Poniżej tekst komentarza Lecha Merglera nt. odświeżonego planu - TopicsExpress



          

Poniżej tekst komentarza Lecha Merglera nt. odświeżonego planu budowy pola golfowego w Krzyżownikach. Jest to wersja rozszerzona materiału opublikowanego we wczorajszym "Głosie Wlkp.", dostępnego w necie pod linkiem przez Piano, niestety odpłatnie. PARK LEŚNY zamiast POLA GOLFOWEGO "Władza sama chce być wyższą sferą, więc golfistami przejmuje się szczególnie." Komu i jak bardzo potrzebne jest w Poznaniu pole golfowe, jakim kosztem i dlaczego? Wokół tych pytań toczyła się w miniony czwartek (11.07 br.) otwarta dyskusja w szkole w Krzyżownikach-Smochowicach. Dobrze, że taka debata się odbyła, a władze, z prezydentem Poznania Ryszardem Grobelnym, wzięły w niej udział. Na spotkanie przyszło blisko sto osób, w tym liczna grupa golfistów, dyskusja była zdecydowanie merytoryczna, choć jednocześnie namiętna. Doceniając udział przedstawicieli władz, trudno jednak uwolnić się od wrażenia, że ich zaangażowanie w temat golfowy jest niewspółmierne do jego znaczenia. Debata ujawniła, niestety, że argumenty „stron” od 10 lat, kiedy konflikt o pole golfowe ostro się rozwijał, pozostają takie same. Spotkanie było jednak potrzebne, bo przyniosło zaktualizowane sformułowanie tych argumentów. Oraz – kilka stwierdzeń wyjaśniających nieporozumienia. Choćby jasny przekaz prezydenta, że pole golfowe nie jest dochodowe, więc zwykle w jego pobliżu musi powstać hotel, restauracja, a także apartamenty, zarabiające na całość. W Krzyżownikach to niemożliwe (zachodni klin zieleni), więc miasto zrezygnuje z opłat, dzierżawy i podatku od nieruchomości (na kilka lat). Nie będzie jednak dopłacać do inwestycji w formule partnerstwa publiczno-prywatnego, i jej utrzymania. Jednak zaraz pojawia się pytanie – co będzie, jeśli inwestycja mimo to nie zarobi na siebie, jak w przypadku stadionu? Teren zostanie rozgrzebany, roślinność usunięta, ale biznesplan zawiedzie? Co wtedy? Miejsce pod rezydencje w zdegradowanym fragmencie klina zieleni? Trudno uciec od skojarzeń z innymi konfliktami o przestrzeń w Poznaniu, kiedy społeczności lokalne organizują się w obronie zagrożonego pobliskiego terenu zieleni, dla nich cennego. Zwykle – zagrożonego z powodu czyichś partykularnych interesów, z przyzwoleniem albo wręcz z inicjatywy władz. Dla przypomnienia – seria głośnych przykładów z ostatnich lat: park Rataje i dążenie do zabudowania osiedlem ok. 2,5 tys. mieszkań. Otoczenie parku Sołackiego i fragment parku Wodziczki wobec prób zabudowy mieszkaniowej, jednorodzinnej. Przebieg zachodniego odcinka III ramy komunikacyjnej wyznaczony przez Lasek Marceliński, dzięki czemu w miejscu przebiegu alternatywnego, skrajem Lasku, powstają wielopiętrowe bloki Atanera. W południowym klinie zieleni – usiłowanie zabudowy stadionu im. E. Szyca, oraz lokalizacja lądowiska helikopterów w sercu parku Jana Pawła II. Hipodrom Wola i groźba sprzedaży na cele komercyjne, mimo protestów czterech rad osiedli. Cytadela i budowa tuż obok zespołu apartamentowców– sprawa w sądzie, wcześniej w prokuraturze. Rozbudowa Volkswagena w otoczeniu rozległych miejskich terenów leśnych i w sąsiedztwie leśnego osiedla, itd. Każda sprawa jest trochę inna, ale wszystkie w istocie takie same, jak w przypadku pola golfowego