Kufer Penelopy I Powiedział pewien Grek mądry: „Mądrzejszy - TopicsExpress



          

Kufer Penelopy I Powiedział pewien Grek mądry: „Mądrzejszy jest oszukany niż ten, co nie dał się zwieść”. Mądrzejszy jest oszukany, bo świat rzeźbiony jest z wiary, z miłości i boskiej sztuki. Bardzo mądra była Penelopa. Nie wszyscy wiedzą, że niebo zrobione jest z oczu niebieskich i patrzy bardzo niewinnie. Anioły są na witrażach i słońce jest szybką witraża, przez którą prześwieca Bóg. Poznań jest wyspą samotną i w oczy parska mu morze, pełne potworów i przygód, okrętów, wiatru i tęsknot. Długo patrzy w morze Penelopa, przez łzy, przez wachlarz poezji. Księżyc jest jak srebrny łuk Odysa, nie sięga po niego nikt. A Odys płynie i płynie, na żaglach łacińskich fantazji, do domu płynie przez świat. Przez morze wiedzie go mądrość i mądrość ma oczy niebieskie. Nie wraca już od tak dawna, że zdrzemnął tymczasem się Homer, pożółkły stronice eposu, spłowiała zieleń szat wiernych. Za dużo jest wysp, czarodziejek, lotosu i słów uskrzydlonych, by wrócić do domu zbyt prędko. Za dużo jest wysp, czarodziejek, lotosu i słów uskrzydlonych, by żyć można było bez sztuki. II Były to czasy, gdy morze pieniło się wokół Poznania i wpadało z hukiem na przedmieścia. Nawet na Gwarnej i Farnej słychać było jeszcze jego szum. Niektórzy sądzili, że syczą w ten sposób „te kręte kolumny, przez które tak trudno nam w Farze jest skupić się na modlitwie.” Bo „barok się wziął z tego węża, co owinął się tak sprytnie wokół drzewa i – drzewo rajskie! - zadusił.” „Ach, skończmy z tym już – wołano. – I powróćmy znów do średniowiecza”. Tymczasem pod domy solidne podpływały nimfy i syreny. Z siatkami pełnymi chleba, z teczkami pełnymi wiedzy napadała nagle świat muzyka i trzeźwych mieszkańców Poznania znienacka coś zachwycało. - „Monteverdi?” – nie wiedzieli urzeczeni i rzucali się w to dziwne morze, w to morze - mówi poeta – przejrzystsze, głębsze od snu. I mówiono, że to Monteverdi porywa ludzi do morza. Mówiono: desinit in piscem wszystko, co w mieście tym piękne. Mówiono, żeby nie śpiewać, w dziwnym chórze na dnie srebrnych fal. A morze jest całe z koronki, całe z ciemnych kufrów Penelopy. I jest w tym kufrze tkanina wyszywana niezwykłymi przygodami. Tam jest także cała ta opowieść, tam są czary wszystkie i potwory. Lajstrygoni i Lotofagowie i wyspa Feaków Scheria. Jest wszystko, czeka na powrót, zamknięte na wierny klucz. III Jest cyklop na dnie ciemności. Na wyspie mieszka, w jaskini. Jak wszystkie takie potwory nie umie zbudować domu. Dlatego jest sfrustrowany. Polifem uwięził Odysa. Ma zamiar pożreć go zaraz. Wciąż ciska ludźmi o ziemię, aż bryzga różowy mózg. - Carpaccio z mózgu ludzkiego podaje się z kroplą cytryny. – powiedział uprzejmie Odys. – Pasuje do Amontilado. Pan potwór się poczęstuje? Najgorsze jest w tych cyklopach, że jedzą nas na surowo. Bez noża i bez widelca, bez przypraw i przeżegnania. Nie czytało nigdy jedno oko receptury starej na człowieka. Cyklop nie wie, że brzmi ona tak: Uszy człowieka rozmiękczać muzyką i konwersacją. Oczy człowieka nasycać barwami i harmoniami. Język człowieka zasupłać a ciało gimnastykować. Serce człowieka zaprawiać miłością, wiarą i cnotą. Potem można się z nim zaprzyjaźnić. Najgorsze jest w takich potworach, że jedzą nas i bekają. I mówią tylko: - A... co? Na szczęście dla tej historii Polifem skosztował wina. Potwory i barbarzyńcy, jak wiemy, nie rozcieńczają, a dobry trunek zmieszany z pełnymi przekleństw myślami powoduje bardzo ciężki sen. Obiecała pożreć go na końcu wdzięczność ponura Polifema, zahartował jednak Odys w ogniu drąg. Oślepić we śnie cyklopa Nikt nie potrafi? Oślepić