CO DALEJ Z POLSKĄ GOSPODARKĄ? Ponad trzy tygodnie temu Premier - TopicsExpress



          

CO DALEJ Z POLSKĄ GOSPODARKĄ? Ponad trzy tygodnie temu Premier na konferencji prasowej ogłosił, że budżet na rok 2013 trzeba będzie nowelizować, ponieważ brakuje w nim ok. 24 mld złotych. Wcale mnie ten fakt nie zaskoczył. Ekonomiści od dawna wypowiadali się w mediach, twierdząc, że założenia rządu odnośnie wzrostu gospodarczego na rok 2013 są nierealne i budżet się „nie domknie”. Nie zaskoczył mnie również rozmiar tak zwanej „dziury Rostowskiego” – mieliśmy do czynienia z większymi dziurami budżetowymi i jakoś to było. Na wspomnianej konferencji Premier i towarzyszący mu Ministrowie tłumaczyli, że o ile eksport trzyma się dobrze, a nawet lepiej niż rząd oczekiwał, to konsumpcja nam „siadła”. Premier tłumaczył również, że główną przyczyną całego zamieszania jest sytuacja na świecie, a my nie mamy na nią wpływu, przez co rząd został postawiony pod ścianą i jedyne co może nasz kraj uratować, to przyjęcie dwóch rozwiązań. Polegają one na tym, iż rząd w swoich resortach znajdzie 8 mld złotych oszczędności, a o 16 mld powiększy deficyt, przy okazji zmieniając ustawę o finansach publicznych. Zatem w teorii rozwiązanie rządu wygląda następująco: liczymy, że z czasem tempo wzrostu gospodarczego na świecie wzrośnie, co musi z czasem przełożyć się na wzrost konsumpcji Polaków i wtedy… I tu pojawia się pytanie: co czeka nas później? W roku 2008 tj. na samym początku kryzysu, na świecie w panowały dwa główne nurty walki z kryzysem. Pierwszy nazywam amerykańskim. Polegał on na inwestowaniu pieniędzy publicznych w gospodarkę. Poszło ono tak daleko, że pieniądze te zasiliły prywatne firmy w celu podtrzymania produkcji i świadczenia usług finansowych, tym samym ratując doinwestowane podmioty przed bankructwem. Drugi nurt nazywam niemieckim. Zakładał on tak zwane zaciskanie pasa, tj. skupienie się na deficycie budżetowym. O ile przyjęte rozwiązanie było dobre dla Niemiec i innych rozwiniętych gospodarek europejskich, to moim zdaniem problem polegał na tym, że przyjęły je także mniej rozwinięte i innowacyjne gospodarki europejskie, zatrzymując przy tym inwestycje i tnąc wydatki dla najuboższej części społeczeństwa. A gdzie w tym wszystkim w 2008 r. była Polska? Nasz kraj obrał trzecią drogę wyjścia ze światowego kryzysu. Polski rząd przyjął, że nie będzie robił tak zwanych nerwowych ruchów. Przecież kryzys nas nie dotknął, a Polacy kupowali na potęgę. Choć eksport spadł, to nie miało to dużego wpływu na naszą gospodarkę. Do tego uratował nas korzystny kurs złotego. Wydawało się, że przez kryzys przejdziemy suchą stopą, jednakże w 2008 r. rząd polski tak mocno skupił się na deficycie budżetowym, że zapomniał rozruszać inwestycje. Ponadto Premier i jego gabinet żyli w przeświadczeniu, że Polacy będą wiecznymi optymistami i będą kupować bez końca. Jednakże z czasem nasz kraj zaczął dopadać kryzys. W pierwszej kolejności firmy zaczęły zwalniać ludzi, przez co wzrosło bezrobocie. Nie bez znaczenia dla deficytu budżetowego była seria obniżek podatków przez poprzednie rządy. W latach 2001–2005 rząd SLD wprowadził liniowy podatek CIT. Następnie rząd PiS w latach 2005–2007 obniżył podatek PIT i składkę na ZUS, zaś za rządów PO postanowiono „ratować” gospodarkę następującymi działaniami: 1. Podniesiono podatek VAT z 22% do 23% i jestem przekonany, że za rządu PO doczekam się kolejnej. Przypomnę tylko, że podatek VAT jest jedną z wielu zmiennych odpowiedzialnych za to ile, jakie i które warstwy społeczne kupują towary i usługi. 