Rozdział 5 Lekcje Posted on Maj 2, 2012 Harry obudził się w - TopicsExpress



          

Rozdział 5 Lekcje Posted on Maj 2, 2012 Harry obudził się w miarę wypoczęty. Nie zapomniał tym razem o rzuceniu zaklęcia wyciszającego, dlatego w jego sypialni nie znalazł nikogo, oprócz wciąż śpiącego Neville’a. Spojrzał na zegarek, który wskazywał szóstą. Oznaczało to, że spał około cztery godziny, biorąc pod uwagę kilkunastominutową przerwę, w której nie mógł zasnąć po przebudzeniu się z koszmarów. Poszedł do łazienki i zdziwiony zauważył, że na brzegu wanny ktoś pozostawił dla niego nowe, ładne ubranie. Jasne jeansy, granatowy podkoszulek i ku swojemu zażenowaniu, dostrzegł również bieliznę i buty. Jeśli to Fretka przesłała mi te krwistoczerwone slipy to przeklnę go, najgorszą klątwą jaką znam – pomyślał ze złością. Po chwili jednak roześmiał się, porażony absurdem sytuacji, w jakiej się właśnie znalazł. Po długiej i relaksującej kąpieli, założył na siebie zestaw przygotowanych ubrań. I choć jego ciało prezentowało się w nich całkiem nieźle, to zobaczywszy w lustrze własne odbicie, szybko odwrócił od niego wzrok. Z zamiarem umycia zębów, sięgnął do wiszącej obok lustra szafki i zauważył przyklejoną od wewnętrznej strony drzwiczek mebla kartkę. Ktoś idealnie wykaligrafowanym pismem napisał: Cameleo – proste zaklęcie maskujące, które nawet ty, ofiaro losu powinieneś być w stanie rzucić poprawnie. Pozwoli ci to ukryć swoją twarz za zasłoną, dopóki nie odzyska ona normalnego wyglądu. Nie jest tak dobre jak zwykłe kosmetyki, ale nie zamierzamy tracić na ciebie codziennie kilku godzin by nałożyć ci wszystkie konieczne specyfiki. Gdybyś jednak zdecydował się poeksperymentować to zostawiam fluid po lewej stronie twojej szafki, obok szamponu. Nie przesadź jednak, to wytwór czarodziejów, a nie tandetna mugolska podróbka, więc wystarczy nałożyć go zaledwie troszeczkę. Nie waż się nawet zakładać pod mundurek swoje stare szmaty, które nosiłeś w Gryffindorze. Przygotowałem ci bardziej odpowiednie, ale pamiętaj, że kiedyś odpłacisz mi się za tą niewdzięczną pracę. Obok fluidu znajduję się specjalna maść – do nakładania pod makijaż czy zaklęcie maskujące, która powinna pomóc twojej cerze wrócić do normy. Najprzystojniejszy, Najbogatszy i Najbardziej Pożądany Mężczyzna w Zamku, Dracon Aleksander Malfoy. Harry znów uśmiechnął się do siebie. Ten to ma dopiero zwichrowaną psychikę. Pewnie Wolfram podbierał mu najlepsze zabawki albo dostał tłuczkę w swój ulizany łeb, kiedy był dzieckiem. Poza tym ten napuszony arystokrata zachowuje się jak jakaś baba. Skąd on wie o wszystkich maściach, pudrach, fluidach i sposobie jak je nakładać? Aha! Pewnie dlatego jest taki perfekcyjny bo nosi na sobie tonę tapety! – Pomyślał mściwie. Nabrał na palce gęstej maści i spróbował wmasować ją w skórę, ale nie otrzymał zadowalającego efektu. Spłukał szybko twarz i zadowolił się zaklęciem maskującym, wcześniej nakładając maść regenerującą. Wyszedł do pokoju i wyjął z kufra skrzętnie skrywaną przed wujostwem sakiewkę, pełną złotych monet. Obliczył znaczną sumę i wcisnął do kieszeni. Neville budził się na swoim łóżku, gdy zegar zadzwonił informując, że jest już wpół do ósmej. Harry zdziwił się, że poranna toaleta zajęła mu aż półtora godziny. Nie chcąc wdawać się w żadne rozmowy od samego rana, wyszedł z sypialni i nie zważając na zaczepki kilku Ślizgonów, którzy od wczesnych godzin okupowali Pokój