z pamiętników... Byłam zaproszona do Berlina na promocję - TopicsExpress



          

z pamiętników... Byłam zaproszona do Berlina na promocję tomiku moich wierszy w języku niemieckim, ale musiałam odwołać z powodu wojny z Irakiem. Z Berlina apelowano do mnie, abym przyjechała koniecznie i ominęła dalsze zagrożenia - ale czy można zostawić rodzinę, a nawet zwierzęta domowe i uciekać?! Szukać ratunku w Niemczech przed gazem niemieckim w rękach irackich napastników?! Chodziło się wszędzie z maską przeciwgazową u boku i nasłuchiwało czy nie odzywa się przeklęta syrena na alarm, po której biegało się w panicznym strachu do schronu czy specjalnie uszczelnionego pokoju. A potem te straszne huki po wybuchu rakiety i dalsze nasłuchiwanie, koszmar. Syn zakładał mi maskę, zanim sobie nałożył i sprawdzał troskliwie - jak ojciec dziecku - czy nie uwiera, czy przylega szczelnie?... On teraz stał się opiekunem, bo pamiętał z moich opowieści przez co już w swoim życiu przeszłam. Nie spodziewałam się, że taki się okaże w chwili niebezpieczeństwa. Niemało mi dokuczał, wciąż wybuchały między nami konflikty - a teraz tylko troska i miłość obustronna, którą jednak lada chwila mogła zgasić rakieta iracka - śmierć. Nie mówiliśmy wiele, patrzyliśmy sobie tylko w oczy, a w duszy modliliśmy się o ocalenie, wszystko inne znów stało się nieważne. Dzwoniłam do młodszego syna, dzieci płakały wyrywane ze snu przez alarm, nie chciały masek. Uspakajaliśmy jedni drugich, przekazywaliśmy sobie ostatnie wiadomości, przypuszczenia, słowa otuchy... Telefony i radio działały dotąd i wszelkie rozporządzenia wojskowe oraz wskazówki podawano społeczeństwu na falach eteru. Leżało się w schronach, z uchem przy tranzystorach w tych strasznych chwilach. Nie myślałam wtedy o okropnościach lat Zagłady. Doraźne niebezpieczeństwo oddalało w zapomnienie wszystko, co z nim nie miało związku. Pytali mnie o to różni znajomi i żurnaliści, którzy znali moją przeszłość. Jednak trudno mi było uwierzyć i pogodzić się z myślą, że znów znalazłam się pod bezpośrednią grozą gazu niemieckiego i tym razem aż w Izraelu mnie to ściga!... Hasło w radiu poprzedzające syrenę alarmową: "nachasz cefa!" (jadowity wąż) - doprowadzało do szału niemal. Serce zaczynało walić tak mocno! Wybuch rakiety unicestwiał za jednym zamachem całe bloki domów i za moment mogło to i nas spotkać. Na szczęście nie było wiele ofiar w ludziach, bo większość uciekła na południe kraju. Irańczycy celowali w centrum kraju - Tel Aviv i okolice. Wreszcie nastało zawieszenie broni - wrócił spokój. I następna podróż - Niemcy, a po drodze Polska, bo przecież tak blisko... 8.10.91 Berlin już też za nami. Nieprzespana doba i ponad tydzień pełen spotkań z czytelnikami, tak wiele wrażeń i wzruszeń! Nie pisałam, nie notowałam. Wszelkie spostrzeżenia jak zwykle noszę tylko w sobie. Wszystko wypadło doskonale, lepiej jeszcze niż poprzednim razem, wbrew zmiany na gorsze w ogólnej sytuacji w Niemczech, wzmożeniu działalności neonazistów i napadów na obcokrajowców. Przeszkodził mi tylko przedziwny atak bólów brzucha, ale i to przezwyciężyłam. Wszyscy mówili, że skręty żołądka spowodowało wzruszenie z powodu mojej wizyty i referatu w Wansee. Wizyta była rzeczywiście ogromnym przeżyciem, którego symbolicznie pragnęłam jak najbardziej. Nie wierzę jednak, żeby z tego powodu zaatakowały mnie te bóle. Jesteśmy z mężem w drodze do Polski. Kolejna pielgrzymka. Pociągiem z Berlina do Warszawy nie jechałam jeszcze nigdy dotąd. Nigdy nie czułam bliskości między tymi krajami, wręcz przeciwnie - w moim pojęciu dzieliła je zawsze przepaść. Raz w życiu jechałam pociągiem do Niemiec, ale wtedy było to bez widoków i nadziei na powrót za życia. Po marszu śmierci – zimą, w otwartych wagonach bydlęcych... Teraz jedziemy w sypialnym wagonie, ale pociąg Polska - Niemcy (czy na odwrót) zawsze musi mi o tamtym przypomnieć. Zresztą tyle w ciągu ubiegłego tygodnia opowiadałam o tych dziejach w różnych kontekstach i wariacjach! Ale teraz siedzę w pociągu i wracam do Polski. Na moment... Niemcy słuchali mnie w najwyższym skupieniu i zgrozie. Płakali, wstydzili się, mimo że ich osobiście nie obwiniałam. Okazało się, że w Berlinie też mogłam znaleźć przyjaciół. I czuliśmy się dobrze wśród nich, jak wśród bliskich. A teraz myśli i domysły o tym, co i jak będzie w Polsce? Przed nami dalszych dwanaście dni pielgrzymki. Nagle spostrzegłam, że o podróżach do Niemiec nie napisałam nigdy wiersza... 