we śnie cyklopa potrafi Nikt. (Tak właśnie w języku potworów my wszyscy się nazywamy.) I uciekł Odys z jaskini, zwisając pod brzuchem barana, zanim wszystko spruła Penelopa. „Nie przeznaczono żyć nam jak zwierzęta, lecz poszukiwać cnoty i Poznania...” – mówiło serce przemyślne, przez morze płynąc, przez łzy. Kto stracił wszystkich przyjaciół i molestował go baran, aż strach, że Iliadę rozpęta, nie dosyć mu Odysei. A swoją drogą Polifem, zaiste, brzydki to typ. Gdy ujrzał raz jej pierdnięcie, zakochał się w Galatei: zachwycił się niewymownie, że nimfy subtelne też. I nie zauważył, że cichacz ten z innej przecież był sfery: wonny, czarowny, muzyczny, z eteru cały i tęczy. Cóż, jedno oko cyklopa nie widzi, że prawda jest piękna, że przestraszona tym wszystkim ucieka daleko w mit. Tymczasem jednak powróćmy do domu i Penelopy. IV Były to czasy, gdy Poznań wciąż pełen był jeszcze poezji, snów i afektów strzelistych. Motyl poezji krążył wokół świecy, oka jasnego, słońca duszy. Ślady skrzydeł i pazurów syren nosili w sercach swych wszyscy. Całymi dniami poeci patrzyli w oczy głęboko, w jasności głębsze od snu. Jak salamandry żyli ogniem samym, czarem, urokiem, zapatrzeniem. Szczęśliwi we śnie, w perskich mrokach nocy, wsłuchani w laurowy wiatr. Wypływali w morze trubadurzy, na śmierć i miłość daleką. Westchnieniami przewietrzali dusze, sonetami odmierzali czas. Zajmowały księgi się od duszy, świat cały płonął i jaśniał. Dawny płomień wzbijał się ku niebu, porywała wzwyż szlachetnych miłość. I wprawiała słońce w ruch i gwiazdy. I uśmiechem była nad księgami. Kto zaglądał w oczy, widział duszę – całą w gwiazdach, firmamentach, fałdach chmur. Marniała ziemia od żaru i w heliotrop przemieniona Klytia. Składano śluby czystości, z pasji, w kościele Platona. Wyznawano amo amabam. Patrzano wciąż na świat cały przez zasłonę jasną zachwycenia. Penelopa miała wielu zalotników. Niejeden już ją molestował sonetem, kanconą, balladą, lecz zawsze uciekła przed puentą. Niejeden, ust jej spragniony, kłaść musiał na swoje czoło tylko okład chłodny z Akwinaty. Niejeden chciał tego serca, lecz było wciąż za morzami, w wichrze, na wyspach dalekich. I wciąż wierna była Penelopa. V Jest grota jasna, kwitnąca, otwarta na morską światłość, szmaragdów pełna i fontann, arrasów i stalaktytów. I jest wirydarz misterny, co jednej krwi jest z mądrością, są pomarańcze i mirty i cedry pachnące i bukszpan. Przed jego losem Odysa ukrywa nimfa Kalypso. W kwiatach i słowach skrzydlatych ukrywa też samą śmierć. Krajobraz sztuki jest dziwny, zieleni pełen świetlistej, ogród ze szkła i jedwabiu, stworzony przez silny czar. Posągi tam dokazują i nagie przechadza się piękno: czaruje i obiecuje przyjemność i nieśmiertelność. Zostawia w piasku wśród pereł ślad stopy skrzydlatej sam Hermes. I słowa różne tajemne, w języku bogów i snów. Jest przejście z groty kwitnącej w las czarny, mrok Persefony. Penelopa często o nim śni. I słyszy we śnie szczekanie psa trzygłowego i stąpa po czarnych kamieniach trwogi. To nie są czarne kamienie, to są czarne oczy Eurydyki: nie mogą nikogo zatrzymać, one muszą zostać tam w ciemności. I słyszy we śnie szczekanie potwora nie powracania i nie ma w sobie nadziei i krzyczy przez sen i śmierć. Zanosi na wyspę Poznania wiatr duchy i prochy umarłych. A duchy mogą przemówić, kiedy napiją się krwi. To wtedy trzaska kuframi, wtedy krzyczy właśnie Penelopa, lecz krzyk zostaje w ciemnościach i Odys nie słyszy nic. Nie słyszy, bo szumią nymphea, na harfie gra wdzięczna Kalypso. Wywiodła Cerbera z podziemi muzyka i trzyma go tam. Muzyka jest cała z lotosu, wieczności i zasłon świetlistych. W muzyce spoczął bohater, w