w środku komunalnego lasu: tereny zieleni, zwłaszcza spontanicznej, „dzikiej”, nie mają dla władz samoistnej wartości i nadal są traktowane jako rezerwa terenów inwestycyjnych, przyszły plac budowy, w tym tak specyficznej jak budowa pola golfowego. Dlaczego interes w golfie jest niby tak wielki? Ponieważ u nas to gra snobistyczna „sfer wyższych”, mających siłę przebicia znacznie większą niż łucznicy, pływacy albo lekkoatleci, choć mniejszą niż masy kiboli.Według „sfer...” przyszła pomyślność miasta i jego rozwój zależą od tego, czy golfiści będą mogli spacyfikować, a potem eksploatować za darmo ponad 50 miejskich hektarów w środku lasu. Władza sama chce być wyższą sferą, więc golfistami przejmuje się szczególnie. Choć powinna może bardziej przejąć się np. odpływem ze zdegradowanego Śródmieścia, i z całego Poznania, płatników PIT będących głównym źródłem dochodu własnego miasta.. Realizuje jednak politykę taką, jaką widać – tu stadion, tam termy, a tu golf. Tymczasem w Poznaniu bezcenna jest coraz powszechniejsza popularność biegania, maratonów, nordic walking i jeżdżenia na rowerze. Byłoby masowe pływanie, gdyby zamiast kosztownych (w konsumpcji) „term maltańskich” na każdym osiedlu powstała pływalnia. Mieszkańcy w miejscu golfa dla niektórych, chcą w Krzyżownikach otwartego parku leśnego, mają jego projekt, dużo zapału i wolę współpracy z leśnikami. Dysponują szeregiem ekspertyz dowodzących, że ze względów technologicznych pole golfowe jest tylko imitacją terenu zieleni (chyba że powstałoby na wysypisku śmieci po rekultywacji), destrukcyjnie oddziałującą na okoliczny ekosystem, z upływem czasu coraz bardziej cenny przyrodniczo (drzewy i krzewy rosną, i cały ekosystem). Opracowania sprzed 10 lat do planu miejscowego dotyczące środowiska przyrodniczego są więc mocno zdezaktualizowane. Może dlatego lepiej spór „polityczny” o golfa przenieść na bardziej obiektywną płaszczyznę ocen i analiz przyrodniczo-ekologicznych, byle rzetelnych, nie ukierunkowanych pod zapotrzebowanie inwestycyjne. Temat, i konflikt, rozwija się na nowo. Lech Mergler Stowarzyszenie Prawo do Miasta PS. Standardowa polemika ze stanowiskiem broniącym nienaruszalności terenów zieleni w mieście (jako zasady), w wersji potocznej wyraża się poprzez wezwanie w rodzaju: kmioty, wypad z powrotem na wieś, tu jest miasto. A w wersji z większymi ambicjami zawiera wywody o konieczności rozwoju zaspokajającym potrzeby mieszkańców miasta, nowoczesności, czasem prawie własności itd. Tymczasem to nie na wsi, ale w mieście tereny zieleni nabierają ogromnej wartości, jako sąsiedztwo najbardziej pożądane. Dlatego najdroższe na świecie apartamenty są w Nowym Jorku przy Central Parku, w samym środku miasta. Zieleń, i inne walory ekologiczne (np. cisza...) jako atrybuty lokalizacyjne miejsca, wprost przekładają się na aspekty ekonomiczne, komercyjne – ceny gruntów i mieszkań. I na odwrót – eliminacja sąsiedniej zieleni albo zniszczenie walorów ekologicznych (wygenerowanie stałego hałasu, emisji zanieczyszczeń, itd.) zdecydowanie obniża wartość rynkową nieruchomości, co jest pochodną spadku jakości, a na pewno atrakcyjności, zamieszkania w nich. To nie jest żadne pięknoduchostwo, tylko twarda kalkulacja.
Posted on: Fri, 19 Jul 2013 04:55:44 +0000

Trending Topics




© 2015