2. Komisja Nadzoru Finansowego obostrzyła tak zwane rekomendacje (w szczególności rozchodzi się o S i T). Owo obostrzenie spowodowało, że banki udzielają kredytu ludziom z większym wkładem własnym, przez co stał się on mnie dostępny dla osób o niższych dochodach. 3. Jednostkom samorządowym ograniczono możliwość zadłużania się. Szczęśliwie na dniach Ministerstwo Finansów wpadło na pomysł, aby kredyty zaciągane na poczet inwestycji unijnych wyłączyć z metody liczenia gminnego deficytu. 4. Tak szumnie zapowiadanych inwestycji rządowych nie ma, a kiedy ruszą – tego nie wie nikt. Najlepszym przykładem niezdecydowania rządu w omawianym temacie jest rozbudowa Elektrowni Opole. 5. Ustawa o zamówieniach publicznych również pozostawia wiele do życzenia. Przy przetargach najczęściej stosowanym przez urzędników kryterium jest cena, a inne – np. jakość wykonania – są o wiele słabiej promowane. Powoduje to, że Polska jest ewenementem na skalę światową. Tzn. inwestycje infrastrukturalne, które budowały dobrobyt krajów rozwiniętych, u nas doprowadzają firmy podwykonawcze do licznych bankructw. Powoduje to, że Polska nie wykorzystuje potencjału środków z UE w takim stopniu, w jakim by mogła. Przedstawiona lista pokazuje tylko niektóre działania gabinetu Premiera i domyślam, że w toku dyskusji można jeszcze dopisać kilka lub kilkadziesiąt pozycji, które pokazałyby, czego nie warto robić w trakcie rządzenia w tak ciężkich czasach. Pozostaje zatem pytanie: co zrobić, aby gospodarka ruszyła? Moim zdaniem liczenie tylko i wyłącznie na poprawę koniunktury w światowej gospodarce to za mało, aby w nasz kraj mógł wejść na ścieżkę większego niż 4% wzrostu gospodarczego. Zatem w pierwszej kolejności należy: 1. Podnieść podatki PIT i CIT dla najlepiej zarabiających. Niestety PO z przyczyn politycznych tego nie zrobi, ponieważ taki ruch dla elektoratu tej partii będzie odbierany jako zdrada ideałów liberalnych i jego interesów. Poza tym, nasi obywatele powszechnie zmagają się z następującym tokiem rozumowania: gdybym był bogaty, to bym kupował na potęgę a moja konsumpcja powodowałaby, że pobudzałbym gospodarkę. Niestety bogaci ludzie po przekroczeniu pewnej granicy dochodów przestają konsumować, a zaczynają oszczędzać i grać na giełdzie co ma się nijak do rozwoju polskiej gospodarki. Najlepszym przykładem są gospodarki wysoko rozwinięte, gdzie nie ma podatków liniowych. Powiem więcej: w tych krajach nigdy nie było podatku liniowego i nie było też PIT z dwoma progami. Jednakże domyślam się, że pojawią się głosy typu: w Rosji wprowadzono podatek liniowy i Rosjanom żyje się dobrze. Należy jednak zapytać: czy chcemy się porównywać do kraju, w którym podatek liniowy wprowadzono tylko dlatego, aby ludzie w ogóle zaczęli płacić podatki? 2. Obniżyć podatek VAT. O tym instrumencie napisałem już wcześniej. Dodam tylko, że jego wysokość promuje lub karze produkty i usługi wytwarzane na terenie Polski. Kolejną kwestią jest to, że obniżenie podatku zawartego w produktach i usługach może powodować podwyższenie wpływów do budżetu. Kiedyś obniżono akcyzę na alkohol, co spowodowało właśnie taki efekt. 