Reprezentacja Polski: kto był najbardziej lewy? Wspaniale jest - TopicsExpress



          

Reprezentacja Polski: kto był najbardziej lewy? Wspaniale jest być piłkarzem polskiej kadry – albo wygrywasz wbrew trenerowi, albo przegrywasz przez niego. W skrócie: albo ty zwyciężysz, albo on zostanie pokonany - pisze Krzysztof Stanowski w Przeglądzie Sportowym. ;) Kiedy Waldemar Fornalik przejmował reprezentację, publicznie wyraziłem radość z jednego powodu: wreszcie to piłkarze wezmą odpowiedzialność za wynik. Oni albo te eliminacje przegrają albo wygrają, trener im ani szczególnie nie pomoże, ale też piaskiem w tryby nie sypnie. O ja naiwny! Dzisiaj winny jest wyłącznie (były) selekcjoner, natomiast zawodnicy analizują błędy i zastanawiają się, co poszło nie tak. Towarzyszy im powszechna wyrozumiałość, wręcz współczucie, że przecież się starali, a jakiś patafian z ławki sabotował wszystkie posunięcia. Robert Lewandowski niezmiennie – jak po Euro 2012 – zapewnia, że ta drużyna ma przyszłość, a dziennikarze skrzętnie jego złote myśli notują. Papier wszystko przyjmie. Wspaniale jest być piłkarzem polskiej kadry – albo wygrywasz wbrew trenerowi, albo przegrywasz przez niego. W skrócie: albo ty zwyciężysz, albo on zostanie pokonany. To jak granie w kasynie cudzymi pieniędzmi: twoja odpowiedzialność jest zerowa. W całym tym układzie – chociaż brzmi to nielogicznie – pozostajesz ofiarą. Mógłbyś być gwiazdą eliminacji, mógłby mówić o tobie cały świat, ale smutny facet oglądający mecze z ławki ewidentnie ci przeszkadza. Na koniec nikt nie zastanawia się, których piłkarzy przed następnymi rozgrywkami należy wymienić, ale czy facet w trykocie będzie miał więcej szczęścia niż facet w garniturze. Oczywiście, roli szczęścia nie zamierzam bagatelizować, w futbolu jest ogromna, a już sam Napoleon mówił: Od dwóch dobrych generałów wolę jednego, który ma szczęście. Gdybym miał ułożyć ranking osób najbardziej odpowiedzialnych za klęskę w eliminacjach mundialu 2014, to na pierwszym miejscu wcale nie umieściłbym Waldemara Fornalika, ale wspomnianego Lewandowskiego. Siłą Jerzego Engela był zabójczy Emmanuel Olisadebe, siłą Pawła Janasa uzupełniający się Maciej Żurawski i Tomasz Frankowski, a Leo Beenhakker stał się tym wielkim Beenhakkerem, bo w meczu z Portugalią Euzebiusz Smolarek strzelił w bramkę, a nie obok niej. Co miało być siłą Fornalika? Lewandowski z jednym golem z Czarnogórą, po którym tak dumnie uciszał krytyków? Tak, wiem, dwa razy jeszcze trafił z rzutów karnych w spotkaniu z San Marino… Możemy opowiadać bajki o niefunkcjonującej drużynie, która nie stwarzała Lewandowskiemu sytuacji i o dream teamach, które raz po raz wyprowadzały Olisadebe/Żurawskiego/Frankowskiego/Smolarka na pozycję. Nie kupuję tego. Pamiętam tamte spotkania i pamiętam, że Olisadebe wykorzystywał prawie każdą sytuację, jaką miał, a Lewandowski prawie każdą, jaką miał, zmarnował. Miał dwie dobre okazje w wyjazdowym meczu z Czarnogórą – zmarnował. Miał dwie okazje w wyjazdowym meczu z Mołdawią – zmarnował. Miał trzy okazje w wyjazdowych meczach z Ukrainą i Anglią – zmarnował. Uderzał (nędznie) na bramkę także w meczach u siebie: z Anglią, Ukrainą i Czarnogórą. Kompilację wszystkich jego szans można było obejrzeć na Weszło. To dość smutny filmik, cztery minuty nieporadności, niedokładności i po prostu – no przepraszam bardzo – zwykłej pierdołowatości. Lewy oczywiście umie grać w piłkę, jest znakomitym napastnikiem, ale eliminacje mistrzostw świata zawalił koncertowo i jako pierwszy pociągnął Fornalika na dno.
Posted on: Sat, 19 Oct 2013 11:51:44 +0000

Trending Topics



Recently Viewed Topics




© 2015