Epopeja Jana Kobylańskiego W wypadku gdyby sprawa została - TopicsExpress



          

Epopeja Jana Kobylańskiego W wypadku gdyby sprawa została zapomniana przytaczamy pewne jej szczegóły. Po zapoznaniu się z całą historią aby uniknąć spowodowanego masą faktów bałaganu zadajemy sobie i innym tylko jedno pytanie: Czy Jan Kobylański jest dobry dla Polski? Bo cóż innego jest ważne? Naszym zdaniem jest, a to co go spotkało ma dokładnie takie same znamiona jak głośna jakiś czas temu historia dewastowania pomników na cmentrzach żydowskich w USA. Dochodzenie wykazało że robiła to grupa młodych Syjonistów- prowokatorów. Ciekawe czy na czas akcji jarmułki pozostawili w domach? Bo ci którzy wystąpili jako pierwsi z oskarżeniem Jana Kobylańskiego również je pozostawili. Głęboko schowane. Wiemy zapewne o kogo chodzi. To „Gazeta Wyborcza” zainicjowała nagonkę na Jana Kobylańskiego informacją o rzekomych przestępstwach honorowego konsula Polski w Urugwaju, niestrudzonego piewcy polskości w Ameryce Łcińskiej i co tu mówić niezwykle zamożnego, który część swej fortuny przeznaczył na działalność USOPAŁ i niektórych organizacji w Polsce. Nie ukrywamy że chodzi tu o Radio Maryja i wielebnego Rydzyka. I co z tego? Wolno mu. Radia Maryja słucha zresztą wielu naszych Rodaków i to jest ich demokratyczną swobodą. A ks. Rydzyk jest związany ze Wyższą Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej. Co ta szkoła robi i czego uczy nie mam pojęcia. Żeby być kulturalnym należy być wychowanym przez rodziców, czasami nawet przy pomocy paska od spodni ale żeby po to chodzić do szkoły wyższej? Przyznać tu muszę uczciwie że moja wypowiedź wynika z kompletnej ignorancji dlatego nie czuję się na siłach dalej dyskutować na temat walorów jego Rydzykowej Alma Mater. Jedno wiem na pewno; każde, absolutnie każde społeczeństwo, przywiązane do religii i ją praktykujące, jest znacznie lepsze od ateistycznego. Wracając jednak do sprawy Jana Kobylańskiego przypominamy; otóż, 22 marca 2005 roku, w „Wiadomościach” telewizyjnych ówczesny minister sprawiedliwości, Andrzej Kalwas w towarzystwie wicedyrektora Instytutu Pamięci Narodowej, prof. Witolda Kuleszy ogłosili publicznie, że planują wystąpienie o ekstradycję Jana Kobylańskiego do rządu Urugwaju. Chodziło o wydanie i postawienie przed sądem polskim, podejrzanego o zbrodnię ludobójstwa, a zamieszkałego w Montevideo milionera i działacza polonijnego z Ameryki Południowej, Jana Kobylańskiego. Jeszcze przed wyrokiem sądu nijako „in spe” Jan Kobylański „za karę” został odwołany z Polonijnej Rady Konsultacyjnej. Jak poinformował marszałek Senatu Longin Pastusiak, formalnym powodem odwołania jest to, że nie stoi on już na czele Związku Polaków w Argentynie, którego do niedawna był przewodniczącym. Pastusiak przyznał jednak, że na tę decyzję wpłynęły również nowe fakty i podejrzenia, obciążające polonijnego biznesmena. Podstawą ekstradycji, jak doniosła 23 marca 2005 „Rzeczpospolita”, miały być odnalezione w aktach IPN (stąd właśnie obecność prof. Kuleszy) zeznania świadków potwierdzające, że „Jan Kobylański, prawdopodobnie (SIC) wspólnie z ojcem, Stanisławem, zadenuncjował Niemcom Żydów, którym za zapłatą miał znaleźć bezpieczną kryjówkę”. Informował o tym szef pionu śledczego IPN Witold Kulesza. Mówił, że zachowały się relacje świadków, które w sposób nie budzący wątpliwości wskazują, że Janusz Kobylański zadenuncjował rodzinę żydowską. Wydając Żydów Kobylański prawdopodobnie współdziałał ze swoim ojcem, Stanisławem