Rozdział X Poranek był chłodny. Nie spaliśmy całą noc, - TopicsExpress



          

Rozdział X Poranek był chłodny. Nie spaliśmy całą noc, jednak nie czułam zmęczenia. Tylko w głowie kłębiły mi się miliony myśli. W domu byłam o 7:00, rodzice pojechali wcześniej do pracy, więc śniadanie zjadłam w niczym nie zmąconej ciszy, a następnie poszłam się odświeżyć. Starałam się nie myśleć o wydarzeniach z ubiegłej nocy, chciałam się odprężyć, tak, żeby woda spłukała ze mnie wszystkie wspomnienia i spostrzeżenia. Po kąpieli szybko przebrałam się w krwistoczerwoną zwiewną sukienkę, sandały na koturnie w tym samym kolorze, a do torby spakowałam beżowe bryczesy, czarne polo i wiązane, czarne oficerki, po czym wróciłam do stadniny. Znowu miałam zamiar poćwiczyć ze Szlachcicem, dopóki jeszcze nie było za gorąco. Osiodłałam go i wyszłam na ten sam padok co wczoraj. Dzisiaj chodził o niebo lepiej, więc dodatkowo poćwiczyliśmy zwroty na zadzie, cofanie i ustępowanie od łydki. Kolejne dni mijały podobnie, nudno i spokojnie. Czasami tylko widziałam Milene, albo Iwana, rzadziej Dawida. Natomiast synów właścicieli nie spotkałam wcale, aż do niedzieli. Właśnie wróciłam z kościoła i zjadłam obiad, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Nikt z nas nie spodziewał się gości, dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy w drzwiach stanęli moi znajomi ze stadniny. - Cześć Adrianno, Michaelu - przywitałam się - może wejdziecie? - Nie, nie mamy czasu - odpowiedziała blondynka z olśniewającym uśmiechem - przyszliśmy ci tylko powiedzieć, że Angela chciałaby, żebyś przyszła do niej do biura o 15:00, musi z tobą porozmawiać. - Dobrze, będę - odpowiedziałam i pożegnaliśmy się. - Kto to był kochanie? - krzyknął tato z salonu. - Znajomi ze stadniny, przyszli mi powiedzieć coś ważnego - odkrzyknęłam. - Nie chcieli wejść? - o to z kolei spytała mama. - Nie mogli, bardzo się spieszyli - po tych słowach wybiegłam z domu jak najszybciej i podążyłam do mojej wieżyczki, żeby mnie dłużej nie wypytywali. Zastanawiałam się o co może chodzić, ale był tylko jeden sposób, aby się tego dowiedzieć, a mianowicie pojechać do pensjonatu. I to właśnie zrobiłam. Przez całą drogę dręczyło mnie uczucie, że o czymś zapomniałam. Jednak co to takiego było, odkryłam dopiero w stadninie gdy parkowałam skuter. Otóż, nie przebrałam się. Miałam na sobie koronkową spudnice w kolorze kości słoniowej, łososiową bluzkę z krótkim rękawem opadającą z jednego z ramion i beżowe buty na koturnie. Taki ubiór zbytnio nie pasował do przebywania w stajni, ale trudno, musiało tak zostać, nie miałam zamiaru wracać się tylko po to, żeby się przebrać. Już na pierwszy rzut oka było widać, że coś nie gra. Na podjeździe stał horse-Box, w której były trzy konie ze stajni. Jednym z nich była Demolka, gniada klacz Natana z białą łysiną, rasy małopolskiej. Pozostałych dwóch nie rozpoznawałam, ale byłam pewna że są stąd. Wiedziałam, że szykują się kłopoty, bo na pojeździe widniało logo konkurencyjnej stajni "Mistrzowie". Byłam w niej, kiedy szukałam miejsca dla Szlachcica, ale nie spodobała mi się. Nie było widać miłości, czy choćby przyjaźni między jeźdźcem, a koniem. Jedynie przymus, posłuszeństwo i władza. Mimo wszystko nie rozumiałam co się dzieje. Właśnie wtedy usłyszałam krzyki, po dłuższym zastanowieniu poszłam w stronę ich źródła. To był Kaspian, kłócił się z Janem i Gosią. Widziałam ich przez szparę w drzwiach, jednak usłyszałam tylko fragment rozmowy. - ... Po tym wszystkim co dla was zrobiła, wy tak się jej odwdzięczacie?! - krzyczał jeden z synów Angeli. - Zrozum nas. Wszyscy mamy dylemat, doskonale wiesz, jaka jest aktualna sytuacja stadniny... - o czym oni mówili? Jaka sytuacja? Z zamyślenia wyrwał mnie Nowak, który zauważył, że stoję za drzwiami i podszedł