odpowiedź na komentarz pod tekstem raport o stracie świata (nie - TopicsExpress



          

odpowiedź na komentarz pod tekstem raport o stracie świata (nie chciało mi wkleić tekstu w moim własnym komentarzu - nie mam pojęcia dlaczego): Dzięki za komentarz, miło mi. Takoż nie zgadzam się z tym, że „Ty, Ja, kolega z pracy, czy inny szary człowiek” nie możemy niczego zrobić, by to zatrzymać. Kiedyś, gdy byłem dużo młodszy, wydawało mi się, że trzeba ostro walczyć z „tym wszystkim”, na maksa, protestować nieustannie, ale dzisiaj uważam, że nie chodzi o „wielkie czyny”, uważam, że możemy „to” zatrzymać poprzez... nieustanny kontakt ze samym sobą, swoim wnętrzem (nazwij to jak chcesz), albowiem gdy on (ów kontakt) jest, wtedy sumienie nie pozwala na pewne rzeczy. Problem polega na tym, że przede wszystkim zbyt mało ludzi czyta i szuka wiedzy – z jednej strony, a z drugiej – zbyt mało myślimy, zbyt rzadko słuchamy siebie, zbyt rzadko słyszymy co naprawdę mówią inni. Oczywiście, istnieją ludzie, którzy nie mają zbyt wielkich możliwości, gdyż dzień po dniu zastanawiają się, czy będą mieli na chleb lub czy nie przyjdzie zaraz ekipa, która wyrzuci ich z domu (o ile go mają lub wynajmują), bywają i takie sytuacje, gdy matki gotują kamienie, bo dziecko płacze z głodu, więc trzeba je trochę oszukać, by się uspokoiło, nadchodzi noc i chcemy by dziecko zasnęło, więc wrzucamy do kamień do gara wiszącego nad ogniskiem i mówimy: już, już, nie płacz, uspokój się, zaraz będzie coś do jedzenia. Dziecko widzi, że paruje z garnka i pocieszone tym, że zaraz coś zje, zasypia własnym łkaniem do snu się kołysząc (akcja z filmu dokumentalnego, jeśli się nie mylę, „We feed the World”, polecam), trudno winić ludzi znajdujących się w takiej sytuacji, że nie są w stanie nic zdziałać. Jednakże istnieją także ludzie, których nie obchodzi, przykładowo, że 50% zapotrzebowania świata na tantal jest zaspokajane przez kopalnie w Kongo, w którym zmuszane do pracy są również dzieci, a one i dorośli, którzy tam pracują – robią to w strasznych warunkach. „My” o tym nic nie wiemy, a mało kogo interesuje fakt, iż właśnie tantal jest wykorzystywany przy produkcji „ajfonów” i innych popularnych gadżetów, które każdy (???) chce posiadać. Wolimy czytać „Wielki Świat”, czy „Imperium” zamiast, na przykład, „National Geographic”. „Chcę mieć moją plazmę!”, „dajcie mi najnowszego tableta!” etc. Po co czytać wiersze i prozę? Przecież muszę dzisiaj obejrzeć kolejny odcinek „Klanu”, „Mody na sukces” czy „Strażnika Teksasu”, a w związku z traceniem czasu na takie bzdety i zadowalaniem się tego rodzaju „sztuką” – nie mamy już ochoty na inne rzeczy w szeroko pojętej twórczości artystycznej i intelektualnej mieszczące się, a zatem twórcy innego rodzaju (?) nie mają szans, koło się zamyka. Bo świat jest jednym wielkim kołem, dopóki nie uświadomimy sobie, że wszyscy jesteśmy fragmentami większej całości, dopóty nie zmieni się nic. Słyszę, że zachód ma problem z uchodźcami z Afryki, co z nimi zrobić? Po jednej stronie mam tych, którzy pysznią się, że ich przyjmują, a po jakimś czasie dowiadujemy się w jaki sposób ich traktują, wykorzystują i oszukują, a po drugiej są ci, którzy mówią: „my nie jesteśmy w stanie im pomóc”, ale nie brakuje im na przeznaczanie gigantycznych kwot na zbrojenie. A wszystko napędzane jest światem mody i reklamy: musisz to mieć! NIE MUSISZ TEGO MIEĆ! Świadome życie zaczyna się wtedy, gdy rozumiemy, że o naszej wartości nie stanowią posiadane przedmioty (co nie znaczy, że nie powinniśmy ich mieć, pytanie: ile i w jakim celu?), nie stanowi o niej nawet wykształcenie, bowiem nie może być miernikiem wartości człowieka to na co jedni mają szanse, a inni nie (co nie znaczy, że nie należy tego zmienić). „W mieście zło zalewa dobro, w tych czasach dobro nisko upadło”, (jeśli chodzi o jego pozycję na listach ludzkich priorytetów – chciałoby się dodać). Nie mogę zgodzić się z tym, że „nic się nie da zrobić”, gdybym miał zaakceptować takie stanowisko jako nie dający zmienić się fakt, to musiałbym strzelić sobie w łeb (i cała reszta ludzi mających kontakt