Wspólny, zszedł do jadalni na śniadanie. OOO Usiadł w najdalszym końcu stołu, pamiętając, że Draco zawsze zajmował miejsce na samym jego szczycie, jakby był co najmniej księciem tego Domu. Samozwaniec – pomyślał mściwie, robiąc sobie swoją ulubioną kanapkę. Właściwie to miał całkiem dobry humor, ponieważ zaraz po śniadaniu miała się odbyć ich pierwsza lekcja OPCM. Czuł się strasznie podekscytowany tym, że w końcu zostali zatrudnieni na to stanowisko rzetelni nauczyciele, którzy na pewno będą stawiali na praktykę. Delektując się posiłkiem, rozmyślał o zaklęciach, jakie mogą mu się przydać na pierwszych zajęciach. Cieszył się, że kilkakrotnie przejrzał w ostatnim czasie książkę o zaawansowanej obronie, którą Syriusz podarował mu na zeszłoroczne urodziny. Jego dobrego samopoczucia nie zepsuł nawet fakt, że kilkanaście minut później, wolne miejsce, które znajdowało się obok niego zajął Draco, a naprzeciwko usiadł Wolfram. Harry był zadowolony ze stosownej odległości względem niego, jaką Ślizgoni zachowali, zajmując swoje miejsca. Blondyn popatrzył na niego groźnym wzrokiem, a Harry pamiętając o niespodziewanie dobrym traktowaniu, z jakim spotkał się ze strony byłego wroga, postanowił spełnić niemą prośbę Draco. Rozbawiony patrzył jak Ślizgon je przygotowaną mu kanapkę z żółtym serem, posmarowaną śliwkowym dżemem. OOO Neville dołączył do nich pod koniec śniadania, a potem wspólnie udali się pod klasę OPCM. Zastali ją otwartą, więc mogli swobodnie zając najlepsze miejsca, zważywszy, że znaleźli się tam przed czasem i uczniowie dopiero zaczęli się schodzić na pierwszą w tym dniu lekcje. Harry zauważył, że tym razem bracia zamierzają usiąść razem i lekceważąc zaproszenie Neville’a, uprzedził Wolframa i zajął miejsce obok Draco. - Potter? Dlaczego nie siedzisz z Longbootomem? Tutaj nie muszę cię chyba pilnować, co? - Nie, ale zważywszy, że większość nauczycieli dobiera pary do pojedynków wśród siedzących ze sobą w ławkach uczniów, to chętnie obrzucę cię legalnie kilkoma paskudnymi klątwami. Blondyn uśmiechnął się ze zrozumieniem. Wolfram chcąc, nie chcąc zajął miejsce obok Neville’a. Kilkoro następnych uczniów weszło do klasy. Krukoni – uświadomił sobie Harry, gdy tylko zobaczył w drzwiach Hermionę. - Cześć – przywitała się ze wszystkimi, a potem zwróciła się do Złotego Chłopca – Już nie mogę doczekać się zajęć z Łap… to znaczy profesorem Blackiem – poprawiła się szybko, ale ta pomyłka nie umknęła uwadze Dracona. - To nawet ta szla … chetna dziewczyna – zmienił szybko wydźwięk swoich słów, pod wpływem chrząknięcia brata – wie o tym, że nasz nowy nauczyciel jest twoim ojcem chrzestnym? - Oczywiście, jest moją przyjaciółką. - O co chodzi, Harry? – Zapytała Hermiona, jak zwykle czując się niepewnie w sytuacji, gdy nie znała wszystkich faktów. - Byłem wczoraj u Syriusza, a ten kretyn postanowił mnie śledzić, bo stwierdził, że na pewno mam z nim romans. - Co? – Pisnęła cicho dziewczyna. - Każdy mógłby się pomylić słysząc wasze płomienne wyznania – warknął Draco. - Tak … bo kochankowie zazwyczaj chcą cię adoptować zamiast adorować. - Syriusz chce cię adoptować? To wspaniale Harry! – Krzyknęła dziewczyna, ale Harry był zbyt pochłonięty kłótnią z siedzącym obok niego chłopakiem, by uchwycić sens wypowiedzi Hermiony. - I zacząłem cię śledzić, ponieważ myślałem, że pakujesz się w jakieś tarapaty, a nie dlatego, ze masz romans! - Harry ma romans? – Nad ich głowami