zachwycie dziwnym i śni. Tak tęsknić by mógł życie całe, lecz litość w sercu ma nimfa. Są czary tak wielkoduszne, że działać przestają same, by dopełniła się wierność, dopełnił się zwykły los. Szykuje łódź Odysowi powrotną nimfa Kalypso. I morze układa się w fałdy jak płótno samotne gdzieś w kufrze. I płynie Odys do domu, tka drogę mu Penelopa. W objęciach zaczarowanych zostawił swą nieśmiertelność. Lecz czymże jest nieśmiertelność bez ręki prującej płótno? I czymże jest nieśmiertelność bez kufrów zamkniętych na klucz? VI Były to czasy, gdy damy miały tyle przygód fantastycznych, że mężowie ich nie mogli upilnować. Nie mogli oglądać bez obaw okien i prognoz pogody i frustrował ich baryczny niż. Wiedzieli, że chmury są jurne, pełne wciąż nasienia bogów greckich, i że lubią je, niestety, ich małżonki. I że lubią lekkie czułe krople, delikatny i namiętny deszcz. Cóż, trzeba przyznać, mężczyźni nigdy być nie mogą dość puszyści, zamgleni i delikatni dla swoich polotnych żon. A zresztą w czasach tych miasto nie zatrute było jeszcze miazmatami z mrocznych fiolek niejakiego Freuda, szarlatana od kanalizacji. Obłoki były wciąż czyste, krystaliczne, elektryczne, erotyczne, nie przyćmione dymem podejrzenia. Bóg jeszcze w siebie nie zwątpił i nie wylał z nieba z deszczem wszystkich świętych, by otoczyć się chórami psychologów. I uwielbiał grecką mitologię. Cały Poznań więc całował chmury, niebo śmiało się ze wszystkich okien. Kobiety nosiły w portfelu obłoki z płócien Correggia, zamiast zdjęć mężów i dzieci. Wchodziły na szczyty Poznania, na ratajskie słynne casa torre i leżały nagie w cumulusach, in nubibus i w pieszczotach parujących, aż je skręcał w końcu reumatyzm. A dziewięć miesięcy potem kwiliła w Poznaniu mgła. Mówiono, że jest tak gęsta, bo karmiona była mlekiem ludzkim, piersią, wciąż dyszącą niezwykłymi fantazjami. Aż w końcu rozcinał ją krzyk, zazdrości i ślepej furii. - To Pallas robi tę mgłę – tłumaczyły mężom się kobiety. – Nie mamy z tym nic wspólnego. - Wielmożnością Jego chmury przebiegają – wzdychała pobożna pani, zamykając zabobonnie okna. Pukały w szyby kroplami, podglądały, gdy się rozbierała, i wisiały nad nią cały dzień, obłoki były natrętne. I musiała się ubierać wierność w nieprzemakalne dessous. VII Jest morze, fal dźwięcznych pełne, most światła łączący wyspy. Wypłynęło całe z wiolonczeli, której dotknął smyczkiem światła Bóg. Pogoda jego zależy od repertuaru koncertów, dlatego czasem w Poznaniu zamyka się filharmonię. Są fale wiolonczelowe i ciemne od dna otchłani, są fale fletu słoneczne i fale są fortepianu. Od trąby i klawesynu zazwyczaj robią się sztormy. I można kierunek wiatru odgadnąć po ruchach smyczka. Muzyka jest niebezpieczna, ma wiry swe i otchłanie. Podczas słuchania koncertu należy trzymać się krzesła. Iluż harpunem za uszy wyciągać musiał Posejdon z jakiegoś molto vivace, appassionato i largo! I morze jest niebezpieczne: śpiewa o wojnie trojańskiej, trzeba przywiązać się mocno, by nie paść pastwą syreny, próżności i heksametru i głębi, w której jest Scylla. Od pasa w górę kobieta, poniżej sześć wściekłych psów. Jęczą w jej paszczach okrutnych: Anchimos, Ormenios, Stesjos. I jęczą w nich też: Sinopos, Ornytos i Amfinomos, traci przyjaciół swych Odys w śliniących się morskich pyskach. Wywija ramion dwanaście, wykręca się wciąż sześć szyj, a Odys nie ma gdzie uciec i męczy się, cupiens vitare, bo z drugiej strony Charybda. Charybda jest bulimiczką, pożera morze i rzyga. Jej dieta składa się głównie z okrętów, ryb i topielców. Od masztów i olinowania zazwyczaj dostaje sraczki. Gdyby połknęła Odysa, miałaby w sobie przemyślność, tęsknotę, długą żeglugę, zgiełk