Kobylańskim, który podczas wojny wykonywał zawód adwokata na podstawie legitymacji wydanej przez władze okupacyjne. Stanisław Kobylański zmarł w 1967 roku. IPN w raporcie dla ministra sprawiedliwości ma uzasadnić ocenę prawną, według której denuncjowanie ukrywających się Żydów, ze świadomością, że oznacza to wydanie ich na śmierć, jest równoznaczne z udziałem w nie ulegającej przedawnieniu przestępstwu; zbrodni ludobójstwa. Ta ocena ma pozwolić ministrowi sprawiedliwości podjąć decyzję co do formalnego wniosku o ekstradycję Kobylańskiego. Gazeta Wyborcza „koszerną” zwana, podała że Kobylański sfałszował zaświadczenie Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, które wskazuje, że był więźniem obozów koncentracyjnych. Jak powiedział Kieres, IPN sprawdza te informacje. Dodał, że prof. Witold Kulesza (szef pionu śledczego IPN) ustalił już ze swymi ludźmi, że w jednym z obozów koncentracyjnych figuruje nazwisko Janusz Kobylański, ale należy sprawdzić, czy to jest ta sama osoba. Kieres nie chciał jednak ujawnić, o który obóz chodzi. Prof. Witold Kulesza informował, że w aktach są adnotacje o Januszu Kobylańskim ur. 21 lipca 1919 w Równem, dotyczące m.in. obozu w Matthausen. IPN odnalazł dokumenty, których zaginięcie prokuratura uznała za powód do umorzenia postępowania w sprawie Janusza (dzisiaj używa imienia Jan) Kobylańskiego w 1955 r. Dokumenty te mogą być też podstawą wniosku o ekstradycję. To są akta spraw dochodzeniowych prokuratury okręgowej przy Sądzie Okręgowym w Warszawie z lat 1947-48. Zgromadzone dowody wskazują, że Jan Kobylański może być podejrzany o tzw. „szmalcownictwo - powiedział Kieres w Radiu Zet. Pytany, czy są dowody na to, że Kobylański był sowieckim agentem, Kieres odparł: W IPN nie odnaleźliśmy żadnego dokumentu. Zaznaczył jednak, że IPN wie o istnieniu takiego dokumentu z MEDIÓW. Minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas zaznaczył, że dalsze działania w sprawie Kobylańskiego, wymagają analizy akt odnalezionych przez IPN. I tu zaczyna wirować polityczna karuzela. IPN to jedyna w kraju instytucja upoważniona prawnie do zdobywania dokumentów i wydawania ocen dotyczących przestępstw popełnionych przez obywateli PRL a potem jak chcieli to RP. A tu sam Kawlas przyznaje że o przestępstwie Jana Kobylańskiego dowiedził się z mediów. A ja się dowiedziłem z mediów że mrs. Clinton ma „wacka” na co dowód przedstawiam poniżej. A już wielokrotnie czytałem że na Ziemi wylądowali Marsjanie. Mówią że głupota ludzka nie zna granic, na dodatek jest niewidoczna bo ob. Kieres jest zdecydowanie nią zainfekowany. Kobylański był poszukiwany po wojnie, prokuratura prowadziła w jego sprawie postępowanie, którego po kilku latach nagle zaprzestała, prokurator jako powód podał zaginięcie części dokumentów. Prokurator miasta stołecznego Warszawy zalecił wówczas - zważywszy na zaginięcie akt z 1948 roku i niemożność ich odnalezienia, i odtworzenia - uznanie sprawy za załatwioną w inny sposób i zarządził odwołanie poszukiwań Kobylańskiego. Za zdumiewające i zastanawiające Kulesza uznał, że zarządzenie o zaprzestaniu poszukiwań nastąpiło 19 kwietnia 1955 roku - w tym samym dniu, gdy warszawska Milicja Obywatelska zwróciła się do prokuratury z pytaniem, czy ma kontynuować poszukiwania Kobylańskiego, prowadzone od czerwca 1947 roku. Jak na ustalenia poczynione tego samego dnia, muszę powiedzieć, że zdumiewają szybkością procedowania - powiedział Kulesza. Zwrócił uwagę, że prokuratura nie próbowała wyjaśnić okoliczności