pojawiła się uśmiechnięta twarz Syriusza. – A z kim? Powinieneś mi najpierw ją przedstawić, zanim zechcesz wprowadzić ją do rodziny. - To nie tak – odpowiedział speszony Złoty Chłopiec – Malfoy sobie coś ubzdurał. Naprawdę nieważne. Coraz bardziej dochodzę do wniosku, ze albo nie ma własnego życia prywatnego, albo jest zazdrosny – warknął na blondyna. - Nie bądź śmieszny, Potter. Nawet gdybyś był ostatnim mężczyzną na ziemi, to bym się z tobą nie związał. Harry’emu coś nie pasowało w odpowiedzi Draco, ale zwróciwszy uwagę na roześmianego pod wpływem ich słów Syriusza, sam się uśmiechnął. - Dobra dzieciaki. Wracam do Remusa, bo zaraz wyśle po mnie list gończy. A wy macie się tu grzecznie zachowywać, jak przystało na dobrze wychowanych młodych mężczyzn – spojrzał na Harry’ego – a ty spróbuj chociaż udawać. Złoty Chłopiec w odpowiedzi wystawił mu język. OOO Lekcja prowadzona przez dwóch mężczyzn była wspaniała. Harry czuł się bardzo obolały po ciężkim pojedynku, jaki stoczył z Draco, ale równie niezmiernie szczęśliwy. Profesorowie pokazali im kilka klątw oraz odpowiednich tarczy, które im zapobiegają. Przez większą część lekcji ćwiczyli je w parach, a pod koniec zajęć Remus wybrał trzy najlepiej radzące sobie zespoły i pozwolił im stoczyć pokazowe pojedynki. Byli wśród nich Harry z Draco, Wolfram z Nevillem (ku zaskoczeniu wszystkich obecnych Longbootom, w pojedynku z czarnowłosym Ślizgonem radził sobie całkiem nieźle) oraz Hermiona, która ćwiczyła w parze z jakimś przystojnym Krukonem, który pojawił się w szkole dopiero w tym roku. Złoty Chłopiec poprosił Draco, aby porozmawiał z nim po zajęciach na osobności. Zdziwiony Ślizgon, po chwilowym wahaniu zgodził się. Gdy znaleźli się już w rzadko używanej części korytarza, po lewej stronie od klasy OPCM, Harry wyjął z kieszeni, garść złotych monet i wcisnął je Malfoyowi do ręki. Zaskoczony gwałtownością tego czynu blondyn, przytrzymał je, ale uświadamiając sobie, co dał mu brunet, popatrzył na niego pełnym niedowierzania wzrokiem - Kpisz sobie ze mnie? – Zapytał ostro Draco. - To za ubrania, które mi podesłałeś i za te, które miałeś zamiar zamówić. Oczywiście dołożę, jeśli będą kosztować więcej. - Obrażasz mnie, Potter. Uważasz się za bogatszego ode mnie? A może uważasz, że nie stać mnie na to, aby pożyczyć komuś ubranie? – Warknął Ślizgon, i wmusiwszy Harry’emu z powrotem złote monety, odszedł w głąb korytarza. OOO Reszta tego dnia, jak i następnego, minęła Złotemu Chłopcu wyjątkowo szybko. Lekcje były tak samo wyczerpujące jak zwykle, szczególnie, że większość nauczycieli uparło się na powtórki, aby przypomnieć im, zapomnianą przez wakacje wiedzę i zachęcić do pilnego przygotowywania się do Sumów. Draco był z jakiegoś powodu ciężko na Harry’ego obrażony i nie odzywał się do niego przez półtora dnia. Złoty Chłopiec nie mógł uwierzyć, że blondynowi chodzi jedynie o ten incydent z próbą oddania pieniędzy. Przecież to chyba normalne, że chciałem mu je zwrócić. To ja powinienem się obrazić, ponieważ potraktował mnie jak kogoś, kto przyjmuje jałmużnę! Przeklęty, zadufany w sobie arystokratyczny dupek! Najdziwniejsze było jednak to, ze brunet zaczął odczuwać brak tego irytującego kretyna, który od dwóch dni ciągle był w jego pobliżu. Jego zarozumiałego głosu i wkurzającego sposobu bycia, przez który doprowadzał Harry’ego do szewskiej pasji. Lecz jako integralna część Malfoya, było to coś, do czego mógłby