Troi, metrum i rapsod. Lecz nie ma w sobie rapsodu, bo Odys uciekł z półmiska. VIII Onego czasu na ziemi cień swój jeszcze zostawiały serafiny. Przefruwało czasem nad Poznaniem aniołów tyle, że niebo robiło się ciężkie od skrzydeł, złociste i pastelowe. I między ziemią a niebem, między naturą a Bogiem, polatywali poeci, na skrzydłach wyrosłych z ran. Penelopa była mądra, była skryta, cała z cnoty, z tęsknot i ze Sparty. Namiętnie praktykowała małe podstępy wierności. Trzeba mieć światło w swej duszy, by pisać światłem jak Bóg. Lub trzeba fotografować. Prawdziwie wierna kobieta kokietuje i odpycha wszystko. Fale morza i uśmiechy szczęścia, obłoki i jednorożce. Potrafi podtrzymać płomień, długo i z dala od siebie. I nie ma dobrej opinii. „Fides Graeca!” – uśmiechają się z przekąsem, gdy znów widzą, jak flirtuje z byle kim. Sam jeden Homer zna prawdę: przebiegłość niewinnych całą. To ona wycina ze świata niewielkie magiczne quadri i przenosi w zachwyt, poza świat. Nosi w sercu swoim czarną ramę. Jej życie układa się w wiersz a ona go zapomina. Przepędza wachlarzem poezji inkuby osamotnienia. Ma w sobie muzykę jasną, która przemija bez ech. Kochać miłością artystyczną, pozostając wiernym, można wszystko. Można kochać złote pręgi wody i skórę kameleona, można kochać świat i więcej jeszcze. Wierność to kufer zamknięty, lecz mający czarodziejskie dno. Tam właśnie jest niebo może. Jest wierność cierpliwa skóry i pamięć długa dotknięcia. I wierność jest wielu lat. Zachwycała zatem serafiny, łapała je w akty strzeliste. I dały jej się oswoić. Mówiło jej serce własne: „normalność to suma szaleństw”. Tak jak Odys od Kalypso wracał ból, a ona się uśmiechała. I płynął okręt cierpliwie, wiatr przywiązał się do masztu ideału. Przechadzały się po świecie incognito piękności i cnoty wielkie. Oczyszczały rogiem swoim jednorożce wody zatrute przez węże. Świat był wielkim listem od Odysa i tkaniną piękną Penelopy. I do Boga był posłany, zwój i list. Bo gdy między kobietą i mężczyzną jest wierność i miłość może, to gdy nawet oddalają się od siebie, rozpinają między sobą sieć świetlistą. I chwytają w sieć ten cały świat i do Boga niosą, do korekty. A potem poprawia go Bóg, dopuszczając do współpracy świętych, wyobraźni świętych swych - artystów. I zamyka w kufrze Penelopy, pełen sensu, światła, czystych barw. IX Istotą każdego kufra jest pięknie rzeźbiona skrytość. W zamkniętej szczelnie ciemności tkanina spoczywa stara. Jest na niej zmierzch pełen lamii, jest morze świetliste i pejzaż. Wiatr pyzaty dmucha w mappa mundi, pasie świnie Kirke - czarodziejka. Posejdon wbija swój harpun w Stary Rynek, w serce fotografii. Po ścieżkach politropicznych, od wody przychodzi śmierć. Kosz niesie z brudną bielizną i losem swym Nauzikaa. Przez morze płynie Lewiatan, powozi smokami noc. Syreny są Septuaginty, koleżanki dawne Persefony. I nazwy są wszystkich rzeczy, w języku bogów i snów. Jest prawda w kufrze tym ciemnym. I welon jest Weroniki. Twarz, której nie dotknął pędzel, a tylko gest miłosierdzia. Wciąż jeszcze świecą w ciemności jasne czyste oczy Santo Volto. Obrazy biorą z nich światło, harmonię, łagodność, sens. Stoi ten kufer rzeźbiony w cubiculum pustym, pełnym tęsknot. Gdy Odys w końcu powróci, Bóg wyjmie z niego mrok cały i przedłuży kochającym noc. Nie ma w sobie czarów Kirke i Kalypso, ale podróż tę utkała Penelopa. Odpłynął Odys daleko, w głąb serca pełnego wiary. Jeżeli zabraknie w nim wiary, to Kirke przemieni go w świnię. I wiele spotka potworów, absit omen, i Cyklopów wiele spotka, jeśli w sercu tym zapadnie mrok.
Posted on: Sun, 06 Oct 2013 12:29:06 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015