3.09.92 Było wiele cudownych wrażeń w Polsce. Opisałam je w kilku opowiadaniach i opublikowałam w gazecie izraelskiej oraz w miesięczniku polskim "Więź". Minął od wtedy rok, nie przepisałam tych kartek na maszynie (robię to dopiero teraz - w styczniu 1997 roku...). Dalej notuję w tym samym zeszycie, w niemieckim samolocie - tym razem z Frankfurtu do Ameryki, do brata, po piętnastu latach niewidzenia. Już przestałam pisać wykrzykniki i znaki zapytania. Chyba niczemu się więcej nie dziwię, albo raczej wolę ujarzmić swe wzruszenia w ten przynajmniej sposób. Nie wzięłam też tym razem żadnej pastylki na uspokojenie. Cisza we mnie. Tylko na myśl, że jutro będę w domu brata uderza do serca gorąca fala, aż trudno oddychać. Jest tak już od tygodnia właściwie, a szczególnie w nocy, gdy jestem wolna od jakiejkolwiek pracy i myśli wokół swej aktualnej sytuacji. Od kilku dni sypiam mało i źle, mimo że ciągle czuję ciszę w sobie i wydawałoby się, że ta podróż jest jeszcze daleka ode mnie, wprost nierealna. Stwierdzam to z satysfakcją, ale też z ironią. Neonaziści szaleją w Niemczech niemal bezkarnie, biją, zabijają, palą, demonstrują jawnie i bezczelnie. Wolność słowa triumfuje w swej najgorszej formie i użytku, ale mnie tam wolno być, choć kto wie, może na razie tylko?... Jeszcze nie zgłębili tego, czym zawinili wobec ludzkości ich dziadkowie, a już znaleźli sobie świeżego führera i wielbią go. Mój wnuk ma już dziesięć lat, tyle co ja miałam we wrześniu 1939 roku. Oni byli wtedy u szczytu swej zbrodniczej potęgi - dziś się znów gromadzą, zbierają siły bez przeszkód... Ale dlaczego nie? Czemu się dziwić? Jeżeli mógł być Auschwitz, wszystko najgorsze jest możliwe na świecie! W Neustadt Glewe - ostatni obóz po wyprowadzeniu z Auschwitz, w marszu śmierci - czeka mnie oficjalne przyjęcie, zorganizowane przez prezydenta miasta, wspólnie z radcą do spraw szkolnictwa z Berlina. Mam im określić miejsca, w których znajdowały się nasze baraki i różne urządzenia obozu Neustadt Glewe. Czy zapamiętałam je i potrafię odnaleźć w obecnej pustce porosłej zielenią i okrążoną lasami? Wszystko tu zostało zatarte, puszczone w niepamięć. Wiem o tym od tego radcy dla szkolnictwa, Jordana. Zainteresował się tą sprawą po przeczytaniu mojej książki i pod jej wpływem wyruszył pewnego dnia w poszukiwanie śladów obozu. Przysłał mi nawet zdjęcia stamtąd, które chyba się przydadzą do polskiego filmu dokumentalnego o moich wojennych przeżyciach. Niedawno przyjechała czteroosobowa ekipa filmowców do nas do domu, aby zrobić ze mną film dla telewizji polskiej. Jego tytuł ma być jak książki – „Nadzieja umiera ostatnia”. Samolot przygotowuje się do lądowania. Zabrałam się zbyt późno do pisania, bo zdawało mi się, że nie ma o czym... Pozostaniemy jedną noc we Frankfurcie, a nazajutrz, w piątek o dziesiątej rano wylatujemy do Ameryki. Moje znajome - Niemka Marianna i Nea, niemiecka Żydówka, zadzwonią do nas do hotelu z Berlina. Mamy tu jeszcze innych znajomych. Są to dobrzy ludzie i myślę, że oni są najbardziej zagrożeni teraz przez chuligaństwa neonazistów. Ja dziś jestem daleka od nich, choć w duszy piekło stworzone przez ich poprzedników jest ciągle świeże i bliskie. Boję się ich, ale chcę tutaj być i tym bardziej opowiadać o tamtym czasach. Na obecnym tle, przeżycia z wtedy będą jeszcze silniejsze i bardziej wymowne. A może nie? Niemieckie stewardesy w samolocie są niezwykle uprzejme. Większość pasażerów to Izraelczycy, Żydzi. A ja po tych wszystkich obrazach pokazywanych ostatnio w telewizji, już widzę stewardesy w mundurach esesmanek... Wyobraźnia nie ma tu trudu w odtwarzaniu. Ciekawe jaka będzie atmosfera w hotelu we Frankfurcie? Boję się napięcia, ale mąż mnie uspokaja, on się nie boi. Jest przekonany, jak zawsze, że wszystko będzie dobrze. W Warszawie mamy kilku miłych znajomych, trochę spraw do załatwienia w związku z moimi publikacjami i filmem. Muszę kończyć. Uszy mam zupełnie zatkane, a pióro leci teraz chyba z prędkością samolotu... Nie piszę nigdy regularnego pamiętnika, a teraz coś mnie tknęło. Staram się opisać swe wrażenia i przeżycia w formie opowiadania, pamiętnika czy dziennika. Nie oceniam tego jako poważnej pracy. Ale wszystkie moje publikacje są jednym wielkim pamiętnikiem... Ostatnio wzięłam się do przepisywania notatek z lat sześćdziesiątych. Dziś wydaje mi się, że jednak byłaby z tego książka. A wtedy myślałam, że to na nic. Próbowałam innych form i zapomniałam o tych pamiętnikach. Minęły lata, kartki pożółkły zupełnie, wiele rzeczy straciło na aktualności, ale większość do dziś jest aktualna, mimo, że wtedy miałam 36 lat, a teraz mam 63... 15 września przybędę z powrotem do Frankfurtu z Cleveland. Marianna będzie nas oczekiwać na lotnisku, przyjedzie po to specjalnie z Berlina!
Posted on: Sun, 01 Sep 2013 05:33:27 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015