się przyzwyczaić. Kłótnie z Draco bawiły go bardziej niż częste rozmowy o niczym, które prowadził z Ronem, albo naukowe monologi, wygłaszane przez Hermionę, która była przekonana, że oprócz niej, jest jeszcze ktoś, kto się tym interesuje. Korzystając z chwilowej wolności, postanowił pouczyć się do zbliżających się egzaminów. Nigdy nie przypuszczał, że to nauka stanie się jego drogą ucieczki. Miał przynajmniej wymówkę, aby nie myśleć o całym porąbanym świecie, w którym przyszło mu obecnie żyć. Upadek Voldemorta nie był czymś dobrym, wzniosłym i zapowiadającym lepsze czasy. Przynajmniej nie dla tego pokolenia, które było wychowankami wojny. Harry wiedział, że każdemu czarodziejowi, któremu przyszło żyć w tych czasach i być zaangażowanym w wojnę, nie będzie łatwo. Obraz śmierci i utraty ludzkiej dumy, będzie się za nimi ciągnął przez całe życie. Najgorsze było jednak to, że przerażająca metamorfoza, jaka zaszła w nim po użyciu czarnej magii, mogła być początkiem czegoś złego. Nie mógł również zrozumieć jaki udział miał Neville w wojnie, bo oprócz Złotego Chłopca, to Longbootom najwięcej zmienił się przez ostatnie dwa miesiące. Miał nadzieję, że jego przyjaciel nie nosi na swoich barkach, choć ćwierci ciężarku, jaki przyszło znosić jemu, i że Neville nigdy nawet nie pomyślał o tym by użyć niewybaczalnych. Ale jeśli to nie przez czarną magię, to co mogłoby zmienić Longbootoma w osobą, którą się stał? OOO Następnego wieczora Harry postanowił ponownie wybrać się do komnat swojego chrzestnego. Zastał go samego w pokoju, ślęczącego nad stosem jakiś papierów. - Już urządziliście komuś sprawdzian? – Zapytał. - Nie do końca. Zrobiliśmy krótki, anonimowy test, aby sprawdzić umiejętności w poszczególnych klasach. W trzeciej i piątej był on w formie pisemnej, a u reszty, tak jak u was, w postaci praktyki. Nie miałem pojęcia, że poziom nauczania obrony w Hogwarcie jest tak niski. - To wszystko przez te ciągłe zmiany nauczycieli. Remus był jak dotąd jedynym profesorem, który nas czegoś nauczył, a reszta … - Rozumiem. Ale będziemy musieli ze względu na słaby poziom, razem z Luniem całkowicie zmienić zaplanowany program. Nie mogę uwierzyć, że siódmoklasiści nie znają nawet sposobu na pokonanie dementorów. Nawet głupiej inkantacji, nie mówiąc już o jej poprawnym wyczarowaniu. Przecież ty radziłeś już sobie z tym w trzeciej klasie … - Tak, ale ja musiałem się tego nauczyć. - Eh, nieważne – Syriusz wstał od biurka i obrzucił chrześniaka szczerym uśmiechem – herbaty? - Chętnie. Mężczyzna zamówił z kuchni dwie porcje wyśmienitego napoju, a skrzaty dodatkowo dołożyły domowej roboty maślane ciasteczka. - Mam pytanie – zaczął Harry wolno, zastanawiając się jak najlepiej mógłby wyrazić swoje obawy, nie zdradzając więcej niżby chciał. Black popatrzył na niego, dając tym gestem znak, że go słucha – gdy byłem jeszcze w domu wujostwa, użyłem czarów, ale nic się nie stało. Pamiętam jak w drugiej klasie Zgredek użył magii, to sowa z upomnieniem natychmiast przyleciała na Privet Driver. - Nie otwierałeś moich listów, prawda? – Zapytał mężczyzna, ale wcale nie wyglądał na złego, gdy Harry potwierdził jego przypuszczenia skinieniem głowy. – Rozumiem. Ministerstwo uznało, że ze względu na to, jaki miałeś udział w ostatecznej bitwie, zasługujesz na to, aby stać się pełnoprawnym czarodziejem już teraz. Jako twój opiekun otrzymałem informację, o wydanym specjalnie dla ciebie, pozwoleniu