zaginięcia akt. Gdy cała ta burza nieco ucichła okazało się że wszystkie zarzuty przeciwko Janowi Kobylańskiemu są absolutnie wyssane z palca. Nie znaleziono ani jednego dokumentu czy dowodu potwierdzającego zarzuty, z czego można wysunąć tylko jeden niezbity wniosek, są one aktem dokonanym z premedytacją mającym na celu zniszczenie reputacji tego cenionego i aktywnego dotąd działacza polonijnego. A wypowiedzi osobników zajmujących poważne stanowiska państwowe są nie tylko żenujące, są niedopuszczalne. Polacy, wygląda na to, niezbyt umieją egzekwować tą ważną zdobycz demokracji jaką jest prawo do wygłaszania poglądów. Nie nauczyli się jeszcze że wolno tak postępować pod jednym niezbywalnym warunkiem; nie wolno bredzić, trzeba bardzo uważać co się mówi. A szczególnie bredzić nie powinni urzędnicy z IPN. Po pierwsze, ekstradycja dotyczy wyłącznie osób skazanych przez sąd, a w sprawie Kobylańskiego nie rozpoczęto nawet śledztwa. Podanie do wiadomości publicznej informacji o ekstradycji osoby, której nawet nie udowodniono przestępstwa jest poważnym nadużyciem. Po drugie, nie ma żadnej pewności, czy teczka, w której znajdują się zeznania obciążające Jana Kobylańskiego jest jego teczką. Oto co w tej sprawie pisze Dariusz Gabrel, prokurator GKŚZpNP w Warszawie: „Przedmiotowe postępowanie i czynności sprawdzające, do chwili obecnej, (list datowany jest 16 maja 2006) nie dały podstaw do ustalenia, czy osoba Janusza Kobylańskiego występująca w materiałach archiwalnych śledztwa jako osoba podejrzana jest osobą tożsamą co osoba Jana Kobylańskiego ”. Rozważanie winy Jana Kobylańskiego – pisze w konkluzji prokurator Gabrel – „byłoby bezprzedmiotowe”. A zatem publiczne oskarżanie Kobylańskiego jest w najlepszym przypadku pomówieniem. Dlaczego dwóch wysoko postawionych dostojników, w dodatku prawników, łamiąc elementarne zasady prawa, ryzykuje własną reputację, narażając się na proces sądowy? Teraz właśnie się toczy. Panie Kobylański ma Pan szansę zniszczyć gadzinówkę, która od wielu lat jak robak toczy światopogłąd Polaków. Zaskarż ich Pan o takie grube odszkodowanie że aż rabbiemu Singerowi włosy staną dęba. Jak nie da rady w RP, do Strasburga drani. Mamy szansę aby od władzy w tym kraju odsunięci zostać mogą głupcy i szuje, którzy być może powinni być skierowani na studia do Rydzykowej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. A my to na necie rozgłosimy. I tu doznałem olśnienia, Wielebny Rydzyk wiedział co robi, jego szkoła jest dla takich jak Andrzej Kalwas, czy Witold Kulesza. Powinni iść tam na studia, gdyż brakuje im obu elementów zawartych w nazwie szkoły. Niefortunnie takich jak oni, jest w Biało-Czerwonej tysiące. Napisał: Colas Bregnon Jan M Fijor fijor Szef IPN Leon Kieres uważa, że dowody świadczące o tym, że polonijny biznesmen Jan Kobylański mógł brać udział w zbrodni ludobójstwa są mocne, aczkolwiek, jeszcze nie przesądzające w tym stadium postępowania. Kieres podkreślił, że sprawa Kobylańskiego nie ma żadnego związku z Radiem Maryja. IPN rozpoczął poszukiwania akt w lipcu ubiegłego roku. We wrześniu odnalazł zaginioną część akt - nie wiadomo, czy są to wszystkie zaginione wtedy dokumenty - dotyczącą Janusza Kobylańskiego i jego ojca Stanisława. Zdaniem Kuleszy, prokurator w 1955 roku albo nie wiedział o tych dokumentach albo też pominął je, zarządzając zaprzestanie poszukiwań. W odnalezionych aktach zachowały się relacje świadków. Ambasador Zdzisław Jan Ryn jednak nie namaszczony przez „salon”, tylko przez