3. Podwyższyć płacę minimalną do 50% średniego wynagrodzenia. Osoby zarabiające najniższe uposażenie najczęściej nie mają żadnych oszczędności. Zatem mamy gwarancję, że dodatkowe pieniądze wykorzystają na konsumpcję na rodzimym rynku. Domyślam, się adwersarze będą używać argumentu, że tak „drastyczne” podniesienie płacy minimalnej spowoduje, że firmy zaczną zwalniać tych, którzy pobierają taką pensje i tym bardziej im oraz gospodarce zaszkodzimy. Jednakże sądzę, że kiedy wytłumaczy się właścicielom firm i korporacjom, że to w dłużej perspektywie pobudzi konsumpcje i firmy wejdą na większe obroty, to zrozumieją taki ruch ze strony rządzących. 4. Rozpocząć rządowe inwestycje w infrastrukturę. Najlepiej w subsydiowane mieszkania dla uboższej części społeczeństwa. Wybudowane a następnie urządzane przez lokatorów mieszkanie przyczynia się do nakręcania spirali konsumpcji, do tego ma to wpływ na zwiększenia liczby dzieci w rodzinach. Przy inwestycjach należy preferować polskie firmy wykonawcze. Mistrzami w protekcji rodzimych firm są Włosi, którzy nie tylko, że wycofali z Tychów produkcję Fiata Pandy, to do tego sprzedali nam Pendolino. 5. Przywrócić zdolność kredytową Polakom tj. obniżyć rekomendacje S i T. Moje przemyślenia opierają się na założeniach, że trzeba stworzyć silnego, polskiego konsumenta przy jednoczesnym wdrożeniu rządowych inwestycji, które będą kołem zamachowym dla polskich firm. Zdaję sobie sprawę, że powyższe zalecenia są niesmak korporacjom i bogatym ludziom, którzy stoją na stanowisku, że naruszają one nie tylko ich interesy, ale przede wszystkim interesy najuboższych. Przecież, to oni są pracodawcami i to oni wiedzą najlepiej co należy zrobić, aby żyło się nam lepiej. Niestety kiedy rozmawiam z ludźmi o niższych dochodach, to idzie wyczuć, że żyje się im jeszcze gorzej niż rok temu. Najczęściej mówią, że jeszcze 2 lata temu to pracowało więcej członków rodziny. A teraz, w ich gospodarstwach domowych to prawie nikt nie pracuje. Obecna sytuacja powoduje, że dochodzi do jeszcze większego rozwarstwienia polskiego społeczeństwa. Bogaci i korporacje są w opozycji do uboższej części Polaków. Podział ten odzwierciedla się również na scenie politycznej. Platforma Obywatelska reprezentuje najbogatszą część społeczeństwa, a Prawo i Sprawiedliwość tą najuboższą. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że polskie partie polityczne nie potrafią toczyć ze sobą dialogu co przekłada się bezpośrednio na jakość życia polaków. Platforma Obywatelska dalej tkwi w micie skutecznej, liberalnej gospodarki gdzie się stawia tylko i wyłączne na interesy korporacji. Zatem ze strony rządowej nie doczekamy się jakichkolwiek decyzji mających na celu poprawę sytuacji uboższych Polaków. Prawo i Sprawiedliwość zaś jest partią o sprzecznej doktrynie ekonomicznej. Liderzy tej partii twierdzą, że polepszą los Polaków inwestując, jednocześnie obniżając podatki. Sojusz Lewicy Demokratycznej również swego czasu się pogubił obniżając i ujednolicając podatek CIT do 19%. Teraz szef tej partii Leszek Miller musi trzymać się tego rozwiązania, ponieważ to on był głównym jego zwolennikiem. Niestety programy ekonomiczne głównych sił politycznych w Polsce są niewiarygodne. Pozostało nam zatem czekać na nowe otwarcie wśród nich tj. obalenie obecnego szefa danej partii lub na powstanie nowej. Niestety na nic takiego się nie zanosi w najbliższym czasie.
Posted on: Sun, 11 Aug 2013 16:02:32 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015