na używanie magii i dołączyłem je do jednych z moich listów. - Więc jesteś moim opiekunem? – Ta informacja zainteresowała Harry’ego o wiele bardziej. - Nie do końca. Nie mam pełnych praw do ciebie, jakie uzyskałbym w wypadku, gdybyśmy dokonali pełnej adopcji. Mogę raczej dość nieoficjalnie sprawować nad tobą opiekę, ale w wypadku, gdyby trzeba było podjąć jakieś ważne prawne decyzje, to nadal podlegasz pod nadzór wujostwa. - Ale przecież sam mówiłeś, że Ministerstwo uznało mnie za pełnoprawnego… - To nie to samo, Harry. Po ukończeniu siedemnastu lat otrzymujesz zgodę na swobodne używanie magii, ale aż do ukończenia dwudziestego pierwszego roku życia, wszelkie prawne sprawy załatwiane są pod okiem rodziców czy opiekunów i to do nich należy zawsze ostateczna decyzja. Poniekąd to prawo zostało zatwierdzone przez czystokrwistych arystokratów, którzy chcieli jak najdłużej sprawować władzę nad swoimi dziedzicami i decydować za nich o wyborze odpowiedniego małżonka. Większość młodych czarodziejów wstępuje w związek małżeński dopiero po zakończeniu nauki szkolnej, a wtedy analogicznie do wieku ich rodzice nie mieli by już w tej sprawie nic do powiedzenia. Dlatego w dziewiętnastym wieku została zapisana ta poprawka. Harry przetwarzał w głowie usłyszane informacje, jednocześnie próbując zrozumieć, jakie ma to dla niego skutki. - Syriuszu, jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna, to chciałbym, abyś mnie adoptował. Mężczyzna przeszedł przez pokój i przytulił swojego chrześniaka. - O niczym innym nie marzę, od kiedy zostałem publicznie oczyszczony z zarzutów. Obiecałem, że stworzę ci dom i uczynię wszystko co w mojej mocy, aby dotrzymać danego ci słowa. OOO Koniec ciężkiego tygodnia Harry powitał z ulgą. Miał dość zaczepek Ślizgonów, które słyszał za każdym razem gdy przechodził przez Pokój Wspólny – nawet jeśli nie były jakoś szczególnie obraźliwe – ale najbardziej drażniła go postawa Malfoya. Codziennie znajdował w łazience nowy zestaw ubrań, a dzisiejszego dnia, znalazł na swoim łóżku cztery paczki z zamówionymi u krawca rzeczami. Do przesyłki była dołączona informacja, że opłata za nie zostanie pobrana z jego prywatnej skrytki, a jeśliby okazało się, że to nie on jest zleceniodawcą zamówienia, to ma czternaście dni na złożenie odmowy przyjęcia rachunku. Złoty Chłopiec pomyślał, że paczki musiały przynieś mu tutaj skrzaty, po odebraniu ich od sów, ze względu na ich wielkość. Na szczęście nie pojawiły się one w Wielkiej Sali, jak to miało tradycyjnie miejsce, bo były Gryfon spaliłby się chyba ze wstydu, gdyby ktokolwiek zobaczył ilość rzeczy, jakie otrzymał w przesyłce. Cieszyło go również to, że do zamówienia został dołożony rachunek i sam mógł uiścić zapłatę. Nie miał pojęcie dlaczego Fretka tak bardzo się na niego zdenerwował, gdy chciał mu oddać pieniądze. Teraz nie musiał być już od niego zależny, nawet w tak drobnej sprawie jak codzienny ubiór. Te kilka dni, jakie spędził w lochach wydawały się jakimś dziwnym, abstrakcyjnym wydarzeniem. Codziennie budził się kilka razy podczas nocy, ze względu na koszmary, ale nie miał już takich problemów z ponownym zaśnięciem, jak miało to miejsce na Privet Drive. Nikt go nie głodził, nie zmuszał do ciężkiej pracy ani wręcz przeciwnie nie podziwiał za to, że został mordercą, jak miało to miejsce w jego starym Domu. Wydawało mu się jakby jego ostatnie lata życia zostały podzielone na trzy światy. Ten