do mnie. - A ty czego tu szukasz?! Nikt cię tu nie chce oglądać. Zmiataj stąd! - powiedział szorstko Jan. Nie miałam ani siły, ani ochoty się z nim kłócić, dlatego tylko odwróciłam się na pięcie i jak najszybciej poszłam do Szlachcica. Czyszcząc go rozmyślałam nad wszystkim co dziś widziałam i słyszałam, ale żadne sensowne wytłumaczenie nie przyszło mi do głowy. Nawet się nie zorientowałam kiedy zegar wybił 15:00, dlatego do biura dotarłam z kilkuminutowym spóźnieniem. - Witaj Lizi. Usiądź, musimy porozmawiać - Angela od razu przeszła do sedna sprawy, a wyraz twarzy pokazał podenerwowanie i przegraną. - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, ale zasiedziałam się u Szlachcica - wytłumaczyłam, ale ona jakby nie słyszała, wpatrywała się w krzesło z ponurym milczeniem, dając mi w ten sposób do zrozumienia, że czeka aż usiądę. - Posłuchaj... Nie byłam z tobą do końca szczera - zaczęła, kiedy zajęłam swoje miejsce. - Nie rozumie. - Nie dziwie się - powiedziała i uśmiechnęła się, nie był to jednak uśmiech szczęścia, raczej zawstydzenia, a wręcz zmęczenia życiem - sama ledwo rozumiem co się dzieje. Chodzi o to, że stadnina ma pewien problem - nie byłam zdziwiona, to udało mi się już wcześniej ustalić - a mianowicie... Stoi na skraju bankructwa i obawiam się, że będę zmuszona ją zamknąć. Ta informacja sprawiła, że nagle nie wiedziałam co zrobić, powiedzieć, pomyśleć, jak się zachować. Spodziewałam się wielu obrotów spraw, ale na pewno nie takiego. To było niemożliwe, tak nie mogło się stać, nie mi. Dlaczego, kolejny raz, moje mniej więcej odbudowane życie zaczyna się walić? Dlaczego ja? - Widzę, że ta informacja cię zaskoczyła - powiedziała po dłuższej chwili - ale zaraz powiem ci jak do tego doszło. Otóż po wypadku sprzed dwóch lat, Kaspian przestał brać udział w zawodach... - Zaraz, zaraz. Jaki wypadek? - spytałam zbita z tropu. - Och, ty jeszcze nic nie wiesz? - Angela wydawała się być zdziwiona tą informacją - W takim razie nie będę się zagłębiać w szczegóły. Wydaje mi się, że najlepiej opowie ci o tym sam zainteresowany, ale to omówicie później. Wracając do wyjaśnień, bez niego nasz skład przestał wygrywać, co oznaczało, że stadnina straciła swoją renomę i coraz mniej osób korzystało z naszych usług. Na czoło natomiast wysunęli się zawodnicy z "Mistrzów", ta stajnia od zawsze z nami konkurowała, a wtedy udało jej sie nas pobić. Powoli zaczęliśmy sie staczać, dziura w budrzecie tak nam dokuczała, że byłam zmuszona sprzedać wszystkich naszych chempionów. Wiedziałam, że naszym ostatnim ratunkiem są prywatni właściciele koni, wiec oszczędności stadniny zainwestowaliśmy w remont starych budynków i wybudowanie nowej stajni. Niestety, przeliczyłam się. Klientów wcale nie przybyło, a my popadliśmy w jeszcze większe długi. - A o co chodzi z tymi wyjeżdżającymi końmi? Sprzedała pani kolejne sztuki? - zapytałam po dłuższej chwili milczenia. - Nie, to Nowakowie przechodzą do "Mistrzów"... - powiedziała, po czym ze wstydem opuściła wzrok - mój syn, Natan, także skorzystał z ich oferty, bo okazała się lepsza od naszej. W tamtym momencie chłopak tak zmalał w moich oczach, że nawet wirusy, czy bakterie były przy nim olbrzymami. Wiele określeń na jego zachowanie ciało mi się wtedy na usta, jednak żadnego nie wypowiedziałam, żeby nie przysparzać Angeli jeszcze więcej smutku. Zamiast tego powiedziałam tylko: - Zaczekaj z zamknięciem jeszcze przez kilka dni, góra tydzień. Postaram się przez ten czas wymyślić jakiś sposób na wyciągnięcie stadniny ze wszystkich długów, a teraz muszę już iść - po tych słowach, nie czekając na odpowiedź, wyszłam żeby znaleźć Kaspiana. Musiałam się dowiedzieć co się wydarzyło dwa lata temu.
Posted on: Tue, 20 Aug 2013 21:50:37 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015