z własnych sumieniem, a na szczęście są jeszcze tacy, też musiałaby to zrobić). Gdybym kilka lat temu uznał, że nic się nie da, to nie wyciągnąłbym (wespół z Iwoną) pomocnej dłoni do wielu osób znajdujących się w mniej lub bardziej trudnych sytuacjach życiowych i nie pomoglibyśmy im z tychże wyjść, a jednak mimo własnych (poważnych) problemów oraz nie dysponując wcale wielkimi możliwościami i środkami – nie byliśmy bierni i to co można było – uczyniliśmy. Ja wiem, to brzmi jakbym chciał powiedzieć: bierzcie ze mnie przykład. Ale... Owszem, bierzcie – w tym co robię dobrego, na pewno nie z mojego uzależnienia (?) od nikotyny, ale najlepiej słuchajcie własnego sumienia. A jeśli człowiek czuje, że nic nie może, jeśli dobrze to przemyślał i naprawdę doszedł do wniosku, że nic nie może, to zawsze jeszcze może mówić i pisać o tym, co jest złe, nie po to by robić złu promocję, nie po to by zarażać innych swoją bezradnością i niemocą, ale po to by pokazać pewien obraz rzeczywistości i w efekcie zapytać: CZY JEST NA TAKI STAN RZECZY ZGODA NAS WSZYSTKICH? Weźmy pod lupę Polskę: po jednej stronie mamy mały biznes, którego przedstawiciele mówią: „ciśnie nas rząd, fiskus, biurokracja, nie mamy szans rozwinąć skrzydeł” – zgadza się, rozumiem, ale zarazem nie jest dla mnie wytłumaczeniem ucisk jakiego dopuszcza się ten i ów wobec pracownika (-ów), tłumacząc się, że inaczej nie może, bo nie przetrwałby, taka postawa jest bardzo podobna (choć MOŻE nie aż tak straszna) do postawy wielu Niemców po Drugiej Wojnie Światowej (doprawdy, nie wiem dlaczego „każą” pisać tą nazwę z dużych liter): ja nie mogłem, ja musiałem, ja się bałem, ja przetrwać chciałem, ja wykonywałem rozkazy, w takim ustroju żyliśmy, i tak dalej, i tym podobne. Jeśli wiem co jest ważne, a co jest ważne mniej, to nie powielam swoim działaniem tego wobec czego podobno jestem przeciwny, a czego wobec mnie, jako do przykładowo „mniejszego przedsiębiorcy”, dopuszcza się źle zarządzane i skorumpowane państwo. Jeśli przyjmę zasadę, że muszę uciskać, bo sam jestem uciskany – to już przegrywam, jako człowiek i jako fragment większej całości („Który skrzywdziłeś człowieka prostego – śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, gromadę błaznów wokół siebie mając – na pomieszanie dobrego i złego...”). Jeśli jest źle, to trzeba prostestować, a nie mówić: no jest źle, ale co robić, trzeba jakoś żyć (i w efekcie, aby „jakoś” żyć, powielać zło, którego sam doświadczam ze strony silniejszego, w tym przypadku: państwa). Może Ci się wydawać, że przemawia przeze mnie populizm (bardzo popularne w ostatnich latach słówko), ale zarzucenie mi tego miałoby sens jedynie wtedy, gdybym był politykiem lub aspirowałbym do jakiegoś wysokiego stanowiska, którego sprawowanie miałoby wpływ na życie innych ludzi, ale ja politykiem nie jestem (i obym nigdy nie stał się osobą w twórczości swej opowiadającą się za jedną lub drugą partią polityczną!) i do żadnych tego rodzaju funkcji nie aspiruję. Co więcej, za darmochę rozdaję to, co sam za darmochę (?) otrzymałem. My nie lubimy powagi, a jeśli już, to w celu łatwych wzruszeń, które nic nie dają, bo gdy kończy się film, mówimy sobie: no, faktycznie, ale chujowo, żeby taaakie rzeczy... ale co robić? tak już jest, tak zawsze było i będzie... Może mają rację ci, którzy twierdzą, że nie da się niczego zmienić (chociaż zawsze jeszcze może być gorzej, nie żartuję!), może nie da się zatrzymać „machiny dziejów”, ale nie oznacza to jeszcze, iż trzeba owej machiny zasady akceptować i za własne uznawać. Ja nie jestem Cezary Baryka, nie rzucam się na bagnety (choć nawiasem mówiąc – co mu pozostało w t a k i e j sytuacji?), ale swoje zdanie, świadomość i sumienie (co prawda, jak chyba każdy, przybrudzone nieco...) – posiadam. Dlaczegóż więc miałbym milczeć??? Nie jestem tym bardziej komunistą, nie uważam, że „wszystkim po równo – czy się stoi, czy się leży” (to już było i egzamin oblało), wręcz przeciwnie, jestem zwolennikiem indywidualnego myślenia, ale nie da się nie zauważyć, że różnice – już od dawna – są zbyt duże i, co gorsza, wielkość owych nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia. Uważam, że równe szanse to podstawa rozwoju. Kiedy słyszę jak ten i ów „mędrzec” głosi: „dajcie wzbogacić się wybranej i uprzywilejowanej garstce, to i Wam, biedniejszym, się polepszy” – chce mi się śmiać, gdyby tak było to dyrektor Nestle nie twierdziłby, że jest absurdem twierdzenie, że wszyscy ludzie powinni mieć zapewniony jednakowy dostęp do wody pitnej. Inny przykład? Nigeria – złoto itd, otóż wchodzą zachodnie firmy i zaczyna się wydobycie dóbr, polepsza się sytuacja tych, którzy ich tam wpuścili, a przeciętni mieszkańcy kraju? Jeśli też czegoś chcą, to dostają... czapę! Chiny? Czy jest jeszcze coś, co kupisz i nie znajdziesz na tym metki/nalepki „Made in China”? Pytanie: skor chińskie władze dopuściły tak wiele firm z innych krajów, to dlaczego nie zapewniły swoim obywatelom godziwych za ich ciężką pracę zarobków??? Ale to przykład zbyt daleki (?) od Polski, przykłady można jednak mnożyć... Polska? Po 1989 roku wchodzą firmy i korporacje zachodnie, pytanie: kto zgodził się na to, aby pracownicy z Polski zarabiali w tych firmach totalne gówno w porównaniu z tym co zarabiają tychże firm pracownicy w krajach zachodnich??? Być może ci, których wzbogacenie się na tym miało zaowocować również poprawą sytuacji zwykłych, zwłaszcza biedniejszych, ludzi... Chciwość, głupota, konformizm i tchórzostwo... Władze we Włoszech chcą przyznać pośmiertnie obywatelstwo włoskie afrykańskim uchodźcom, którzy zginęli niedaleko Lampeduzy (a przez ostatnie 10 lat zginęło ich o wiele więcej) – komu to i po co? No tak, jakiś urzędniczyna dostanie trochę dodatkowej roboty, to i premia będzie może, a w tym samym czasie ci, którym udało się dotrzeć cało (i którym, mimo że wciąż żywym, praw obywatelskim odmawia się) – dostaną (jeśli) niewolniczą pracę, mieszkanie w ziemiankach i szkalowanie w mediach (jak to wiele ci uchodźcy kosztują, a jak niewiele dają!). Pytanie tylko czy ja mówię w imieniu świata? Otóż nie, ja mówię we własnym, jako jego fragmentu, imieniu. Reszcie pozostawiam plazmy, laptopy, dyskoteki, markowe ciuchy, nowoczesne auta, wspaniałe wille (najlepiej po kilka na głowę), cotygodniowe wizyty u fryzjera, prywatne ubezpieczenie od wszystkiego (???), dwudziestoletnią whisky, najwyższej jakości kokainę, i zabawę w milczenie. A skoro mówię w taki, a nie inny sposób, to znaczy że na ten „inny” – nie mam szans, gdyż jestem jednym z tych, jak napisałaś, „szarych ludzi”. Czynię zatem to co mogę: czuję, myślę, zadaję pytania, wyciągam wnioski, zadaję pytania kolejne... I nigdy nie zgodzę się na stwierdzenie, że „nic nie możemy”, bowiem jest jedno na co mogą pozwolić sobie wszyscy (?) ludzie, bez względu na status materialny, pozycję społeczną, wykształcenie (które pomaga, ale nie jest w tej kwestii decydujące), płeć, wiek, rasę, narodowość, wyznawaną lub nie – religię, zawód, rodzaj wykonywanej pracy – MOŻEMY BYĆ DLA SIEBIE NAWZAJEM D O B R Z Y. I nie chodzi mi o wielkie słowa i ideały, jak pisał Kurt Vonnegut: „troszkę mniej wielkiej miłości, a trochę więcej zwykłej ludzkiej przyzwoitości”. Myślę, że stać nas na to, na bycie dobrym dla innych (co nie stoi w sprzeczności z byciem dobrym dla samych siebie, co więcej – bycie dobrym dla samych siebie jest nieodzowne, jeśli chcemy być dobrzy dla innych, może nie zawsze, ale na pewno ma to również spore znaczenie), i nie mam na myśli tego rodzaju „dobra”, które cechowało, które cechowało hitlerowskich (czy „ubowskich”) oprawców, którzy nierzadko uchodzili za wspaniałych mężów i cudownych tatusiów, jednocześnie mordując setki tysięcy ludzi bez mrugnięcia okiem. Możemy być dla siebie dobrzy w mądry sposób i szanować się wzajemnie... Możemy, ale nie bądźmy zdziwieni, gdy pies, jeśli na niego wciąż krzyczymy, kopiemy go i karmimy raz na tydzień miską popłuczyn – wścieknie się i pewnego dnia nas ugryzie. Nawet jeśli, kiedy do nas dołączył, był najmilszym i najbardziej oddanym psem. Wciąż jeszcze mamy c z a s, chociaż jest go coraz mniej...
Posted on: Fri, 18 Oct 2013 14:18:42 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015