u wujostwa, w Gryffindorze i zupełnie nowy – w Slytherinie. Ostatni z nich, wbrew pozorom, okazał się bardzo interesujący. Polubił również nową osobowość Nevile’a. Uczniowie początkowo wyśmiewali się z jego metamorfozy, ale po kilku trafnych ripostach z jego strony, nieczęsto połączonych również z odpowiednią klątwą, musieli uznać, że były Gryfon stał się teraz prawdziwym Ślizgonem. Hogwarckim dziewczynom musiała podobać się nowa, buntownicza natura Longbootoma, ponieważ często, gdy Neville i Harry wspólnie szli korytarzem, dziewczyny uśmiechały się do nich prowokacyjnie, albo chichotały, śmiało obserwując ich w towarzystwie koleżanek. Złotego Chłopca coraz bardziej irytowały te coraz częstsze sytuacje, a Neville zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Po zajęciach często spędzali czas w bibliotece, próbując powtarzać informacje, jakie mogą im się przydać podczas egzaminów, które nieuchronnie się zbliżały. Neville zdradził Harry’emu w tajemnicy, że jego babcia, która pragnęła, aby wnuk poszedł w ślady ojca, zatrudniła dla niego na całe lato korepetytora, który próbował nadrobić z nim wszystkie zaległości. Ku zdziwieniu samej pani Longbootom, Neville osiągnął całkiem zadowalające, w porównaniu do jego wcześniejszych umiejętności wyniki. Oprócz standardowych zajęć, młody korepetytor postanowił zabrać swojego ucznia również w dwutygodniową podróż, podczas której namówił go do tego, aby Neville zrobił coś ze swoim wyglądem. Chłopak, początkowo przeciwny, zgodził się na metamorfozę. Kiedy Neville opowiadał mu o swoich wakacjach, często robił dłuższe przerwy, a Harry odnosił wrażenie, jakby chłopak zastanawiał się ile może powiedzieć swojemu współlokatorowi. Potter nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jego przyjaciel, którym na powrót się stał, coś ukrywa. OOO W piątek wieczorem Harry odpoczywał w swojej sypialni, czytając interesującą książkę o zaawansowanej obronie przed czarną magią, którą pożyczył mu Syriusz. Po całym dniu zajęć, a potem nauce w bibliotece wraz z Nevillem, postanowił odprężyć się czymś, co naprawdę lubił. Książka zawierała szczegółowe informacje na temat poszczególnych zaklęć i sposobu ich wykonywania i Złoty Chłopiec nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł wypróbować kilka z tych paskudnych klątw na blondwłosym arystokratycznym dupku, który wciąż się do niego nie odzywał. Neville zajmował się jedną ze swoich rzadkich roślin, które przywiózł ze sobą do Hogwartu, szepcząc coś pod nosem. Harry nie miał pojęcia czy w mniemaniu chłopaka, spokojny i monotonny głos ma pobudzić roślinę do wzrostu, czy może są to prawdziwe zaklęcia, ale uspokajał go fakt, że pomimo całej metamorfozy, jaka zaszła w jego przyjacielu, chłopak nadal pasjonował się roślinami. Ta naturalna z pozoru rzecz, uspakajała Złotego Chłopca, ponieważ wiedział, że choć Neville bardzo się zmienił, wciąż w głębi pozostawał niezdarnym chłopcem, któremu nie wychodziło nic poza opieką nad swoimi ukochanymi roślinami. - To Mistifatus Oblikatas – powiedział Longbootom, zwracając na siebie uwagę Harry’ego. – Kupiłem go, kiedy razem z moim korepetytorem zwiedzaliśmy Japonię. Dostrzegłem go na straganie jakiejś mugolskiej staruszki, która była przekonana, że jest to sadzonka szałwii – zaśmiał się – ale widzisz, ta roślina ma w przeciwieństwie do szałwii ciemno różowe kwiatki, a nie czerwone. Wygląd może być mylący, ale nigdy nie pomylisz