plugawy brukowy dziennik. W ukazującym się Polsce wysokonakładowym, polskojęzycznym i plugawym dzienniku, spełniającym hańbiącą rolę wyspecjalizowanego we wszelakim kłamstwie ogłupiacza Polaków, w numerze z dnia 2 listopada bieżącego roku, ukazał się artykuł pod tytułem „Ambasador rekomendowany przez o. Rydzyka”. Ponieważ treść dotyka bezpośrednio USOPAŁ oraz jej prezesa i założyciela, pana Jana Kobylańskiego, postanowiliśmy pomimo obrzydzenia uczynić wyjątek i ustosunkować się do owej publikacji. Nie jest to absolutnie z naszej strony próba podjęcia dyskusji ani z jej autorem, ani z wydawcami tej gazety, ani też ze środowiskiem „różowego saloniku warszawskiego”, z zasady bowiem nie dyskutujemy z osobnikami cierpiącymi na wielopokoleniowe patologiczne poczucie wybraństwa oraz posłannictwa i w związku z tym uważającymi się za jedynie uprawnionych do dokonywania wyborów, osądów i namaszczeń w imieniu Narodu Polskiego, bez potrzeby posiadania tegoż Narodu zgody, czyli „prawem kaduka”, istnieją bowiem granice pewnej, już nie tylko etycznej, ale też estetycznej tolerancji, poza którymi zaczyna się niesmak, a wręcz obrzydzenie. W publikacji, o której mowa, napisanej jak zawsze w manipulanckim, kłamliwym i sensacyjnym tonie, typowym dla stylu brukowego szmatławca pokrywającego tanim blichtrem pseudointelktualizmu służalczość i miałkość, zamieszczono cały szereg kłamstw, sugerując przy tym czytelnikom, że profesor Zdzisław Jan Ryn zostanie wkrótce mianowany ambasadorem RP w Argentynie, a wszystko to ma stać się dzięki wstawiennictwu ojca Tadeusza Rydzyka i Prezesa USOPAŁ. Cyt: ”Zdzisław Jan Ryn, profesor psychologii, specjalista od patologii społecznych, zapalony podróżnik i miłośnik Andów, pracuje w Katedrze Psychiatrii UJ w Krakowie. Był ambasadorem w Chile w latach 1991-96. Po dziesięciu latach znów wraca do dyplomacji. Jak się dowiedzieliśmy z kilku niezależnych od siebie źródeł na stanowisko ambasadora w Buenos Aires rekomendował go ojciec dyrektor i zagraniczny sponsor Radia Maryja Jan Kobylanski...”. Po czym następuje komentarz, że premier Kaczyński podjął już decyzję mianowania profesora Ryna ambasadorem, z czego oczywiście gazeta dokonująca wyborów za Polaków, a razem z nią cały salon „oświeconych”, „namaszczonych” i „wybranych”, jest bardzo niezadowolona, a wręcz oburzona! Oczywiście, znając dobrze to środowisko święcie przekonane, że tylko Michnik vel Szechter wraz z Geremkiem vel Lewartow mają prawo decydować, komu wolno, a komu nie, pracować w polskim MSZ, zrozumiałe jest dla nas to oburzenie, bo giewałt, giewałt się dzieje...!!! Oto Premier Rządu RP decyduje sam i w dodatku ani myśli prosić tych dwóch „wybranych” ani o zgodę, ani o radę. Do czego to doszło, o takiej strasznej sytuacji nie śnił nawet sam mistrz Michnik-Szechter w najgorszym delirycznym alkoholowym widzie...!!! Jeżeli jednakże ten fragment publikacji o mianowaniu prof. Ryna ambasadorem okaże się prawdą, to będzie to dla nas – Polaków w Ameryce Łacińskiej – powodem do wielkiej radości, gdyż w końcu, po dekadach urzędowania komunistycznych i postkomunistycznych namiestników, agentów, pijaków i krętaczy, reprezentantem Rządu RP w Argentynie zostanie człowiek kryształowy, Polak i naukowiec oddany bez reszty Ojczyźnie, wielki przyjaciel Polonii, wieloletni wykładowca Alma Mater Cracoviensis, prof. Zdzisław Jan Ryn, którego dotychczasową obecność na naszym kontynencie znaczą ślady nie afer, pijatyk i obyczajowych skandali, lecz rozsławianie dobrego imienia