07 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015