Film o ataku terrorystycznym na Biały Dom musi być bardzo - TopicsExpress



          

Film o ataku terrorystycznym na Biały Dom musi być bardzo amerykański. „Olimp w ogniu” jest amerykański do bólu. Nowa produkcja wytwórni Millenium Films odznacza się wszystkimi elementami, z jakich powinien składać się kasowy film sensacyjny. W „Olimpie w ogniu” jest gwiazdorska obsada (Gerard Butler, Aaron Eckhart, Morgan Freeman, Melissa Leo, Ashley Judd), reżyser z niezłym warsztatem (Antoine Fuqua), mięśniacy w garniturach i okularach przeciwsłonecznych. Nie brakuje wielominutowych strzelanin, wybuchów, nowoczesnych broni. Jest wróg – w dodatku całkiem aktualny, bo z Korei Północnej. Jest demoniczny i bezwzględny herszt złoczyńców. Jest zdrajca. Jest dziecko, które trzeba uratować. Jest wreszcie niezłe tempo, bez którego kino akcji nie mogłoby istnieć. Do pewnego momentu filmowi nie można niczego zarzucić. Nieskomplikowana fabuła rozwija się tak jak w wielu innych sensacyjnych filmach. Mike Banning (Butler) pełni rolę szefa prezydenckiej ochrony, ale gdy w wypadku ginie pierwsza dama (Judd), zrozpaczony prezydent Asher (Eckhart) odsuwa agenta. Kilkanaście miesięcy później dochodzi do wspomnianego zamachu terrorystycznego. Doskonale zorganizowani przestępcy inspirowani przez Pjongjang napadają na Waszyngton, zdobywają Biały Dom i pojmują głowę państwa. Jedyną osobą mogącą uratować Stany Zjednoczone jest Banning, który niepostrzeżenie przedziera się do siedziby prezydenta. Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy na scenie zostaje jeden aktor. Nie jest to jednak wina Butlera, który z racji imponującej postury doskonale nadaje się do roli twardego komandosa, w heroicznym boju mordującego zastęp Koreańczyków. Winę ponosi reżyser. Po znakomitym „Dniu próby” Fuqua został uznany za jednego z najzdolniejszych amerykańskich filmowców, ale kolejnymi produkcjami konsekwentnie udowadniał, że była to opinia wygłoszona na wyrost. Już po kilku minutach buszowania Banninga po Białym Domu można odnieść wrażenie, że coś jest nie w porządku. Butler nie tylko porusza się po budynku z gracją otyłego słonia, ale również stara się dowcipkować. Fuqua wkłada w jego usta słowa, które ćwierć wieku temu mógł wypowiedzieć John McClane (Bruce Willis), bohater legendarnej „Szklanej pułapki”. Wyzłośliwianie się nowojorskiego policjanta z małżeńskimi problemami i słabością do alkoholu miało jednak niebywały urok, przeszło do kanonu kina sensacyjnego. Do dzisiaj – niestety – kolejni reżyserzy odkopują bohatera z wieżowca Nakatomi Plaza. Fuqua popełnia jeszcze większy błąd – nie odkopuje McClane’a, tylko przenosi go do innego ciała.
Posted on: Wed, 17 Jul 2013 10:48:02 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015