Polski. Po drugie będzie to dla nas sygnał, że zapowiadane zmiany naprawdę nadchodzą i zaczyna się sprzątanie tej bolszewickiej „stajni Augiasza”, jaką jest MSZ. Szanowny Panie Premierze! Jeżeli to prawda, ze prof. Ryn przyjedzie do Argentyny, to naprawdę trudno o lepszy wybór...!!! Możemy tylko podziękować Panu Premierowi w imieniu Polonii Ameryki Łacińskiej i wyrazić nadzieję, że jest to zwiastun nadchodzących zmian, których nie powstrzymają lamenty, złorzeczenia i kłamstwa publikowane w różnych antypolskich piśmidłach, jak choćby w tym przez nas cytowanym, w którym po ponad rocznej przerwie znów powrócono do kampanii oszczerstw i zniewag przeciwko prezesowi USOPAŁ. W omawianej przez nas publikacji, nie tylko po raz któryś już z rzędu narusza się dobra osobiste pana Jana Kobylańskiego i szkaluje jego dobre imię, ale także próbuje się ośmieszyć osobę profesora Ryna, przytaczając anegdotyczną historię o Indiance wróżącej z liści koki w taki sposób, aby czytelnicy pomyśleli, iż profesor Ryn traktuje tę anegdotę bardzo poważnie. Próba ta z odwołaniem się do metafizyki dziwnie współgra z opowieściami byłego ministra MSZ „obojga narodów”, Władysława Bartoszewskiego. o jego cudownym wyprowadzeniu z Oświęcimia przez anioły... Choć ohydna plotka głosi, że anioły nosiły mundury Gestapo... Cała ta, zmanipulowana przez niepolską gazetę dla Polaków, historia nie byłaby oczywiście kompletna, gdyby zabrakło w niej dwóch głównych postaci- straszaków, którymi Adam Michnik-Szechter, potomek i dziedzic stalinowskich oprawców, straszy ćwierćinteligenckich libertynów w Polsce tak, jak dzieci straszy się Babą Jagą. Chodzi oczywiście o dyrektora Radia Maryja, ojca Tadeusza Rydzyka i prezesa USOPAŁ, pana Jana Kobylańskiego... Aby ćwierćinteligenci zlękli się nie na żarty dyżurny pismak michnikowskiej gadzinówki o nazwisku Pawlicki wyciągnął znów z lamusa kłamliwą historię o rzekomej współpracy Jana Kobylańskiego z dyktatorem Paragwaju- Stroesnerem, który nota bene najlepsze biznesy za czasów swych rządów robił z Żydami, o czym dowiedzieć się można choćby z artykułu pułkownika Leopolda Biłozura zamieszczonego w „Głosie Polskim” oraz innych czasopismach tak polskich, jak polonijnych.. W tekście tym mającym formę listu otwartego do naczelnego omawianej przez nas antypolskiej gazety autor wykłada bardzo jasno w oparciu o fakty i daty, które wyraźnie zaprzeczają chorym halucynacjom dziennikarskich „agencji towarzyskich” do jakich niewątpliwe należy dziennik Michnika-Szechtera, jakoby pan Kobylański zrobił karierę w Paragwaju właśnie dzięki Stroesnerowi. Zresztą proces przeciwko oszczercom- pismakom oraz ich szefowi o to i o inne kłamstwa toczy się już od ponad roku, jednakże wymiar sprawiedliwości w Polsce działa jak do tej pory z nadmierną opieszałością... Mamy jednak nadzieję, że teraz to się zmieni i nie będą dłużej w Polsce tolerowani dziennikarscy kłamcy opluwający polskich Patriotów... W każdym bądź razie „wybiórcze gazete” z Warszawy straszy swych czytelników, bo zdaje się, że ona sama wraz z całym „salonikiem wybranych” bardzo się przelękła... Co więc tak okrutnie wystraszyło ten „różowy salon”? Czyżby autonomiczna decyzja podjęta przez pana Premiera R.P., Jarosława Kaczyńskiego?! Jeżeli tak, to serdeczne „Bóg zapłać”, Panie Premierze w imieniu Polonii Ameryki Łacińskiej! Bóg zapłać i Szczęść Boże! Marek Lubiński Rzecznik prasowy USOPAŁ 04 Listopada 2006
Posted on: Wed, 30 Oct 2013 09:29:00 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015