ich przez zapach. Kwiaty Mistifatus Oblikatas pachną jak pomieszanie korzennych ziół z mocno aromatycznym zapachem świeżo ściętych róż. Nie mam pojęcia jak ta kobieta mogła się pomylić. Harry uznał, że nawet przy znajomości tych dwóch, według Nevilla, istotnych różnic, nie miałby pojęcia jak odróżnić te dwie rośliny, ale postanowił zostawić tę informację dla siebie. Nie każdy musi popierać pasję, jaką posiada Neville, ale nie chciał niepotrzebnie ranić uczuć przyjaciela. - Dlatego jest tak ważne, aby w mugolskich szpitalach pracowali również magomedycy – kontynuował swój wywód Neville – Gdyby ktoś postanowił sobie z jej liści zaparzyć herbatę, dostałby poważnego zatrucia, które nie leczone przez kilka dni mogłoby nawet doprowadzić do śmierci, albo poważnych zmian w organizmie. Nasi specjaliści bez problemu rozpoznaliby niepokojące obawy, które towarzyszą tego rodzaju zatruciom. Chodzi o specyficzny zapach, który wytwarza się wraz z potem chorego, a ma on dokładnie taki sam zapach jak kwitnące kwiaty Mistifatus Oblikatas. - Jest na to odtrutka? – Zapytał Harry, którego w końcu zainteresowała opowieść. - Tak, ale jest to eliksir, który bardzo trudno uwarzyć, ze względu na śladową ilość kilku składników. Gdybyś dał ich za mało, albo za dużo to mikstura zamiast pomóc, może jeszcze pogorszyć stan chorego. - Dlaczego mam wrażenie, że w każdej ciekawej pracy jest niezbędna perfekcyjna znajomość eliksirów – warknął Harry. Neville jedynie zaśmiał się w odpowiedzi, wracając do mamrotania magicznych słów, do swojej rośliny. Harry stracił całą ochotę na czytanie. Nieważne ile uczyłby się suchej teorii na temat eliksirów, jego praktyczne umiejętności po prostu nie istniały. Był pewien, że gdyby Fretka nie upomniał go kilkakrotnie na ostatnich zajęciach, ich mikstura okazała by się jedną, wielką katastrofą. OOO Coś zielonego latało przed jego oczami, jak natrętna mucha. Próbował ją odgonić, ale to nie miało najmniejszej ochoty, aby przestać go zadręczać. Zasłonił oczy, a to rozbłysło większym blaskiem, tak, że jego prowizoryczna ochrona była zbyt słaba. Sięgnął do tylnej kieszeni swoich spodni, mając nadzieję, że uda mu się rzucić Reducto, które usunie natrętne światło sprzed jego oczu, ale kieszeń była pusta. Tego szukasz Potter? - zaśmiał się jadowity głos Gada, który trzymał w ręku jego różdżkę. – Jesteś zupełnie bezbronny i zdany jedynie na moją łaskę. Chciałbym usłyszeć jak wijesz się u moich stóp, błagając o łaskę, ale nie mam na to czasu. AVADA KADAVRA! Błysk zielonego światła popędził w jego stronę, a on obudził się spanikowany we własnym łóżku. Nie usłyszał własnego krzyku, który zamarł mu w gardle. Przed jego łóżkiem stała czwórka ubrana na czarno osób. - Wstawaj – powiedział niski, chrapliwy głos. - Czego chcecie – warknął, jednocześnie szukając pod poduszką swojej różdżki. - Tego szukasz, Potter? – Przerażający głos z koszmaru powrócił do niego, gdy druga zamaskowana postać pokazała mu jego różdżkę. Był bezbronny. Kątem oka zobaczył, że trzecia z postaci wyprowadza z łóżka Neville, z którego ust nie nabiegają żadne dźwięki, pomimo tego, że chłopak porusza je, jakby krzyczał. Po chwili jego ręce zostały związane z tyłu, a on jedynie mógł bezgłośnie wrzeszczeć i szarpać się, gdy i on został uciszony zaklęciami. Chwilę później jego oczy zasłoniono opaską.
Posted on: Sat, 24 Aug 2013 09:00:41 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015